Trwa śledztwo w sprawie pożaru w Stryszowie (Małopolska), w którym dwie osoby zginęły, a jedna została ranna. Postępowanie jest prowadzone pod kątem zabójstwa, a według nieoficjalnych ustaleń właściciel domu i dwie inne osoby zostały krótko przed pożarem pobite i związane. Jednej z nich udało się przeżyć.
Śledztwo w sprawie pożaru, który wybuchł w domu jednorodzinnym w Stryszowie w sobotę, prowadzi Prokuratura Rejonowa w Wadowicach. Jak potwierdza Janusz Hnatko, rzecznik prasowy krakowskiej prokuratury okręgowej, postepowanie jest prowadzone "pod kątem doprowadzenia do śmierci dwóch osób i spowodowania pożaru".
Podczas gaszenia pożaru strażacy znaleźli w domu dwa ciała, kobiety i mężczyzny. Trzecia osoba znaleziona w budynku trafiła do szpitala. Jak mówi szefowa Prokuratury Rejonowej w Wadowicach Marta Łuczyńska, ta osoba jest przytomna i złożyła już zeznania. - Planowana jest jej dalsza hospitalizacja. Czekają ją prawdopodobnie zabiegi – wyjaśniła prokurator.
"Musimy reglamentować informacje"
- Po zakończeniu akcji gaśniczej prokurator przeprowadził na miejscu oględziny miejsca zdarzenia i zwłok. Zwłoki zostały skierowane do zakładu medycyny sądowej w Krakowie celem przeprowadzenia sekcji oraz ustalenia przyczyny zgonu – poinformował prokurator Hnatko.
Postepowanie jest prowadzone pod kątem zabójstwa. - To efekt wstępnej oceny materiału dowodowego. To, co udało się nam ustalić, pozwoliło na taką kwalifikację. Trwają intensywne czynności, więc w tej chwili musimy reglamentować informacje – powiedziała Łuczyńska.
Rzecznik krakowskiej prokuratury okręgowej przekazał, że śledczy na miejscu zabezpieczyli "szereg śladów i dowodów". - Zabezpieczono monitoring; są przesłuchiwani świadkowie – wskazał prokurator Hnatko.
Jedną z ofiar właściciel domu
Według nieoficjalnych ustaleń reporterki TVN24 Małgorzaty Marczok, osoby, które zginęły w pożarze, to właściciel budynku i jego krewna, mieszkająca w domu obok. – W budynku znajdował się też młodszy mężczyzna. Mieli oni zostać pobici, związani, a dom miał zostać podpalony. Młodszemu mężczyźnie udało się uciec i to on wezwał policję i straż – relacjonowała Marczok. Dodała również, że policja oficjalnie nie potwierdza tych informacji, tłumacząc to tajemnicą śledztwa.
Źródło: TVN24 Kraków / PAP