49. festiwal Jazz Jamboree dobiegł końca. Ponad dwutygodniową muzyczną podróż przez style i gatunki uwieńczył znakomity koncert gwiazd z Ukrainy - gitarzysty Envera Izmaylova i wokalnego sekstetu Mansound.
Muzycy z Ukrainy na tegorocznym Jazz Jamboree odegrali rolę szczególną. Zgodnie z zamysłem organizatorów, jazzmani zza naszej wschodniej granicy mieli przywrócić festiwalowi jego europejski wymiar i na nowo uczynić najważniejszym wydarzeniem muzycznym na Starym Kontynencie. Dodatkowo taka formuła zapewniała promocję krajowej sceny - w ramach "wymiany" nasze największe gwiazdy zagrają w Kijowie już w grudniu.
Pomysł ze ściągnięciem do Warszawy tuzów ukraińskiego jazzu, choć oryginalny, mógł się wydawać nieco ryzykowny. W głowach większości Polaków, muzyka naszych wschodnich sąsiadów to wciąż przede wszystkim "Hej sokoły" i inne biesiadne zaśpiewy, które na pamięć zna niemal każdy przedszkolak. Organizatorzy Jazz Jamboree postawili jednak na nowatorskość i... z całą pewnością wygrali. A ostatni koncert był tego najlepszym dowodem.
Sześciu mężczyzn i głos Ukraińskie Take 6 - to chyba pierwsze, skojarzenie, które przychodzi do głowy każdemu, kto pierwszy raz słyszy o Mansound. Ukraińcy podobnie jak ich sławni amerykańscy koledzy śpiewają w męskim sekstecie i podobnie jak oni, do tworzenia muzyki wykorzystują jedynie swój głos.
Ale na tym podobieństwa się kończą. Take 6 idzie zdecydowanie bardziej w kierunku muzyki gospel - Mansound to grupa ze słowiańską duszą. Stawia przede wszystkim na liryczność i melodyjność, często zapuszczając się w rejony muzyki pop.
Na dzisiejszym koncercie Ukraińcy rozkręcali się z utworu na utwór. Rozpoczęli klasycznie - standardy takie jak "They Can't Take That Away From Me" Gershwina czy "Mas que nada" Sergio Mendesa porwały publiczność od pierwszych nut. Niesamowita energia i poczucie humoru sekstetu natychmiast udzieliły się wszystkim zebranym w teatrze Roma.
Ale prawdziwe szaleństwo zaczęło się dopiero gdy zabrzmiały pierwsze dźwięki "Crazy little thing called love". Cała sala zaczęła klaskać w rytm muzyki i stała się niemal siódmym członkiem zespołu.
Gorąca atmosfera utrzymała się już do końca. Mansound błyskawicznie przemieszczał się z repertuaru stricto jazzowego (świetne, swingujące "Lullaby of Birdland") przez utwory Steviego Wondera, aż do tradycyjnych pieśni ukraińskich. Te ostatnie szczególnie spodobały się warszawskiej publice, która nagrodziła zespół gromkimi brawami i żywiołowo domagała się bisów.
Tatar z gitarą Co otrzymamy łącząc tatarski temperament z gitarą elektryczną? Po dzisiejszym koncercie Envera Izmaylova odpowiedź na to pytanie jest oczywista - świetny jazz.
Izmaylov - Ukrainiec z tatarskimi korzeniami - jest jednym z najbardziej oryginalnych twórców we współczesnym jazzie. Na gitarze gra techniką tzw. "tappingu", co przypomina bardziej grę na fortepianie niż tradycyjne szarpanie strun. W swojej karierze występował już na wielu festiwalach na całym świecie, wszędzie zbierając świetne recenzje i wzbudzając zachwyt słuchaczy.
Podobnie było dzisiaj w Warszawie. Koncert Izmaylova przerósł najśmielsze oczekiwania i udowodnił, że doskonały jazz to nie tylko domena Amerykanów.
Artysta pokazał przede wszystkim, co znaczy muzyczna wyobraźnia. Używając jedynie gitary i syntezatora malował przed słuchaczami niesamowite dźwiękowe krajobrazy. Momentami aż trudno było uwierzyć, że na scenie występuje tylko jeden człowiek.
Dudniący silnik Harleya, miauczenie kota, przelatujący samolot czy klakson samochodu, to tylko niektóre dźwięki, które Izmaylov wyczarował swoją gitarą. Przy tym wszystkim grał z dużą swobodą, poczuciem humoru i muzyczną erudycją. Wycieczki w kierunku muzyki etnicznej często kończyły się ostrym rockowym graniem, a dźwiękowe żarty gładko przechodziły w wirtuozerskie popisy.
Po kilku utworach solowych do Izmaylova dołączyła na scenie jego córka. Obdarzona pięknym głosem Lenija, porwała publiczność żywiołowym "Smoke on the water". Jej dynamiczne wokalizy świetnie współgrały z szaleńczym tempem gry jej ojca.
Koncert Izmaylova - ostatni akord 49. Jazz Jamboree - stanowił doskonałe podsumowanie festiwalu. Z całą mocą można powiedzieć, że przed warszawską publicznością wystąpił jeden z najlepszych obecnie gitarzystów świata.
Źródło: tvn24.pl, CNN
Źródło zdjęcia głównego: TVN24.pl