28. Warszawski Festiwal Filmowy osiągnął półmetek. Po pięciu dniach pokazów i sporej dawce produkcji z całego świata możemy z przekonaniem powiedzieć, że na ich tle rodzime kino ma się naprawdę nieźle. Zwłaszcza, gdy mowa o międzynarodowym, głównym konkursie, mamy powody do dumy. Oba polskie obrazy - „Imagine” Andrzeja Jakimowskiego oraz „Miłość” Sławomira Fabickiego to bez wątpienia jedne z najjaśniejszych punktów tegorocznej edycji.
Rozmowę z Andrzejem Jakimowskim nt.”Imagine” zamieściliśmy w poniedziałek, wywiad ze Sławomirem Fabickim ukaże się na naszych łamach jutro. Gdyby wszyscy polscy filmowcy realizowali produkcje na poziomie, który prezentują wspomniani reżyserzy, nasza kinematografia byłaby potęgą.
Dobra jakość, kiepska promocja Nowe obrazy Jakimowskiego i Fabickiego to produkcje znacznie lepsze od wielu tytułów, które stają do rywalizacji o trofea w Wenecji czy Cannes. I w dodatku zdobywają tam laury. Mamy zresztą okazję porównać je choćby z obecnym na Warszawskim Festiwalu Filmowym, uhonorowanym w Wenecji Nagrodą Specjalną Jury filmem Ulricha Seidla „Raj. Wiara”. Film nie dorównuje produkcjom polskich reżyserów - zwyczajnie rozczarowuje, razi przerostem formy nad treścią i zamierzonymi, skandalizującymi akcentami.
Roman Gutek, twórca Nowych Horyzontów, wielokrotnie w rozmowie z nami podkreślał, że przyczyną tego stanu rzeczy jest przede wszystkim kiepska promocja polskiego kina za granicą. Miejmy więc nadzieję, że przynajmniej w przypadku filmu Jakimowskiego „Imagine”, który jest międzynarodową koprodukcją, bardziej wykażą się zagraniczni producenci obrazu. Siła wyobraźni, potęga miłości i Wielki Brat „Imagine”, historia Iana, instruktora w lizbońskiej klinice niewidomych, który uczy orientacji w przestrzeni w niekonwencjonalny sposób, to sygnowana rozpoznawalnym już podpisem Jakimowskiego opowieść o potędze ludzkiej wyobraźni. Dzięki niej w filmach tego reżysera zwykłe przedmioty i zdarzenia nabierają znamion magii, zaś wyobraźnia wsparta wysiłkiem umysłu potrafi wręcz przenosić góry.
Tytuł oznacza nazwę organizacji, która umieszcza w sieci amatorskie porno ze swoim udziałem, a zarobione pieniądze przeznacza na ratowanie… amazońskiej dżungli. Całość godna polecenia, zaś sam Marczak, z pewnością odegra jeszcze znaczącą rolę w naszym kinie.
Autor: Justyna Kobus / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Materiały dystrybutora