W poniedziałek po ciężkiej chorobie zmarł Janusz Kondratiuk. Informację o śmierci reżysera i scenarzysty przekazał prezes Stowarzyszenia Filmowców Polskich Jacek Bromski.
Janusz Kondratiuk urodził się 19 września 1943 roku w Ak-Bułak na terenie ówczesnego ZSRS, obecnie Kazachstanu. Po wojnie wraz z rodzicami i starszym bratem Andrzejem powrócił do Polski. W 1969 r. młody Janusz - podobnie jak wcześniej Andrzej - ukończył studia reżyserskie w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej i Filmowej w Łodzi. Pierwszy duży sukces przyszedł jeszcze w tym samym roku - jego etiuda szkolna "Nie mówmy o tym więcej" została doceniona Grand Prix w kategorii filmów szkolnych podczas Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Oberhausen.
Drogę twórczą rozpoczął od reżyserowania fabularnych filmów telewizyjnych, spośród których kultowe okazały się "Dziewczyny do wzięcia" (1972 r.) z Ewą Pielach, Reginą Regulską oraz ówczesną żoną artysty Ewą Szykulską. To utrzymana w komediowym tonie historia trzech kobiet, które przyjechały do stolicy, by poznać interesujących mężczyzn. Uznanie publiczności zapewnił mu także m.in. "Czy jest tu panna na wydaniu?" (1976 r.). Film, do którego scenariusz Janusz Kondratiuk napisał razem ze swoim bratem Andrzejem, opowiadał o młodym chłopaku podróżującym po kraju razem z ojcem chrzestnym w poszukiwaniu kandydatki na żonę.
W tej samej dekadzie wyreżyserował również m.in. "Niedzielę Barabasza" (1971 r.) z Anną Seniuk i Zdzisławem Kuźniarem w rolach głównych, "Psa" (1973 r.), do którego scenariusz napisał razem z Igą Cembrzyńską oraz "Małą sprawę" (1975 r), w której wystąpili m.in. Ewa Pielach-Mierzyńska, Jerzy Łapiński, Jan Stawarz i Anna Jaraczówna.
W kolejnych dekadach zrealizował m.in. "Klakiera" (1982 r.) o cynizmie środowiska aktorskiego oraz pełnometrażowy film komediowy "Złote runo" (1996 r.) na podstawie scenariusza Andrzeja. Głównymi bohaterami obrazu byli przedsiębiorca i bezdomny, grani przez Zbigniewa Buczkowskiego i Zbigniewa Mazurka, którzy usiłują przemycić diamenty za granicę.
Po "Złotym runie" Janusz Kondratiuk powrócił na wielki ekran dopiero w 2010 r. z komedią "Milion Dolarów", która zapewniła mu nominację do Złotej Kaczki m.in. w kategorii najlepszy film. Opowieść o urzędniczce bankowej i jej mężu, w której wystąpili m.in. Kinga Preis, Tomasz Karolak, Joanna Kulig i Jakub Gierszał, była także nominowana do Złotych Lwów - nagrody głównej Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni.
Jego filmy porównywano z czeskim kinem lat 60., szczególnie z dziełami Milosa Formana. O swojej profesji mawiał, że reżyser jest niczym neurochirurg, który "dokonuje bezczelnej operacji na umyśle widza". - Bo film jest sztuką tyrańską. Widz widzi tylko to, co pokazuje mu reżyser i nic poza tym. Nie widzi tego, czego mu reżyser nie pokazał, a mógł. Tak się zresztą ocenia dobre filmy – nie tylko po tym, co widać, ale również po tym, czego reżyser nam oszczędził. I to jest taka przyjemność dziecka, który siedzi przy komputerze i mówi: +teraz będziecie smutni, a teraz was pocieszę, a teraz wybuchniecie śmiechem+. Jeżeli to działa, widzowie są bardzo usatysfakcjonowani i zapominają, że ktoś ich zmusił do jego punktu widzenia rzeczywistości filmowej - mówił w programie "Rozmowa inna niż wszystkie".
