Rzeczy, które dzieją się teraz na świecie, nie są za ciekawe - mówi Robert Cichy. - Myślę, że człowiek, niestety, obudzi się dopiero wtedy, kiedy znajdzie się na krawędzi, a póki to się nie wydarzy, będzie ślepo podążał za marchewką - przyznaje w rozmowie z tvn24.pl.
Muzyk, gitarzysta, kompozytor i wokalista. Robert Cichy współpracował z takimi artystami, jak Michał Urbaniak, Urszula Dudziak, Ania Dąbrowska czy Paulina Przybysz. Jest współtwórcą zespołów Chilli oraz June, a w 2018 roku zadebiutował jako solista. Jego debiutancki album "Smack" zdobył uznanie zarówno publiczności, jak i krytyków. 26 czerwca 2020 roku, w dzień urodzin artysty, do fanów trafiła jego druga płyta "Dirty Sun".
Estera Prugar: Słuchając twojej nowej płyty, miałam wrażenie, że są to smutne piosenki dorosłego człowieka, obserwującego rzeczywistość z lekkim przygnębieniem.
Robert Cichy: Jesteś pierwszą osobą, która to powiedziała, ale rzeczywiście, masz rację. Rzeczy, które dzieją się teraz na świecie, nie są za ciekawe. Obserwuję to wszystko, biorę sobie to do serca i chciałem poruszyć te tematy na płycie.
Oczywiście są również pozytywne akcenty, bo ja sam jestem bardzo wesołym i szczęśliwym człowiekiem, który na co dzień nie ma szczególnych powodów do tego, aby się smucić, ale jednocześnie chwilami załamuję się niektórymi sytuacjami. Chciałem to też w swoich piosenkach wyrazić, bo nie są to proste rzeczy, jak na przykład temat konsumpcyjnego życia w nieświadomości, trochę bezcelowego i zachłannego. W zależności od kawałka te tematy poruszane są bardziej lub mniej ironicznie, ale musiałem o tym napisać.
Pracę nad tym albumem zacząłem w ogóle od wymyślenia tytułu płyty. Te dwa słowa "dirty" i "sun" powstały, zanim skomponowałem pierwszą piosenkę na ten krążek - odwrotnie niż zazwyczaj, bo tytuł zwykle wybiera się po zamknięciu materiału.
Jakie te dwa słowa miały znaczenie?
Tymi słowami wyznaczyłem sobie myśl przewodnią, to opisanie brudu w kontekście stanu planety czy społeczeństwa, ale i jasnych, słonecznych spraw, jakie przecież też się dzieją. Pod kątem muzycznym ta płyta też taka jest – trochę brudu, niedoskonałości, ale też melodyjnie i ciepło. A jak się przyjrzysz poligrafii, to również to znajdziesz – wydanie fizyczne nie ma niepotrzebnego plastiku, a cała grafika jest nieco "dirty" i trochę "sun".
W ogóle mam w sobie potrzebę robienia projektów, które mogłyby kogoś poruszyć. Zwłaszcza że to utwory, których łatwo się słucha – nie są protest songami. Natomiast na pewno poruszanie tych aktualnych tematów jest dla mnie istotne.
Ten czas zamknięcia podczas kwarantanny mógł być dla ludzi takim momentem wyciszenia i zauważenia spraw, na które wcześniej nie mieli czasu?
Mam taką nadzieję, ale myślę, że człowiek, niestety, obudzi się dopiero wtedy, kiedy znajdzie się na krawędzi, a póki to się nie wydarzy, ślepo będzie podążał za marchewką. Oczywiście widzę wiele przemian wśród moich przyjaciół, którzy zaczynają trochę inaczej patrzeć na pewne sprawy. Zauważam je też wśród sąsiadów, nawet tych starszych, którzy na przykład noszą płócienne torby, żeby nie brać plastikowych ze sklepu czy rezygnują z jedzenia mięsa. Obserwuję też wokół siebie delikatnie zmiany myślenia politycznego. Coś faktycznie zaczyna ludzi budzić do tych zmian, a one są konieczne, bo to, co dzieje na świecie, to jeden wielki chaos.
Widzę to wszystko i liczę, że zacznie się rozprzestrzeniać na coraz większe grupy, ale człowiek jest tak skonstruowany, że proces zmian jest bardzo ciężki. Niestety pieniądz to jest taka rzecz, za którą większość ludzi ciągle będzie szła. Z drugiej strony między innymi po to są takie osoby, które wychodzą na scenę, by poprzez swoją sztukę próbować innym coś uświadomić. Taką mają misję. Mam nadzieję, że ja też jestem w stanie swoją muzyką do kogoś dotrzeć.
