Do odległej, beskidzkiej wioski przyjeżdża człowiek, który nosi pewną tajemnicę – tak rozpoczyna się "Wino truskawkowe". O swoim filmie i współpracy z Andrzejem Stasiukiem opowiada w rozmowie z TVN24.pl reżyser Dariusz Jabłoński.
Doświadczony debiutant Z zawodu jest reżyserem, ukończył łódzką "Filmówkę", ale na co dzień zajmuje się produkcją filmów. Prowadzi nawet własną firmę – Apple Film Production, dzięki której powstały takie obrazy jak „Przedwiośnie”, czy „Sezon na leszcza”. Ale własne filmy Dariusz Jabłoński robi niezwykle rzadko, powstało ich zaledwie kilka. – Reżyseruję tylko wtedy, kiedy mam poczucie, że to tylko ja zrobię ten film – wyjaśnia. I rzeczywiście – w niewielkim dorobku autorskich dokonań Jabłońskiego znaleźć można prawdziwe perełki.
Do nich niewątpliwie należy „Wino truskawkowe”. To debiut fabularny Jabłońskiego, który dotychczas znany był wyłącznie jako dokumentalista. Praca nad scenariuszem trwała 10 lat, film kręcono przez dwa lata. Dlaczego tak długo? – Byłem zajęty jako producent – tłumaczy Jabłoński. Poza tym takie tempo pracy narzucił współscenarzysta filmu – znany pisarz, Andrzej Stasiuk. Pisanie ze Stasiukiem „Wino truskawkowe” jest luźną adaptacją „Opowieści galicyjskich” Stasiuka. – W „Opowieściach galicyjskich” jest to, co w powieściach Stasiuka cenię najbardziej: poczucie humoru i dystans do świata. Poza tym proza Stasiuka jest piekielnie filmowa, tam są gotowe obrazki – mówi Jabłoński. Dlatego reżyser zdecydował się na próbę przeniesienia na ekran powieści. Ale to nie był proste, najpierw trzeba było odszukać pisarza, który zaszył się w okolicach Beskidu Niskiego. – Ponieważ Stasiuk nie miał telefonu, to napisałem do niego list. Po miesiącu dostałem odpowiedź, że on też jest zainteresowany. I później zaczęliśmy dyskutować, gdzie się spotkamy – wspomina Dariusz Jabłoński. – Trochę to trwało zanim się zgraliśmy, ale to była genialna współpraca – podkreśla.
To, co w „Opowieściach galicyjskich” mnie zafascynowało, to są postaci. Postaci, które mają niezwykłe losy, w obliczu tragedii zachowują godność, a ich filozofia życiowa pozwala im przetrwać życiowe burze. Ci ludzie żyją na ziemi, która oprócz swojego niespotykanego piękna kryje w sobie mnóstwo dramatów. O czym najlepiej świadczą rozsiane wszędzie krzyże i cmentarze – tu polski, tam łemkowski, austriacki, żydowski. Dariusz Jabłoński
Stasiuk do końca nie wierzył, że całe przedsięwzięcie się uda i – jak wspomina reżyser – trochę się przeraził, kiedy do małej wioski zjechała cała ekipa filmowa – 80 osób, kamery, wozy i sprzęt. – I tak przez cztery pory roku, co trzy miesiące, spotykaliśmy się w Beskidzie Niskim. W międzyczasie bardzo się wszyscy zaprzyjaźniliśmy i żałowaliśmy później, że zabrakło nam tej piątej pory roku… – śmieje się Dariusz Jabłoński. Bieszczady i wino truskawkowe Bohaterem filmu jest Andrzej, trzydziestokilkuletni policjant z Warszawy, który przyjeżdża do małej wioski, żeby zaszyć się tam, wyciszyć i oddalić od dawnego życia. – Myślę, że każdy ma w swoim życiu taki moment, kiedy czuje, że powinien szukać innego miejsca – mówi reżyser. W życiu Andrzeja moment ten wyznacza osobista tragedia – śmierć córki. Właściwie nie dowiadujemy się, co się z nią stało. Oglądamy tylko jej fotografie, a raz dziewczynka ukazuje się ojcu.
