Nie była to Sala Kongresowa. Na scenie nie było gwiazd z pierwszych miejsc list przebojów. Natomiast publiczność nie była przypadkowa. Nie była, ponieważ na deskach Teatru Roma zaśpiewała Jane Birkin – piosenkarka i aktorka, której niejedna gwiazda do stóp nie dorasta.
Gdy pojawiła się na scenie, można było mieć w pierwszej chwili wątpliwości, czy nie pomyliła próby z koncertem właściwym: bojówki, trampki i luźna koszulka. Wystarczyło jednak chwilę jej posłuchać, by nie mieć wątpliwości, że to nie ma znaczenia. Bo tu nie o elegancki strój chodziło.
To, co miało znaczenie, to na pewno muzyka, którą zaprezentowała polskiej publiczności. Alice, Quoi, Ex-fan des Sixties, Ballade de Johnny Jane… Nie zabrakło również wspomnień o Serge’u Gainsbourg, piosenkarzu, kompozytorze, a prywatnie – partnerze Birkin. To ich wspólna piosenka w 1968 roku Je t’aime… Moi non plus, z bardzo niedwuznacznymi westchnieniami w tle, wylansowała młodziutką wówczas amerykańską gwiazdkę i zdetronizowała Brigitte Bardot z pozycji pierwszej skandalistki Francji.
Ale w swym dorobku Jane Birkin nie zajmowała się jedynie łamaniem tabu. Przykładem Chanson pour Aung San Suu Kyi, utwór poświęcony symbolowi walki o demokrację w Birmie, czyli pokojowej noblistce Aung San Suu Kyi.
Trochę francuska kawiarnia, trochę piosenka aktorska – tak można by w skrócie podsumować koncert muzy Serge’a Gainsbourg w Warszawie. Dość ciekawe połączenie, choć niewątpliwie nie każdemu musi przypaść do gustu. Ale przecież nie każdemu musi.
Źródło: tvn24.pl, CNN
Źródło zdjęcia głównego: Agencja Go–Ahead.pl