Muzyka ma szansę pomóc w tych zmianach?
Na pewno, chociaż ja nie jestem takim artystą, który będzie krzyczał jakieś hasła, bo nie chcę być nachalny. Zwłaszcza że na wielu ludzi narzucanie im czegoś wpływa negatywnie. Dlatego to, co robię, staram się robić w spokojniejszy sposób. Ten, kto będzie chciał po prostu usłyszeć piosenkę, to ją usłyszy – wsiądzie w samochód i pojedzie sobie gdzieś, oglądać zachód słońca, ale jeśli ktoś wsłucha się w tekst, poczuje coś lub pomyśli, to może pojedzie tą autostradą "na piątce", troszeczkę wolniej, żeby spalanie było mniejsze.
Działasz nienachalnie, ale konsekwentnie. W piosence "Posłuchaj" śpiewasz "dopóki siły i krąży krew, nie damy ciszy zwyciężyć".
Tak. To kawałek, który nagrałem z Bartem (Sosnowskim – red.) i jest to własnie taki nasz "krzyk". Bart był ostatnią osobą, z którą nagrywaliśmy już w czasie pandemii. Wcześniej rozmawiałem z Olą Górecką, która napisała ten tekst i opisałem jej sytuację, scenariusz, który miałem w głowie, bo ta piosenka była dla mnie filmem: wyobraziłem sobie dwóch gości, którzy idą przed siebie, wokół nie ma niczego, ludzie siedzą pozamykani w domach, a my cały czas idziemy, żeby krzyczeć i wyrażać nasze myśli, dopóki starczy nam sił.
Ten motyw drogi pojawia się na tym albumie kilkukrotnie. W pierwszym singlu promującym płytę, czyli piosence "Piach i wiatr" śpiewasz, że cały czas idziesz tam, gdzie powinieneś być już od lat.
Bo najważniejsza jest droga. Nie cel. Zawsze kiedy dojdzie się do celu, to człowiek zaczyna łaknąć czegoś więcej i chce iść dalej. Wydaje mi się, że nie ma takiej sytuacji, w której człowiek osiada i nie chcę czegoś więcej. Możliwe, że się mylę i są tacy, którzy tak robią, bo mają taki charakter, ale chyba większość z nas ciągle czegoś poszukuje.
Tak samo jest z muzyką. Na tej płycie jest już "mój klimat", ale tworząc ją, jeszcze cały czas poszukiwałem. Myślę, że następny album będzie kolejną przygodą i poszukiwaniem kolejnych skarbów. Ja się na pewno nie zatrzymam.
Ta piosenka to też kawałek, do którego musiałem dorosnąć, aby zaśpiewać go po polsku. Zajęło mi to trochę czasu, ale w końcu doszedłem do tego, że on musi mieć polski tekst, bo opowiada o tym, że może już dawno powinienem nagrać płytę z polskimi piosenkami, ale zrobiłem to dopiero teraz. Utwór o tym, że czasami trzeba zrobić krok w tył, aby móc pójść dwa do przodu.
Śpiewanie po polsku jest dla ciebie wyzwaniem?
Na początku było. Nie ukrywam, że ja po prostu lubię język angielski i lubię w nim śpiewać, zwłaszcza że jest łatwej niż po polsku. Natomiast chciałem się z tym zmierzyć. Początkowo było to dla mnie trudne, po pierwsze dlatego, że nie lubiłem brzmienia swojego głosu, kiedy śpiewałem po polsku. Miałem z tym dość duży problem, ale po jakimś czasie, w końcu zacząłem się przyzwyczajać. Oczywiście teraz muszę jeszcze zagrać trochę koncertów i zacząć więcej ćwiczyć, a wtedy na pewno to się we mnie osadzi.
A nie jest też tak, że śpiewanie po polsku do polskiej publiczności jest trudniejsze ze względu na większą bezpośredniość przekazu?
No tak, człowiek się trochę obnaża, bo jednak wszyscy rozumieją, co przekazujesz. Nie można się ukryć. Kiedy śpiewam po angielsku, to nie ukrywam, że to jest trochę jak zakładanie przed polską publicznością takiej delikatnej maski. To rzeczywiście jest kolejny etap.