Żeby pogodzić się z tą stratą Andrzej rozpoczyna pracę w prowincjonalnym komisariacie, w małej miejscowości przy granicy ze Słowacją. Stopniowo poznaje też mieszkańców tej popegeerowskiej wioski – bezrobotnego traktorzystę, cygana – „gumiarza”, księdza, drobnego przedsiębiorcę, wreszcie – młodą Słowaczkę, Lubicę (w tej roli słowacka aktorka – Zuzana Fialova), z którą połączy go romans.
Andrzej zaprzyjaźnia się z tymi prostymi, a zarazem fascynującymi ludźmi, którzy z łezką w oku wspominają czasy świetności PGR–u. A tym co, poza przyjaźnią, łączy tę społeczność jest lokalny alkohol – wino truskawkowe. – Takiego przecież nie ma! – podkreśla reżyser, zdradzając tym samym, że napój spożywany w filmie ma szczególne, metaforyczne znaczenie. - Wino truskawkowe nie jest napojem prymitywnym, to "eliksir bogów", o którego smaku wszyscy przecież marzymy - wyjaśnia Jabłoński.
Poznając świat mieszkańców wioski, Andrzej coraz mocniej wnika w ich sprawy. To właśnie jemu objawi się pokutujący duch jednego z chłopów (Kościejny), który zamordował swojego sąsiada za to, że zdradzała go z nim jego żona. Andrzej będzie musiał spełnić jego prośbę... Historia mężczyzny złamanego przez życie - To jest historia o mężczyźnie w sile wieku, którego łamie życie – opowiada Dariusz Jabłoński. - On jest bezwolny, wypalony, nie jest aktywny, chociaż to silny, potężny mężczyzna – kreśli portret głównego bohatera filmu. Od początku było wiadomo, że zagra go czeski aktor, Jiri Machaczek. – Wiedziałem, że wyruszam w podróż dotyczącą delikatnych spraw, dlatego pomyślałem sobie, że będzie mi trudno o tym rozmawiać z moimi znajomymi – aktorami; wtedy pomyślałem o Machaczku – że to może być niezwykła podróż – mówi Jabłoński.
41-letni Jirzi Machaczek to jeden z najpopularniejszych aktorów w Czechach. Polskim widzom znany jest przede wszystkim z filmu "Samotni" z 2000 r., w reżyserii Davida Ondriczka, według scenariusza Petra Zelenki. Machaczek zajmuje się nie tylko aktorstwem. Jest również wokalistą rockowego zespołu muzycznego MIG 21, który koncertował m.in. w USA i na Słowacji.
"Wino truskawkowe" to film mistyczny, łączący elementy komedii i intrygującego kryminału, a przede wszystkim ukazujący magię miejsc i ludzi. Podejmując pracę na prowincji, Andrzej chce się wewnętrznie wyciszyć. Na szczęście spotyka ludzi, dzięki którym zyskuje całkiem nowe spojrzenie na świat. Jiri Machaczek
Według reżysera, ta sytuacja miała niewątpliwy wpływ na przyjaźń, która połączyła członków ekipy filmowej. - Myślę, że to też wynika z tych Jaślisk, że tam się spotykaliśmy, wśród tych ludzi, w tym klimacie i przy minus 35 stopniach - to wszystko powodowało, że nasza przyjaźń była bardzo mocna – dodaje reżyser. Zwraca też uwagę na wiarę i zaangażowanie ze strony wybitnych aktorów (np. Jerzego Radziwiłłowicza, Macieja Stuhra), którym mimo wszystko „chciało się telepać tam, na koniec świata”. Zdaniem reżysera, to jest zasługa Andrzeja Stasiuka. - Oni (aktorzy) czytali scenariusz i mówili „jak ja zawsze chciałem zagrać według takiego scenariusza, w takim filmie” – mówi Jabłoński. Przypomniał też jak aktor, grający rolę Kościejnego – Marian Dziędziel, dzwonił do niego co rok i pytał: „no to kiedy kręcimy?” – To jest magia prozy Andrzeja Stasiuka – przekonuje Dariusz Jabłoński.
Opowieść o miłości, śmierci i pokutującym duchu została rozświetlona jakimś nieco nieziemskim blaskiem, cudownym blaskiem kina, który przypomina jednak jasność nadprzyrodzoną. Chyba udało się pokazać niewidzialne. Andrzej Stasiuk
Źródło: tvn24.pl, PAP, Polskie Radio
Źródło zdjęcia głównego: TVN24.pl