Zamieniał okoliczności ze smutnych w dowcipne i radosne. Nawet tam, gdzie trzeba było się zadumać, szukał poczucia humoru w tym wszystkim - mówił w TVN24 o Jerzym Gruzie aktor Wojciech Malajkat. Reżyser zmarł w niedzielę w wieku 87 lat.
Reżyser Jerzy Gruza, twórca "Wojny domowej" i "Czterdziestolatka", człowiek-historia polskiej kultury popularnej, zmarł w niedzielę w Warszawie. Jako dyrektor Teatru Muzycznego w Gdyni wystawił po raz pierwszy w Polsce m.in. "Skrzypka na dachu" i "Jesus Christ Superstar".
"Uwielbiał ludzi bawić"
Wojciech Malajkat, aktor i reżyser, który grał między innymi w serialu "Czterdziestolatek. 20 lat później", powiedział na antenie TVN24, że ze smutkiem usłyszał o tym, że Jerzy Gruza odszedł.
- Mistrz Gruza nie należał do osób łatwych. Miał cięty język, celne riposty, świetny refleks. Lubił szukać słabych punktów przeciwnika, ale mnie się jakoś upiekło. Polubiliśmy się i ta współpraca była miła. Poza tym on był człowiekiem o niezwykłym poczuciu humoru. Może trochę specyficzne, ale wspaniałe - powiedział.
- Uwielbiał ludzi bawić i właśnie po to powstały jego seriale - stwierdził Malajkat. - Zamieniał okoliczności ze smutnych w dowcipne i radosne. Nawet tam, gdzie trzeba było się zadumać, szukał poczucia humoru w tym wszystkim - dodał.
"Wielki artysta"
Gruzę wspominał także Jacek Fedorowicz, aktor i satyryk, który przez wiele lat współpracował z reżyserem. - Znaliśmy się prawie 60 lat. Zaczęliśmy robić program "Poznajmy się" w 1963 roku - mówił.
Stwierdził, że programy telewizyjne tworzone przez Gruzę "to było coś w rodzaju świadomie dokonanego przełomu".
- Miał szczęście pod koniec lat 50. dostać stypendium w Stanach Zjednoczonych. Przez miesiąc siedział ze wzrokiem wbitym w ekran telewizora i miał prawdopodobnie poczucie, że wehikułem czasu przeniósł się do przyszłego świata. Rozrywka na Zachodzie w tamtych czasach po prostu biła na głowę wszystko to, co tak zwany obóz socjalistyczny umiał wyprodukować - wspominał Fedorowicz.
Gruza - dodał satyryk - "postanowił, że tamten charakter rozrywki przeniesie tu, na nasz niewdzięczny grunt i to się udało".
Fedorowicz mówił, że zapamięta Gruzę "jako wielkiego artystę".
"Myśmy całą szarą rzeczywistość komuny obracali w żart i to był dla nas ratunek"
Gruzę wspominał na antenie TVN24 satyryk, aktor, reżyser i producent telewizyjny Krzysztof Materna. - Jerzy Gruza to był mój mistrz, guru. Zaczerpnąłem od niego właściwie wszystko, czego się uczy na reżyserii. Pracowałem z nim dziesięć lat jako asystent na festiwalach i ogromnych imprezach estradowych, ale też w teatrach - mówił.
Materna podkreślił także, że zmarły reżyser był "świetnym aktorem". - On potrafił tak zagrać rolę, że aktor bał się po nim wyjść i to powtórzyć, bojąc się, że będzie mniej zabawny - dodał.
Jak mówił, Gruza wspominany jest jako osoba, "która wykreowała coś niesłychanie popularnego". - Mówimy o serialach, o "Wojnie domowej", o "Czterdziestolatku" - wyjaśniał. - Ja chciałem powiedzieć, że Jerzy Gruza był awangardzistą, jeśli chodzi o telewizję w ogóle - dodał.
Zdaniem Materny, był jedną z osób, które "wprowadziły rewolucję w teatrze telewizji". Ocenił, że "to jest bardzo smutne, że w tych czasach o tak wybitnych osobach mówimy dopiero po śmierci".
Satyryk mówił również, że z Gruzą łączyło go "specyficzne poczucie humoru". - Myśmy całą szarą rzeczywistość komuny obracali w żart i to był dla nas ratunek - wspominał.
Reżyser filmów i seriali
Jerzy Gruza rodził się 4 kwietnia 1932 r. w Warszawie. W 1956 r. ukończył studia na Wydziale Reżyserii łódzkiej "filmówki". Następnie rozpoczął pracę dla Teatru Telewizji.
Był współtwórcą - razem z Jackiem Fedorowiczem i Bogumiłem Kobielą - rozrywkowych programów telewizyjnych "Poznajmy się" i "Małżeństwo doskonałe", emitowanych w latach 1967-69. W 1965 r. Gruza rozpoczął realizację serialu telewizyjnego "Wojna domowa", w którym pamiętne role wykreowali Alina Janowska, Irena Kwiatkowska, Kazimierz Rudzki, Andrzej Szczepkowski, Krzysztof Musiał (syn Tadeusza Janczara) oraz - w epizodach - Jarema Stępowski (jako zbieracz suchego chleba dla konia).
Serial o przygodach nastoletniego Pawła, jego rodziny i przyjaciół podbił na całe lata serca polskiej publiczności. Powstał według scenariusza Miry Michałowskiej (pseudonim: Maria Zientarowa), pisarki i dziennikarki.
