Piosenkarka Duffy po raz pierwszy opowiedziała o szczegółach swojego porwania. Wokalistka została odurzona, zgwałcona i wywieziona do innego kraju. Z powodu tych wydarzeń zdecydowała się na czasowe wycofanie z życia publicznego. "Teraz jestem wolna" - napisała.
Duffy zyskała sławę dzięki singlowi "Mercy". W 2008 roku wydała swój debiutancki album "Rockferry", za który otrzymała Nagrodę Grammy. Sprzedał się on w nakładzie ponad miliona i stał się najpopularniejszym albumem w Wielkiej Brytanii w 2008 roku. Artystka powróciła w 2010 roku z płytą "Endlessly", po której zniknęła ze sceny muzycznej na dekadę w niewyjaśnionych okolicznościach. Miesiąc temu poinformowała fanów, że powodem zniknięcia była osobista życiowa tragedia.
"Gwałt jest jak żywe morderstwo, żyjesz, ale jesteś martwa"
Teraz pierwszy raz opowiedziała ze szczegółami o tym, jak została odurzona, zgwałcona i porwana za granicę. Wydarzenie to spowodowało, że Duffy zdecydowała się zrezygnować na jakiś czas z kariery i wycofać się z życia publicznego.
Sytuację opisała w długim wpisie, do którego link zamieściła na swoim profilu na Instagramie. Nie wymieniła z imienia i nazwiska swojego oprawcy, bo jej zdaniem powinno ono pozostać tylko między nią a policją. "Gwałt jest jak żywe morderstwo, żyjesz, ale jesteś martwa" - napisała piosenkarka. "Wszystko co mogę powiedzieć to to, że ekstremalnie długo trwało, czasami czułam, że nigdy to się nie skończy, aby się pozbierać" - dodała.
"Były moje urodziny. Zostałam odurzona w restauracji i odurzano mnie przez cztery tygodnie w moim domu, a potem wywieziono mnie za granicę" - wyjaśniła piosenkarka. "Nie pamiętam wsiadania do samolotu, obudziłam się, siedząc z tyłu jadącego pojazdu. Umieszczono mnie w pokoju hotelowym, do którego wrócił sprawca i mnie zgwałcił" - napisała Duffy. Dodała, że przez następny dzień była częściowo przytomna i musiała spędzić go ze swoim oprawcą, który na nią nie patrzył, a jedynie kazał za sobą chodzić.
Gwiazda stwierdziła, że sprawca "wtedy mógł się jej pozbyć". Myślała o ucieczce, ale nie miała pieniędzy i bała się, że mężczyzna zadzwoni na policję. "Nie wiem, skąd miałam siłę, aby przeżyć te dni, czułam obecność czegoś, co pomagało mi pozostać żywą" - napisała piosenkarka.
"Nie czułam, że bezpiecznie będzie pójść na policję"
Wróciła z oprawcą do Wielkiej Brytanii, a tam do swojego domu, do którego nie pamięta, jak trafiła, ale cały czas czuła się w niebezpieczeństwie, bo sprawca jej groził i nie chciała, aby w takiej sytuacji sprawa przedostała się do mediów. "Nie czułam, że bezpiecznie będzie pójść na policję. Czułam, że jeśli cokolwiek pójdzie nie tak, to będę martwa, bo on mnie zabije" - napisała Duffy. Pierwszą osobą, której opowiedziała o gwałcie i porwaniu, była psycholożka. Ostatecznie powiedziała też o tym dwóm policjantkom, kiedy w ostatnich 10 latach doszło do groźnych incydentów - raz ktoś groził, że wyjawi "jej historię", innym razem próbowano się włamać do jej domu.
Duffy przyznała, że myślała o samobójstwie i przez całe tygodnie pozostawała sama w domu. "Zdejmowałam piżamę, wrzucałam do ognia i zakładałam kolejną. Moje włosy miały tyle kołtunów od nieczesania, że w swojej żałobie całkowicie je obcięłam" - opisała te dni piosenkarka. "W ukryciu, milczeniu, pozwalałam, aby ten gwałt stał się moim towarzyszem" - dodała.
Stwierdziła, że myślała o zmianie imienia oraz wyglądu i zamieszkaniu w innym kraju. "Myślałam, że publiczne przyznanie się do mojej historii zniszczy moje życie emocjonalnie, podczas gdy ukrywanie jej niszczyło moje życie dużo bardziej. Wierzę, że nieśpiewanie mnie zabija" - dodała.
"Więc po prostu muszę być silna, ujawnić to i zmierzyć się ze wszystkimi moimi lękami. Zdałam sobie sprawę, że nie mogę się wymazać, żyję jako ja, więc muszę być kompletnie szczera i wierzyć w rezultat" - napisała Duffy. "Mogę teraz zostawić tę dekadę za sobą. Mam nadzieję, że nie będzie już pytań "co się stało z Duffy", kiedy już wiecie... i jestem wolna" - podsumowała wokalistka.
Źródło: BBC, TVN24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Dave Kotinsky/Getty Images