Był najwybitniejszym obok Andrzeja Wajdy twórcą szkoły polskiej i jedynym, który heroizm i narodową mitologię przedstawiał z właściwym dokumentaliście chłodnym dystansem. Zasłynął jako twórca tragikomicznych dzieł dokonujących rozrachunku z czasami II wojny światowej ("Eroica", "Zezowate szczęście"), a także dramatu wojennego "Pasażerka", którego dokończenie przerwała tragiczna śmierć. Dziś mija 55 lat od wypadku samochodowego, w którym zginął. Miał zaledwie 41 lat.
Jego dorobek z uwagi na śmierć niemalże u początku wielkiej kariery jest stosunkowo niewielki. Zdążył nakręcić pięć filmów fabularnych, z czego trzy - "Eroica", "Zezowate szczęście" i "Pasażerka" - uważane są za dzieła wybitne i przełomowe dla polskiej kinematografii.
Wybitny krytyk filmowy Aleksander Jackiewicz napisał, iż poza Munkiem nikt z twórców szkoły polskiej, mimo jej programowego krytycyzmu, nie wyszedł poza romantyczny model. Kiedy Wajda preferował romantyczny racjonalizm, Munk w swoich najgłośniejszych dziełach - właśnie w "Eroice" i "Zezowatym szczęściu" - ocierał się o satyrę czy groteskę. W tym ostatnim wykorzystał wprost konwencję komediową.
"Przekorna walka z anachronicznymi mitami narodowymi. Przeciw realizmowi romantycznemu - prowokacyjny racjonalizm, o wiele dalszy od mentalności przeciętnego Polaka. I potrzebniejszy. To były jego znaki rozpoznawcze" - podkreślał Jackiewicz.
Im właśnie zawdzięcza Munk wyjątkową pozycję w naszej obarczonej mitem romantycznego cierpiętnictwa kulturze.
Od socrealizmu do przełamania schematu
Lata młodości przyszłego reżysera przypadły na czas wojny i okupacji. Tuż przed wojną ukończył gimnazjum w Krakowie, w czasie okupacji przeniósł się do Warszawy. Brał udział w zbrojnym oporze przeciw niemieckiemu okupantowi, był żołnierzem Powstania Warszawskiego. Po wojnie rozpoczynał kolejno studia architektoniczne na Politechnice Warszawskiej, potem prawnicze na Uniwersytecie Warszawskim, których nie ukończył. Od roku 1947 studiował w szkole filmowej w Łodzi na wydziale operatorskim, by w końcu przenieść się na reżyserię.
Zaczynał jako reżyser dokumentów typowych dla tamtego okresu - a więc socrealistycznych. Dopiero nieco późniejszy - zrealizowane wspólnie z Witoldem Lesiewiczem "Gwiazdy muszą płonąć" postrzegano jako przełamanie socrealistycznego schematu. Pierwszym filmem fabularnym Munka, zachowującym jeszcze cechy dokumentu, był "Błękitny krzyż" (1955), rekonstrukcja akcji ratowniczej Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego podczas II wojny światowej. I było to zarazem preludium do jego dalszej twórczości.
Zrealizowany rok później "Człowiek na torze" - opowieść o tajemniczej śmierci maszynisty i następującym po niej śledztwie, w trakcie którego ukazane zostają patologie panujące na kolei, z wielkim Kazimierzem Opalińskim w głównej roli - także był filmem fabularnym, wciąż jednak pozostawał bliski jego dokumentom zarówno w formie, jak i w tematyce. Tym filmem rozpoczął jednak reżyser współpracę z Jerzym Stefanem Stawińskim, najwybitniejszym scenarzystą tamtego czasu, którego nazwisko także związane jest ze szkołą polską.
Swoje najważniejsze produkcje Munk miał nakręcić właśnie w oparciu o jego teksty.
"Eroica", czyli szkoła polska według Munka
Szkoła polska zrodziła się w połowie lat 50. Z dwóch powodów: pierwszym była potrzeba odrzucenia balastu, jaki stanowił socrealistyczny wzorzec, drugim - konieczność rozliczenia się z romantycznym rodowodem naszych mitów narodowych. Jej filmy szkoły sięgały po motywy czynu zbrojnego, bohaterstwa wymagającego poniesienia ofiary, ukazując je jednak w nowy, odmitologizowany sposób.
