Pandemia COVID-19 zamknęła plany filmowe i telewizyjne w całym kraju. Dla filmowców i aktorów rozpoczęła się wymuszona przerwa w pracy, dla całej reszty społeczeństwa także trudna do zaakceptowania konieczność rezygnacji z dotychczasowego stylu życia. Wykorzystali to twórcy serialu internetowego "Co robimy w zamknięciu". Stworzyli kilkanaście odcinków słodko-gorzkiej historii, w której każdy może się odnaleźć.
W sytuacji izolacji jedną nielicznych szans na utrzymywanie znajomości czy przyjaźni są rozmowy telefoniczne i godzinami prowadzone za pośrednictwem komunikatorów internetowych. Producentki Maria Gołoś i Monika Matuszewska, wspólnie z montażystą, reżyserem i scenarzystą Ireneuszem Grzybem postanowili wykorzystać sytuację powszechnych ograniczeń i tak powstał serial internetowy pt. "Co robimy w zamknięciu". Pierwszy, który pokazuje rzeczywistość z koronawirusem w tle.
Są tacy aktorzy i filmowcy, którzy korzystają z przymusowego braku pracy i poświęcają się sprawom, na które nie mieli wcześniej czasu. Ale są też tacy, którzy nie czekają na powrót na plan zdjęciowy, ale go sobie stwarzają, we własnych domach, na własnych warunkach. Do tych drugich należą twórcy "Co robimy w zamknięciu".
Oczywiście, wszystko już było. Formułę serialu internetowego rozsławiła w Polsce Natalia Parzymies popularną "Kontrolą". Niemal każdy z siedmiu odcinków jej serialu ma po kilka milionów odsłon na YouTubie. Natomiast temat epidemii COVID-19 jako pierwszy w filmie podjął 34-letni Kanadyjczyk perskiego pochodzenia Mostafa Keshvari, który jeszcze w marcu ukończył zdjęcia do dramatu "Corona". O ile Keshvari postawił sobie za cel odarcie z masek ludzi w obliczu zagrożenia, tak w przypadku polskiego serialu chodzi o to, żeby dać ekipie i widzom odrobinę wytchnienia. Bo w tej historii może odnaleźć się każdy, kto przez ostatnie tygodnie restrykcyjnie siedzi w domu. Jest tu każdy rodzaj znanych nam emocji: od gwałtownych zmian nastroju, przez sprzeczki z podirytowaną matką, po kurtuazyjne rozmowy o byle czym z długimi pauzami po środku. A wszystko to w estetyce, którą pamiętamy między innymi z popularnego niegdyś sitcomu "Camera Cafe".
Kilkuminutowe odcinki "Co robimy w zamknięciu" opowiadają o życiu Anety (Agata Różycka) i Julka (Tomasz Włosok), którym kwarantanna namieszała w związku. Dziewczyna jeszcze przed epidemią chciała się rozstać z chłopakiem. Ale po wprowadzeniu obostrzeń zaczęła mieć wątpliwości, czy powinna to zrobić wirtualnie. Ale napięcia między Anetą i Julkiem to tylko pretekst, aby pokazać to, jak wygląda codzienność młodych ludzi w czasach koronawirusa.
Proste, krótkie rozmowy bohaterów, doprawione momentami czarnym humorem, wprowadzają widzów w historie, których sami mogą od tygodni doświadczać. Każdy radzi sobie jak może. Ktoś kupuje kilogramy ryżu i koncentratu pomidorowego, ktoś inny zamawia jedzenie z restauracji, inni pieką bułeczki. Wszyscy chcą być wysłuchani, chociaż jak się okazuje nawet w zamknięciu komunikacja przez różnego rodzaju aplikacje nie bywa łatwa.
"Jakakolwiek czynność zajmująca czas, jest na wagę złota"
Pomysłodawcy serialu znaleźli ciekawą formę pracy w czasie zbiorowej izolacji, tak żeby nikogo nie narażać na zagrożenie infekcją. Aktorzy nagrywają samych siebie, we własnych mieszkaniach. Tomasz Włosok występuje także ze swoją prywatną rodziną - żoną, aktorką Malwiną Buss i małą córeczką - co wynikało z zarysu fabularnego serialu.
- Zdecydowaliśmy się w to wejść, bo nie dość, że chodziliśmy już po ścianach, to jeszcze dostaliśmy świetny scenariusz. Przychodzi taki moment, w którym nie wiesz, co ze sobą zrobić. Widzisz, że słońce świeci na zewnątrz, widzisz, że jakieś życie się tam toczy, a rozsądek podpowiada ci, że musisz zostać w domu, to jest twój obowiązek w tym momencie. I w takiej chwili po prostu zaczynasz wariować, więc jakakolwiek czynność zajmująca czas, jest na wagę złota - opowiada Włosok.
W rolę matki Anety wcieliła się gwiazda m.in. "Placu Zbawiciela" czy "Papuszy" Jowita Budnik. W rozmowie z tvn24.pl zwraca uwagę, że poza tym, iż na domowym planie trzeba samemu zorganizować kostium, charakteryzację, znaleźć odpowiednie miejsce, to właściwa praca aktorska niczym się nie różni.
A dlaczego postanowiła dołączyć do obsady? - Bo znałam Marysię i Monikę, producentki serialu, z którymi wcześniej robiłam film. Wiedziałam, że dziewczyny, które nie dość, że są prężne i pomysłowe, zadbają też, żeby serial był na poziomie. A nie, że powiedzą: "chodźcie coś sobie nakręcimy i wrzucimy do sieci". I nie pomyliłam się - odpowiada aktorka.
Dodaje, że decyzje na planach serialu, bo co mieszkanie to przecież plan, zapadają spontanicznie. - Podczas rozmowy z Irkiem (Grzybem - red.), usiadłam w zupełnie neutralnym miejscu w swoim domu, nie wiedząc, co będzie potrzebne. Powiedział: "tak, podoba mi się, gdzie siedzisz". I tak zostało. Mimo że naturalne światło, które pada zza okna, bez wspomagania lamp, nie było bardzo korzystne - relacjonuje Budnik.
Więcej szczegółów zdradza Włosok. Jak mówi, pracę przy serialu "trochę traktuje jak zabawę". - Jest to ogromnie ciekawe. Chociaż ogranicza się to czasem do postawienia kamerki i ewentualnie krzyczenia do reszty ekipy, że nie włączyło się nagrywania - mówi ze śmiechem aktor.
- Kręcimy to na trzy urządzenia. Jedno nagrywa obraz, drugie dźwięk, a trzecim komunikujemy się ze sobą, prowadzimy dialog. Nagrywamy offline, a online pozostajemy w kontakcie - dodaje.
Serial pisze, reżyseruje i montuje Ireneusz Grzyb. Muzykę oryginalną skomponował Łukasz Targosz, twórca ścieżek do "Listów do M.", "Planety singli", "Ukrytej gry" czy seriali "Druga szansa" oraz "39 i pół tygodnia" . Za postprodukcję dźwięku odpowiedzialny jest Łukasz Świerzawski. Premiery kolejnych odcinków dwa razy w tygodniu.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Rozbrat Films