Od melancholijnych dźwięków, przez podróż na Karaiby, po wulkan energii. Tak w skrócie można określić festiwal Pilsner Urquell Perspectives. W sobotę wieczorem warszawska publiczność miała okazję posłuchać niepowtarzalnego zestawu muzyków: Karoliny Kozak, Jehro i niekwestionowanej gwiazdy wieczoru – Angie Stone.
Festiwal otworzyła Karolina Kozak, kiedyś prezenterka MTV, a dziś autorka dwóch radiowych przebojów "Razem zestarzejemy się" oraz "Kłam proszę kłam" oraz płyty "Tak zwyczajny dzień". Była to najspokojniejsza część wieczoru. Przygaszone światła, nastrojowa muzyka i nieco dziecięcy głos Karoliny zachwycił, choć niektórym muzyka mogła wydać się zbyt spokojna.
Dlatego też, gdy na scenie pojawił się Francuz Jehro, już po dwóch pierwszych utworach publiczność niezwykle się ożywiła - klaskała, tupała i śpiewania razem z wokalistą. Obecnym na sali najwyraźniej potrzeba było nieco egzotyki: w tym wypadku potrzebę tę zaspokoiły nuty afrykańskie i karaibskie. Jednak tym, co wzbudziło największy aplauz, była zaśpiewana przez wokalistę piosenka Stevie Wondera, którym Jehro się inspirował.
Niekwestionowana gwiazda wieczoru Niewątpliwie największa część publiczności przyszła na koncert królowej soulu, czyli Angie Stone. I to, co z pewnym wysiłkiem wywalczył Jehro, wokalistka osiągnęła już podczas pierwszej piosenki "Baby". To wystarczyło, by wszyscy zebrani w tak statecznym miejscu, jak Sala Kongresowa, naraz powstali i zaczęli tańczyć w rytm podawanej przez Angie muzyki.
W trakcie występu tej wokalistki słychać było, że jeszcze niedawno zajmowała się hip-hopem, który potem zamienił się w soul - taki prawdziwy, jaki oglądamy w filmach. Pełen żywiołowości, wyrazu i wręcz porywający. Siedzących było niewielu i to chyba najlepiej dowodzi energii, z jaką Angie wciągnęła publiczność w swój koncert.
Niewątpliwie w osiągnięciu sukcesu pomogło jej również sięgnięcie po najbardziej znane utwory. Artystka nie ograniczyła się jedynie do tych z jej najnowszej płyty "The Art of Love & War". Publika doceniła ukłon, jaki Angie uczyniła w jej stronę i postarała się to głośno i żywiołowo pokazywać.
Druga Aretha? Według krytyków, Angie Stone jest co najmniej następczynią Arethy Franklin. Z tym można dyskutować, natomiast pewne jest, że ta wokalistka stworzyła swoją markę, którą firmuje wszystkie swoje płyty i koncerty. I jest to marka najwyższej jakości.
Dlatego tym bardziej szkoda, że jej jedyny koncert odbył się w Sali Kongresowej. Być może bardziej kameralne miejsce jeszcze lepiej umożliwiłoby docenienie talentu Angie i pomogło dwóm pierwszym artystom. Nie zmienia to faktu, że taki koncert, a zwłaszcza występ gwiazdy formatu Angie Stone, to niezwykłe przeżycie.
Królowa Soulu Angie Stone karierę zaczynała podobnie, jak wiele gwiazd muzyki soul: najpierw chór kościelny, a potem zespoły. W pierwszym, The Sequence, była raperką. Udało się im wypromować jeden utwór "The Funk You Up" (1980). Natomiast założona przez nią w 1987 roku grupa Vertical Hold, zakończyła swoją działalność niemal tak szybko, jak ją zaczęła. Przyczyna była prosta: album "New Jack" poniósł porażkę.
Dla Angie Stone, a w zasadzie Angeli Laverne Brown, jedynym rozwiązaniem było przejście na drugą stronę mikrofonu. Pisała i komponowała piosenki dla innych wykonawców, jak Lenny Kravitz, Mary J. Blige oraz D’Angelo. To pozwoliło jej przetrwać w branży muzycznej.
Pierwszy album udało jej się wydać dopiero w 1999 roku, ale "Black Diamond" okazał się strzałem w dziesiątkę. Cztery przeboje pozwoliły jej na dalszą pracę i swobodę tworzenia. W 2007 roku ukazała się jej piąta płyta "The Art Of Love & War", która sprawiła, że coraz więcej osób nie mówi o niej inaczej, jak "Królowa Soulu".
Źródło: tvn24.pl, TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24.pl