Azealia Banks, raperka z Harlemu, to muzyczna sensacja ostatnich miesięcy - podbiła świat debiutanckim singlem "212". Szykuje płytę i zapowiada rewolucję. Właśnie ogłosiła, że nie chce być już kojarzona z rapem, chce po prostu być "wokalistką".
"Nigdy nie chciałam być raperką, wolałam po prostu śpiewać. I jak tylko zaczęły się pojawiać o mnie informacje w mediach, zaczęłam być w tarapatach. Od teraz jestem wokalistką i nie kojarzcie mnie z "rapem", czy cokolwiek to, k...a, oznacza" - ogłosiła wczoraj 21-letnia artystka z Nowego Jorku.
Ogłaszając tę decyzję Azealia Banks skasowała również swoje konto na Twitterze, dotychczas aktualizowane kilkanaście razy dziennie. "Nigdy więcej Twittera. To czyni mnie zbyt dostępną. Możecie mnie złapać na tumblr - to będzie bardziej interesujące" - dodała.
Amerykanka, która zawojowała świat tylko jedną piosenką - debiutanckim "212" - i zajęła trzecie miejsce w plebiscycie BBC Sound of 2012, rozstała się też ze swoim managerem Troyem Carterem, który pracuje również z Lady GaGą. Podobno poszło o fałszywe historie podawane mediom również za pomocą mediów społecznościowych.
"Pojawiła się nowa zadziorna konkurentka"
Te zawodowe zmiany to efekt umowy, którą Banks niedawno podpisała z Universal Music. Dzięki niej pracuje nad debiutanckim albumem "Broke With Expensive Taste", przy pomocy Paula Epwortha, który jest odpowiedzialny za sukcesy Adele i jej album "21". Miała w tym roku pojawić się na kilku festiwalach, odwołała jednak wszystkie występy. Czuje presję, dlatego cały czas zamierza poświęcić pracy nad debiutanckim albumem.
- Chcę stworzyć szwedzki stół dźwięków. Połączyć ze sobą różne rodzaje muzyki, nie tylko hip-hop i elektronikę - zapowiada 21-latka. Premiera planowana jest na wrzesień. I jest to jeden z najbardziej oczekiwanych debiutów roku. Na razie zapowiada go drugi singiel w karierze Banks - "Jumanji", który ukazał się w połowie maja. "Uważaj Nicki Minaj. Pojawiła się nowa zadziorna konkurentka" - napisał "Guardian".
Już dawno o żadnej debiutantce media nie pisały "muzyczna sensacja ostatnich miesięcy". Szczera i odważna Azealia Banks wie jak podkręcać zainteresowanie. Nie kryje, że chodzi jej o zarabianie pieniędzy, a nie o niszowy sukces doceniany jedynie przez krytyków. - W ciągu pięciu lat chcę zbić forsę, dlatego nie boję się być popularna. To nie oznacza, że jestem gotowa zrobić wszystko, by zwrócić na siebie uwagę. Chcę pozostać artystką - zapewniła w rozmowie z "Guardianem".
"Muzyka uratowała mi życie"
Zadziorna Banks nikogo nie udaje. Pochodzi z Harlemu. - Wychowałam się w brutalnym środowisku. Miałam naprawdę trudne dzieciństwo - wyznaje i zaczyna płakać w trakcie wywiadu. - Mój tata zmarł na raka trzustki w wieku 63 lat, kiedy byłam dwuletnim dzieckiem. Moja mama miała wtedy zaledwie 32 lata, sama musiała wychowywać mnie i moje dwie starsze siostry i zarabiać. Była naprawdę przemęczona i okrutna w relacji ze mną - wspomina.
Jej sytuacja poprawiła się, gdy w wieku 18 lat uciekła do Montrealu. - Eksmitowano nas z mieszkania, bo nie było nas stać na czynsz. Musiałam coś zrobić, by moja głowa trzymała pion. Dlatego opuściłam Nowy Jork - tłumaczy.
W nowym mieście poznała 25 lat starszego mężczyznę, który stał się jej "pierwszym prawdziwym chłopakiem" i pierwszym managerem. Załatwił jej kontrakt z brytyjską niezależną wytwórnią Beggars Banquet, dla której nagrywali m.in. The Cult, The Charlatans i Dead Can Dance. Jednak nic z tego nie wyszło. - Było wiele nieporozumień i manipulacji, a nawet psychicznego znęcania się - wspomina tamten okres.
Zaczęła więc nagrywać sama i wstawiać utwory na YouTube'a. Tam też zamieściła swój "212", który po olbrzymim sukcesie w sieci (obejrzało go do tej pory 20 milionów osób) został oficjalnie wydany w grudniu 2011 roku, stając się przepustką do światowej kariery.
- Muzyka uratowała mi życie - przyznaje. - Dziś nawet moje relacje z matka poprawiają się. Wychodzą z ciemnej fazy. Ale wciąż trudno pogodzić mi tę biedną dawną dziewczynę z moim obecnym statusem. By uciec od tego gówna z dzieciństwa muszę przeskoczyć do kolejnego etapu, ale nie wiem, czy pofrunę, czy upadnę. Nie będę kłamać, jestem przerażona. Ale zrobię to!
"Mam zamiar być większa od nich"
Media są pewne, że ta pyskata 21-latka da sobie radę. Choć nie ukończyła szkoły średniej, obok talentu ma mocne podstawy warsztatowe. Uczyła się w zakresie sztuki scenicznej w prestiżowej LaGuardia High School of Performing Arts na Manhattanie, gdzie kształciły się takie gwiazdy jak: Robert De Niro, Al Pacino, Jennifer Aniston i Nicki Minaj. Od 9 roku życia występowała w off-broadwayowskich musicalach, dostając również główne role. Jako 16-latka zagrała nawet w tamtejszym hicie "Miasto aniołów". I marzyła o zostaniu sławną piosenkarką.
Dziś, gdy to marzenie się spełnia, nie brakuje jej pewności siebie. Porównania do Minaj, Winehouse czy Adele jej nie przeszkadzają. - Hmm, znaleźć się w tym towarzystwie jest wyróżnieniem. Ale mam zamiar być większa od nich - zapewnia.
Autor: am\mtom / Źródło: Guardian, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: materiały prasowe