Wabi się Borys, ma niecałe dwa lata, a zasłynął ostatnio wycieczką na Giewont. – Wyjść wyszedł, ale zejść nie mógł – mówi jego właściciel. Na szczęście pomogli turyści z kabanosami.
- Nie mógł poradzić sobie z zejściem ze szczytu i najwyraźniej chwilę na górze już przebywał. Chętnie podchodził do ludzi, najprawdopodobniej szukając jedzenia, ale wyraźnie bał się stromych i śliskich fragmentów szlaku, co uniemożliwiało mu samodzielne zejście za ludźmi – opisywali.
Czworonoga udało się bezpiecznie sprowadzić na dół. - Nie byłoby to możliwe bez "przynęty" z kabanosów – zaznaczał Karol Adamski, jeden z turystów.
Niestety, już po zejściu na dół, pies... uciekł.
"Wejść wyszedł, ale zejść nie mógł"
Okazuje się, że zguba wróciła już do właściciela. – Syn pojechał do pracy i patrzy: piesek leci. Mówi: to Borys. Zawołał go, pojechałem po niego i przywiozłem – opowiada Stanisław Mateja, właściciel Borysa.
- Wejść wyszedł, ale zejść nie mógł – mówi o wycieczce psa na Giewont.
Jak to się stało, że Borys uciekł z posesji i wybrał się na wysokogórską wyprawę? Prawdopodobnie wymknął się przez furtkę, a ta się za nim zamknęła. – Odchylił bramę i poszedł. Nawet nie wiedzieliśmy, szukaliśmy miejsca, którędy mógł wyjść – zaznacza Mateja.
Na szczęście pies jest już bezpieczny. A jak mówi jego właściciel, 2-letni Borys jest bardzo ufny. – Za jedzeniem zawsze pójdzie – zaznacza.
Autor: mmw/i / Źródło: TVN24 Kraków
Źródło zdjęcia głównego: | TVN24 Kraków