W 1970 r. Gruza wyreżyserował komedię "Dzięcioł" z Wiesławem Gołasem w roli głównej - na podstawie scenariusza, napisanego wspólnie z Krzysztofem Teodorem Toeplitzem. Bohater tej historii to pantoflarz, który na kilka dni zostaje "słomianym wdowcem" i - zazdroszcząc kolegom ich podbojów erotycznych - postanawia spróbować romansu z jakąś atrakcyjną kobietą.
Dwa lata później Gruza nakręcił obyczajową "Przeprowadzkę". Autorami pomysłu - z lat 60. - na scenariusz tego filmu (scenariusz napisał już sam Gruza) byli Bogumił Kobiela i Zdzisław Maklakiewicz. Jednym z głównych bohaterów był inżynier, który podejmuje decyzję zerwania z dotychczasowym życiem. W obsadzie znaleźli się m.in. Wojciech Pszoniak i Olgierd Łukaszewicz.
Twórca kultowego "Czterdziestolatka"
Realizacja "Czterdziestolatka" rozpoczęła się w 1974 r. Scenariusz znów napisali wspólnie Gruza i Toeplitz - opowieść o przygodach poczciwego inżyniera Karwowskiego, jego sympatycznej żony Madzi, a także m.in. słynnej "kobiety pracującej" (w którą wcieliła się Irena Kwiatkowska), stała się kultowym serialem. Swoistym zwieńczeniem jego popularności jest dziś stołeczne Rondo Czterdziestolatka usytuowane w bezpośrednim sąsiedztwie Dworca Centralnego.
"Idealista, pozbawiony sprytu, trochę fajtłapa, uczciwy i naiwny marzyciel" - tak w jednym z wywiadów Jerzy Gruza mówił o Stefanie Karwowskim. Według twórcy serialu, "śmieszność Czterdziestolatka polegała na tym, że wszystkie zalecenia 'odgórne', nawet te absurdalne i propagandowe, traktował serio i próbował je realizować. Dlatego nieuchronnie wpadał na minę prawdziwego życia" "Staraliśmy się, wraz z Krzysztofem Toeplitzem, nasycić scenariusz masą charakterystycznych epizodów, konkretów i szczegółów wziętych z tzw. życia" - podkreślił Gruza.
Karwowski stał się także bohaterem fabularnego filmu Gruzy, "Motylem jestem, czyli romans 40-latka". W komedii, obok aktorów znanych z serialu - Andrzeja Kopiczyńskiego i Anny Seniuk - pojawiła się m.in. piosenkarka Irena Jarocka.
W kolejnych latach Gruza wyreżyserował m.in. "Noc poślubną w biały dzień" (1982, z Wiesławem Gołasem, Janem Nowickim i Darią Trafankowską) oraz seriale "Pierścień i róża" (1986, z Katarzyną Figurą i Zbigniewem Zamachowskim), "Czterdziestolatek. Dwadzieścia lat później" (1993) i "Tygrysy Europy" (1999, z Januszem Rewińskim i Wojciechem Pokorą).
O sobie mówił, że jest "z natury obserwatorem, chyba wnikliwym". "Znajomi często uważają za głupotę moje upodobania do przyglądania się innym. Nieraz zdarzyło mi się zatrzymać na ulicy, by przysłuchać się jakiejś awanturze albo obserwować, jak służby miejskie wypisują niesfornym mandaty. Nawet kiedy jestem w domu, rejestruję dialogi, które toczą się na ulicy pod oknem. Po mojej okolicy krąży pewien człowiek, który wykrzykuje przeróżne słowa, zdania. Lubię przyglądać się, jak reagują na niego przypadkowi przechodnie. Wyglądam przez okno, zupełnie jak baba na wsi, której sprawia przyjemność podglądanie sąsiadów. A w tym wszystkim najbardziej pociągający jest komizm i prawda" - opowiadał.
W 2001 r. Gruza wyreżyserował film fabularny, w którym wystąpili bohaterowie pierwszej polskiej edycji telewizyjnego reality-show Big Brother. Film nosił tytuł "Gulczas, a jak myślisz...". Rok później Gruza zrealizował kolejny film z bohaterami Big Brothera w obsadzie, komedię "Yyyreek!!! Kosmiczna nominacja".
W 2017 r. na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni Jerzy Gruza odebrał Platynowe Lwy za całokształt twórczości. Gala odbywała się w gdyńskim Teatrze Muzycznym, z którym - co zauważył przewodniczący jury festiwalu Wojciech Marczewski - wiązały się największe sukcesy zawodowe Gruzy. - Dla człowieka telewizji i filmu, którym był Jerzy Gruza od początku zawodowej drogi, właśnie teatr okazał się przestrzenią niezwykle podatną na jego reżyserskie koncepcje i realizacyjny rozmach - podkreślił Marczewski.
Jerzy Gruza był dyrektorem naczelnym i artystycznym Teatru Muzycznego w Gdyni w latach 1983-91. Zrealizował na tej scenie m.in. "Skrzypka na dachu" (1984) - wystawionego po raz pierwszy w Polsce, 20 lat po nowojorskiej premierze, "My Fair Lady" (1986), "Jesus Christ Superstar" (1987), "Les Miserables" (1989), "Człowieka z La Manchy" (1991) i "Żołnierza Królowej Madagaskaru" (1991).
Postać wielkoformatowa, barwna, człowiek-historia polskiej kultury popularnej - powiedział o zmarłym reżyserze wicepremier, minister kultury i dziedzictwa narodowego Piotr Gliński. Dzięki niemu szare czasy PRL-u stawały się bardziej znośne - podkreślił.
Autorka/Autor: mart, akr/kg
Źródło: TVN24, PAP