Podobnie jak najpierw Wajda w "Kanale", tak samo w 1957 r. Munk sięgnął po temat Powstania Warszawskiego w nazywanej filmem antyheroicznym "Eroice". Uznana za dzieło mistrzowskie, składa się z dwóch nowel: "Scherzo alla pollacca", której akcja toczy się w czasie powstania, i "Ostinato lugubre" rozgrywające się w obozie jenieckim.
Część I jest opowieścią o przemianie z antybohatera w bohatera, jaką za sprawą okoliczności przechodzi trzeźwo stojący na nogach i nielubiący się narażać warszawski cwaniak, niejaki Dzidziuś Górkiewicz (Edward Dziewoński). "Chodziło nam o pokazanie, jak ogólna atmosfera bohaterszczyzny wpływa nawet na jednostki, które nie mają owej 'kultury bohaterskiej' i czyni z nich bohaterów" - tłumaczył w wywiadzie Munk. Druga nowela skupiała się na legendzie podtrzymywanej przez polskich żołnierzy przebywających w obozie jenieckim - rzekomo zbiegłego stamtąd bohatera, w rzeczywistości ukrywanego na strychu i ciężko chorego.
"Eroica" stanowiła bezpośrednią odpowiedź na "Kanał" Andrzeja Wajdy, otrzymała m.in. nagrodę FIPRESCI na festiwalu filmowym w Mar del Plata.
"Zezowate szczęście" i niedokończona "Pasażerka"
W 1959 r. Andrzej Munk nakręcił osadzoną w okresie od czasów przedwojennych, poprzez wojnę i okupację, aż do lat 60., historię Jana Piszczyka. W konwencji zdecydowanie komediowej opowiedział historię człowieka, którego losy to seria wielkich niepowodzeń. Piszczyk mówi o sobie jako o wielkim pechowcu i w pechu właśnie upatruje źródeł swojego nieszczęsnego losu. W rzeczywistości jednak, dążąc za wszelką cenę do sukcesu, jest pozbawionym zasad typowym oportunistą. Do tego zwyczajnie głupim, co ostatecznie gwarantuje mu serię katastrof.
W głównej roli wystąpił znakomity Bogumił Kobiela, którego sama fizis już skłaniała do śmiechu. Film szybko zyskał status kultowego i ma go dziś. Uhonorowano go m.in. na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Edynburgu. Mimo to po premierze reżyser stał się obiektem ataków. Szyderczy ton "Zezowatego szczęścia", powiązany z ukazaniem świeżego jeszcze wtedy ułamka historii Polski, wzbudził kontrowersje niektórych nadgorliwych krytyków i podzielił ich na przeciwników i wielkich fanów dzieła.
Rok później Munk wziął na warsztat powieść Zofii Posmysz, której dwie bohaterki - więźniarka (Anna Ciepielewska) oraz strażniczka obozu Auschwitz-Birkenau (Aleksandra Śląska) - spotykają się po latach na pokładzie transatlantyku. Ta pierwsza rozpoznaje w kobiecie swojego kata z obozowych czasów. Munk rozpoczął realizację filmu w 1961 r., zdążył nakręcić sceny w Oświęcimiu oraz na transatlantyku Batory. Prace przerwała jednak jego tragiczna śmierć. 20 września 1961 r. na trasie pod Łomżą jego maleńki fiacik nie miał najmniejszych szans w zderzeniu z prowadzonym przez drogowego pirata wielotonowym starem. Reżyser zginął na miejscu.
Po długim namyśle nakręcone fragmenty "Pasażerki" zmontował Witold Lesiewicz, współpracownik Munka. By wyjaśnić widzom zamysł reżysera, zdecydowano się również na lektora (został nim Tadeusz Łomnicki), który czytał napisany przez Witolda Woroszylskiego komentarz. Na ostatnie dzieło mistrza światowego kina znów posypały się nagrody, m.in. w Wenecji i Cannes. Wielki francuski reżyser Jean-Luc Godard miał powiedzieć, że to jedyny prawdziwy film o hitlerowskich obozach, jaki kiedykolwiek nakręcono.
Autor: Justyna Kobus//gak / Źródło: tvn24.pl