Zdejmujesz tę maskę stopniowo. Wyjście na scenę pod własnym nazwiskiem, kiedy od lat grasz z innymi artystami czy zespołami również było dla ciebie trudne?
Miałem wcześniej projekty, z którymi graliśmy na dużych scenach, jak chociażby na Woodstocku czy Open’erze, więc dla mnie nie było to czymś zupełnie nowym. Natomiast to było stresujące, bo skończyłem grać z zespołami i przez pięć, sześć lat faktycznie nie byłem solo na scenie. To było najtrudniejsze – znowu wejść w ten rytm. Tym bardziej że to nie projekt czy zespół, ale ja sam. Pamiętam swój pierwszy koncert, to było w Lublinie i to zdziwienie, że "jak to, przecież gram jakiś setny koncert, więc skąd te nerwy, co się dzieje?". Natomiast później już było coraz lepiej.
Teraz będzie podobnie - znowu pół roku nie grałem, a to też jest nowy materiał, więc – mam nadzieję – poczuję ponownie ten lekki dreszczyk, ale go opanuję i będzie dobrze.
Druga płyta jest kontynuacją tego, co zaprezentowałeś na swoim debiutanckim albumie "Smack" dwa lata temu.
Już wtedy miałem w szufladzie mnóstwo pomysłów – folkowych, ale też elektro czy rockowych. Nie bardzo wiedziałem, co z tym zrobić, aż zszedłem do piwnicy, znalazłem parę winylowych płyt z muzyką country i zacząłem je wałkować. Nie tylko sama muzyka, ale ten sposób życia, przestrzeń i ciężka codzienność ludzi, którzy pracowali na kolei… Oglądałem jakieś filmy, czytałem książki i znalazłem w sobie coś, co mnie pociągnęło. Chciałem to przekazać też w taki sposób, aby może udało się ten gatunek spopularyzować, jednocześnie zawierając w tym siebie i dodać trochę hip-hopu. I nagle stwierdziłem, że to jest ten mój kierunek – połączenie beatu z gitarami i banjo.
Na pierwszej płycie gdzieś już wiedziałem, że to o taki klimat mi chodzi, ale na "Dirty Sun" chciałem dodać więcej melodyjności i zaprosić więcej gości. Już dwa lata temu nazwaliśmy ten gatunek "urban country" i mam nadzieję, że na trzeciej płycie będę już w pełni w nim osadzony.
Zanim trzeci album, to na razie powoli zaczynają wracać koncerty. Podczas trwania kwarantanny kwestia istotności kultury była często poruszana. Obserwowałeś te dyskusje?
Cały czas obserwowałem sytuację. Oglądałem też koncerty online, ale po jakimś czasie – nie chcę powiedzieć, że mnie męczyły, bo zawsze jest fajnie zobaczyć, jak ktoś gra – odczuwałem brak tego wyjścia na zewnątrz.
Powiem tyle: wierzę w to, że nasza ekipa ludzi twórczych – grających, malujących czy piszących – będzie na tyle silna, że po tej epidemii będzie mogła zaprezentować coś naprawdę fajnego. To na pewno był czas, kiedy mogliśmy sobie przemyśleć pewne rzeczy, nabrać więcej energii i mam nadzieję, że to zakiełkuje czymś dobrym, dzięki czemu będziemy mieli jeszcze lepsze festiwale, koncerty i tak dalej.
Epidemia udowodniła, jak ważna jest sztuka w naszej codzienności?
Wiadomo, że sztuka jest potrzebna, bo ona nas rozwija i jest to udowodnione. Dzieci od małego uczy się grać, śpiewać czy malować. To jest coś pięknego.
Nie wiem natomiast, czy epidemia spowoduje, że ludzie będą aż tak wyczuleni na tym punkcie, aby chcieć bardziej wspierać sztukę. Na pewno jakaś część, bo ja sam w tym czasie spotkałem się z sytuacjami, kiedy parę zaprzyjaźnionych firm, które zajmują się sprzętem muzycznym, zaproponowało pomoc. Widziałem też ludzi, którzy za pomocą różnych portali wpłacali kasę, więc gdzieś tam była ta świadomość, że trzeba pomagać, chociaż często to artyści pomagali sobie sami. Natomiast nie wiem, czy to coś zmieni na dłuższą metę – to pokaże czas.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Zija / Pióro