"W życiu śmiech przeplata się z tragedią i odwrotnie"
W swoim ostatnim filmie "Jak pies z kotem" (2018 r.) Janusz Kondratiuk opowiedział o relacjach łączących go ze starszym bratem. Przytoczył historię jego choroby oraz ostatnie miesiące życia. W roli Janusza wystąpił Robert Więckiewicz, a jego żony Beaty - Bożena Stachura. Andrzeja zagrał Olgierd Łukaszewicz, a jego żonę Igę Cembrzyńską - Aleksandra Konieczna.
Jak mówił Janusz Kondratiuk w wywiadzie udzielonym w ub. roku PAP, "Jak pies z kotem" to opowieść "dosyć typowa", bo każdy był, jest albo może znaleźć się w sytuacji, kiedy należy otoczyć opieką kogoś z rodziny. - Poczułem, że powinienem swoimi doświadczeniami podzielić się z ludźmi, ponieważ państwo zostawiło nas bezradnych. Uważam, że coś trzeba z tym zrobić. Dlatego nie widziałem powodu, żeby ukrywać się za fikcyjną historią - wyjaśnił.
Reżyser zwrócił uwagę, że choć opowieść o śmierci jego brata jest tragiczna to - podobnie jak w życiu - "śmiech przeplata się w niej z tragedią, i odwrotnie". - Opowiadałem o tym właśnie tak, żeby można było się pośmiać i wzruszyć. I sądząc po reakcji publiczności, to mi się udało - powiedział Janusz Kondratiuk. Dodał, że najtrudniejsze zadanie dla reżysera to "zagrać na klawiszach pomiędzy gatunkami, pomiędzy dramatem a komedią - żeby jedno łagodnie przechodziło w drugie".
Na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni w 2018 r. Aleksandra Konieczna otrzymała nagrodę za najlepszą drugoplanową rolę kobiecą, a Olgierda Łukaszewicza nagrodzono za najlepszą drugoplanową rolę męską.
Janusz Kondratiuk był wielokrotnie doceniany za swoją twórczość filmową. W 1972 r. uhonorowano go Nagrodą Złotego Ekranu, przyznawaną przez pismo "Ekran", za: "Niedzielę Barabasza" i "Dziewczyny do wzięcia". Rok później, w 1973 r. drugi z filmów przyniósł mu także nagrodę główną - Jantara na I Międzynarodowych Spotkaniach Filmowych "Młodzież na Ekranie" w Koszalinie. W 1993 r. nagrodzono go za film "Głos" podczas Festiwalu Polskiej Twórczości Telewizyjnej. "Jak pies z kotem" było jednym z najlepiej przyjętych obrazów na ubiegłorocznym Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni.
"Potrafił rozmawiać z każdym"
Janusz Kondratiuk chorował na raka trzustki, mimo to nie przestał nałogowo palić papierosów. - Palę, bo nic innego mi nie zostało. Nie mam już trzustki, więc dlaczego miałbym się bać nikotyny. To ostatnia moja przyjemność. Dlatego palę, ile się da - mówił w wywiadzie dla "Faktu".
W styczniu ub.roku twórcę zaatakował rak trzustki. "Współżył z chorobą po swojemu, do samego końca nie tracąc ani na moment swojego specyficznego poczucia humoru. Pierwszy pobyt w szpitalu trwał niecały miesiąc. Na chwilę wypuścili go ze szpitala. Wieczór w niedzielę 21 stycznia, pamiętam do dziś, spędziliśmy w jego domu, czułem że jest niedobrze, że słabo wygląda, że to może być ostatnie spotkanie, ale Janusz był wesoły, prześmiewczy, jak zawsze. I my byliśmy weseli, bo jak inaczej? On też chyba czuł ten zbliżający się koniec... Nie poddał się, wytrzymał prawie dwa lata" - wspominał w facebookowym wpisie ks. Andrzej Luter.
"Był cudownym człowiekiem, kochał zwyczajnych ludzi, potrafił rozmawiać z każdym, chyba nawet wolał portierów, kioskarzy, zamiataczy ulic, hydraulików itp., w ogóle ludzi po przejściach, niż artystów; nie znosił pompy, blichtru, a przy tym był piekielnie inteligentny i cudownie dowcipny, w ogóle żył jakby poza środowiskiem filmowym, może nie aż tak, jak jego brat Andrzej, ale w tym swoim cudownym +abnegactwie+ byli podobni do siebie" - napisał o Januszu Kondratiuku ks. Andrzej Luter.
Autor: asty/adso / Źródło: PAP