Cechą współczesnego społeczeństwa jest to, że koniecznie musimy być najlepsi we wszystkim, a to jest najzwyczajniej w świecie niemożliwe - mówi Bovska, czyli Magdalena Grabowska w rozmowie z tvn24.pl. - Jeżeli ktoś chce tworzyć - nie tylko muzykę, kochać czy przyjaźnić się, to musi się tego perfekcjonizmu wyzbyć - dodaje wokalistka.
Magdalena Grabowska - wokalistka, autorka tekstów, ilustratorka. Absolwentka Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie oraz warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych. Zadebiutowała w 2016 roku płytą "Kaktus", za którą zdobyła nominację do nagrody Fryderyka w kategorii "fonograficzny debiut roku". Od tego czasu nie przestaje tworzyć, a wiosną ma ukazać się jej czwarta płyta, którą zapowiada, między innymi piosenka "Wujek G." .
Estera Prugar: Jak się dzisiaj czujesz?
Bovska: Dobre pytanie. Całkiem nieźle, bo w końcu zapachniało wiosną, więc trochę jestem w szoku i mam nadzieję, że już tak zostanie, że będzie tylko cieplej.
Twój najnowszy singiel "Wujek G." mówi o ludziach szukających w internecie odpowiedzi na pytania o samopoczucie.
Prawda jest taka, że najwięcej piosenek jest o miłości, ale na mojej najnowszej płycie pojawią się również takie, którym – właśnie jak "Wujek G." – bliżej jest do tematów samoświadomości czy wolności. Może dlatego, że te sprawy najbardziej mnie teraz interesują. Natomiast ta piosenka powstała po tym, jak wpisałam do przeglądarki internetowej hasło "czuję się" i od razu wyskoczyły mi podpowiedzi: samotna, gruba, głupia. Pomyślałam sobie: "halo, halo, coś jest nie tak – trochę źle o sobie myślimy". Czasem sama się na tym łapię.
Z czego to wynika?
To jest chyba taki niezdrowy perfekcjonizm, który czasami się włącza i trzeba z nim walczyć, bo lepiej być wdzięcznym za to, co się ma, niż cały czas narzekać, że czegoś nam brakuje. To z jednej strony. Z drugiej – nie należy również bagatelizować swoich problemów. Czasem potrzebujemy pomocy. Tylko dobrze, aby ona była właściwa. Może lepiej zapytać "wujka Google" o to, gdzie ją znaleźć, a nie szukać u niego gotowych rozwiązań.
Myślisz, że ta presja dążenia do ideału jest zależna od płci?
Nie. Myślę, że dzisiaj wszyscy na to chorujemy. Przynajmniej ja żyję w takim świecie. Ze sztuką jest tak, że nie znosi kompromisów i trzeba mieć w sobie ten perfekcjonizm, aby w ogóle móc się nią zajmować.
Cechą współczesnego społeczeństwa jest to, że koniecznie musimy być najlepsi we wszystkim, a to jest najzwyczajniej w świecie niemożliwe. Mamy wyimaginowany obraz idealnego piękna i sukcesu, którym epatują social media w postaci ładnych obrazków. Mimo że sam przekaz nie jest negatywny, to powoduje, że zaczynamy się porównywać z tym, co oglądamy, a to prowadzi do myślenia, że jesteśmy niewystarczający. Trzeba z tym walczyć, bo to jest coś, co nas blokuje. Jeżeli ktoś chce tworzyć - nie tylko muzykę, kochać czy przyjaźnić się, to musi się tego perfekcjonizmu wyzbyć i zrozumieć, że nigdy nie jest idealnie.
Nie chciałabym moralizować – to jest moja teoria – dlatego "Wujek G." nie ma takiego charakteru. W tekście pojawia się zabawa słowem i konwencją, ale bardziej chodzi o zwrócenie uwagi, a nie nawracanie. Przynajmniej taką mam nadzieję. Sama nie lubię, kiedy ktoś próbuje mówić mi, co mam myśleć.
W muzyce wyzbycie się porównań może być ciężkie.
Rzeczywiście jest tak, że na potrzeby mówienia czy pisania o muzyce, ludzie lubią porównania - w ten sposób łatwiej jest im coś sklasyfikować. To jest nie do uniknięcia, bo płyty muszą stanąć na konkretnych półkach w sklepach czy zostać przypisane do jakiejś kategorii już na etapie zgłaszania albumu do dystrybucji. Czasami takie porównania bywają krzywdzące, ale bywają też nobilitujące. Myślę, że żaden artysta nie jest zupełnie wyzuty z inspiracji. Trzeba się z tym pogodzić. Jeżeli chcemy robić coś, co zostaje wystawione na osąd publiczny, to porównanie będą jego częścią.
