Niespodzianek w przypadku nominacji do Oscarów nie było. Podobne jak 4 dni temu podczas gali rozdania Złotych Globów. Po dziesięć nominacji zdobyły "American Hustle" i "Grawitacja", z dziewięciu cieszą się twórcy "Zniewolonego". Nominacje aktorskie także potwierdziły miarodajność nagród krytyków: Leonardo DiCaprio, Chiwetel Ejiofor i Matthew McConaughey zdają się mieć jednakowe szanse na Oscara. Pięć pań nominowanych za role pierwszoplanowe typowali wszyscy, choć nikt raczej nie ma wątpliwości, że statuetkę zgarnie Cate Blanchett.
Choć generalnie brak jest zaskoczeń w tegorocznych nominacjach, nie sposób nie odnotować faktu, że całkowicie pominięty został "Kamerdyner" Lee Danielsa - zdumiewa zwłaszcza brak na liście nominowanych genialnego Foresta Whitakera, odtwórcy tytułowej roli.
Niespodzianką nie jest zaś nominacja Meryl Streep, już 18. w historii. Gdy przed kilkoma laty nominowany wspólnie z aktorką do statuetki Jack Nicholson rzucił podczas gali dowcip: rok bez nominacji aktorskiej dla pani Streep, to rok stracony", dobrze wiedział, co mówi. Nominacje do Oscara aktorka dostaje bowiem regularnie, co dwa-trzy lata. Tym razem szansę na statuetkę ma za rolę w filmie "Sierpień w hrabstwie Osage". Może jednak nie udać jej się zdobyć nagrody.
W kategorii, w której jest nominowana, czyli "pierwszoplanowa rola kobieca", prawie na pewno Oscara odbierze bowiem genialna Cate Blanchett. Jej rola w "Blue Jasmine" Woody'ego Allena zachwyciła krytyków. Niespodzianek prawdopodobnie nie będzie też w kategorii "drugoplanowa rola męska". To, co pokazał Jared Leto w filmie "Witaj w klubie", jako chory na AIDS transwestyta, raczej nie odbierze mu zwycięstwa.
Między starym a nowym
Ciekawa rywalizacja szykuje się przy okazji nominacji w kategorii głównej "najlepszy film". Mamy tu do czynienia z bardzo różnymi obrazami. Uważany za faworyta do głównej nagrody "Zniewolony" Steve'a McQueena, z akcją osadzoną przed niemal 200 laty, mierzy się z kinem supernowoczesnym, pełnym efektów specjalnych, jakim jest "Grawitacja" Cuarona, oraz współczesną komedią "American Hustle".
Walka o wolność, współpraca z FBI i przetrwanie w kosmosie
"Zniewolony" w reżyserii twórcy znakomitego "Głodu" i "Wstydu" Steve'a McQueena zawiera wszystko to, co najbardziej kochają konserwatywni członkowie Akademii. To ekranizacja wstrząsających wspomnień Salomona Northupa. Mieszkający w Waszyngtonie wolny Afroamerykanin, ojciec i szczęśliwy mąż, zostaje podstępem porwany i sprzedany handlarzom niewolników z południa Stanów Zjednoczonych. Tak w 1841 roku rozpoczyna się trwająca 12 lat dramatyczna odyseja mężczyzny, który nigdy nie traci nadziei na wolność. To, różniący się od wszystkiego, co dotąd widzieliśmy, obraz niewolnictwa, widziany oczami wykształconego, wolnego przez większość życia człowieka. Obsadzony w głównej roli Chiwetel Ejiofor, może poważnie zagrozić pozostałym kandydatom do statuetki za główną rolę męską.
Komediowy "American Hustle" Davida O. Russella to oparta na faktach opowieść o pracującym dla FBI oszuście. Główny bohater przeprowadził akcję, mającą na celu wykorzenienie korupcji w Kongresie - to z pozoru mało oscarowe kino. David O. Russel jest jednak pupilkiem Hollywood, a ubiegłoroczny "Poradnik pozytywnego myślenia" był wielkim sukcesem. Ponadto reżyser uchodzi za mistrza w prowadzeniu aktorów na planie, czego dowodem są nominacje dla odtwórców ról w jego filmie we wszystkich kategoriach.
Nominowana w głównych kategoriach "Grawitacja" nie jest tylko prostym obrazem science-fiction - sprawdza się także jako studium przetrwania. Jeden z najzdolniejszych meksykańskich filmowców, twórca głośnych produkcji: "I twoją matkę też" czy "Ludzkie dzieci", zachwycił tym razem historią o parze astronautów szukających sposobu na przeżycie w kosmosie, gdy ich stacja zostaje zniszczona przez szczątki satelity. Cuaron ma ogromne szanse na statuetkę za reżyserię, tak zgodnie typują bukmacherzy i krytycy.
Czy Leo wyśni złotą statuetkę?
Choć mówi się, że w br. typowanie faworyta w głównej kategorii "najlepszy film", przypomina wróżenie z fusów, wcale nie lepiej ma się sytuacja w kategoriach aktorskich. Pomijany dotąd w nominacjach Leonardo DiCaprio stworzył brawurową kreację w "Wilku z Wall Street" Martina Scorsese i Oscar należy mu się za nią bez dwóch zdań. Ale niesamowitą, przejmującą rolę, jakby pod Oscara napisaną, zagrał - nieznany dotąd z dramatycznego talentu - Matthew McConaughey w filmie "Witaj w klubie". Aktor schudł do roli 20 kg i wcielił się w chorego na AIDS hulakę. Może okazać się nie do pobicia i Leo na swoją kolej będzie musiał poczekać...
Wyrównana szalenie walka odbędzie się też w kategorii "film nieanglojęzyczny". Nie ma w tym roku wprawdzie dzieła na miarę "Miłości" Hanekego, ale bukmacherzy mają swój typ. Wydaje się, że największe szanse ma nagrodzone już Złotym Globem, a wcześniej nagrodą Europejskiej Akademii Filmowej, "Wielkie piękno".
Polacy na pewno zawiedzeni są brakiem nominacji za wspaniałą muzykę dla Polaka Abla Korzeniowskiego do filmu Juliana Fellowesa - kolejnej wersji "Romeo i Julii" - ale sam film nie wzbudził zachwytu.
Laureatów Oscarów poznamy 2 marca.
Autor: Justyna Kobus / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: mat. promocyjne