Zwłaszcza, że nowych artystów jest coraz więcej.
Nie do ogarnięcia.
Bałaś się tego, kiedy zaczynałaś cztery lata temu?
Nie miałam chyba na to czasu. Trafiła mi się rzadka okazja – moja piosenka znalazła się w czołówce serialu "Druga szansa", co dało mi możliwość zaistnienia. Obecność piosenki w popularnej produkcji telewizyjnej roznosi ją szybko i szeroko, do najmniejszych miasteczek w kraju. Tak się stało, że ludzie pokochali ten utwór, więc chcieli go znaleźć i móc posłuchać w całości, w związku z czym sięgali po moją debiutancką płytę.
Ten album udało mi się wydać tylko dzięki naprawdę wielkiej mobilizacji i pomocy wielu osób. Rynek muzyczny – jak każdy inny – rządzi się swoimi prawami, a ja byłam wtedy na nim zupełnie początkująca. Podobnie jak wszystkie swoje płyty, tę pierwszą również wydałam sama. Postanowiłam iść samotną drogą i choć czasami jest mi na niej ciężko, to widać taki jest mój los.
Po tak udanym debiucie i sukcesie pojawiła się potrzeba przebicia samej siebie?
Pojawiła, ale drugą płytę "Pysk" wydałam dość szybko po debiutanckim "Kaktusie". Zajęło to zaledwie rok. Ten niedużo odstęp czasu między albumami był spowodowany tym, ile nauczyłam się w tym okresie – grałam bardzo dużo koncertów i zrozumiałam, że mam ogromną potrzebę stworzenia nowej muzyki, już chciałam iść dalej.
Staram się nie karmić lękiem, a raczej mieć w sobie entuzjazm. Natomiast dobrze jest mieć do tego wszystkiego dystans, bo ludzie są w stanie wyrażać skrajne opinie na temat tego samego utworu i nie sposób przewidzieć, jakie one będą.
Czasami zastanawiam się nad tym, kto słucha mojej muzyki, ale nie piszę jej po to, aby trafić do konkretnego odbiorcy, nie jest to wyrachowany biznes. Robię sztukę. Może nie brzmi to skromnie, ale naprawdę moczę w tej sztuce ręce i ją wyrabiam. Nie jest to szybkie, łatwe i przyjemne. Ciągle muszę przeskakiwać samą siebie – taka jest trudność tej roboty.
Jak radzisz sobie z opiniami?
Wiesz kto jest najbardziej surowym krytykiem? Najbliższe otoczenie. Dlatego, kiedy prywatne historie o tym, że któryś z moich utworów coś dla kogoś zrobił, to jest dla mnie najfajniejsze. Mam wtedy poczucie, że nie robię tego tylko dla siebie. Cieszę się, kiedy słyszę, że ktoś do mojej piosenki tańczył swój pierwszy taniec na weselu. Nawet zastanawiała się, czy tak będzie też z drugim singlem promujący mój najnowszy album "Będę przy tobie", bo jest bardzo romantyczny. Gdybym jeszcze raz brała ślub - co się mam nadzieję nie wydarzy, to chyba chciałabym do niego zatańczyć.
Były momenty, kiedy myślałaś, że to już jest to i więcej nie dasz rady?
Za każdym razem, kiedy kończę płytę, także mniej więcej teraz jestem w takim momencie. Oczywiście żartuję. Dzisiaj już wiem, że to się uda, tylko czasami mam poczucie, że brakuje mi doby i sił. Uczę się również prosić o pomoc, bo tego za bardzo nie umiem. To jest moje postanowienie na ten rok – dzielić pracę, bo przecież kiedy się coś dzieli, to mnoży się efekty i z tą myślą wkroczyłam w 2020 rok.
Cztery płyty w cztery lata. To imponujące.
Wiadomo, że na pierwszą płytę pracuje się dłużej, niż na wszystkie pozostałe, ale to na pewno był czas ogromnych zmian, ale też rozwoju i nauki. Cały czas mam wrażenie, że uczę się nowych rzeczy i z tego się cieszę, bo kiedy człowiek przestaje się uczyć, to jest początek końca, dlatego cały czas się do tego mobilizuję.
Ale właśnie, uczę się odpuszczać – sobie i innym. Te cztery lata na pewno były również lekcją cierpliwości i pokory, ale przede wszystko całość jest dla mnie ogromną radością, bo robię to, co kocham. Żyję swoją muzyką i ze swojej muzyki – to jest dla mnie największa nagroda.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Murgrabia