Na trasie do Morskiego Oka w zeszłym roku pracowały 284 konie. 36 z nich trafiło już do rzeźni, a trzy padły z przemęczenia na oczach turystów. - 49 koni z listy TPN w ogóle nie jest zarejestrowanych w bazie Polskiego Związku Hodowców Koni – alarmuje Fundacja Viva.
– Konie, które nie są zarejestrowane w bazie PZHK nie przechodzą żadnych kontroli weterynaryjnych. Mogą być podmieniane, ich "paszporty" mogą być sfałszowane, a mimo to są dopuszczane do pracy – alarmuje Cezary Wyszyński z Fundacji Międzynarodowy Ruch na Rzecz Zwierząt Viva, która przygotowała raport na ten temat.
Według obrońców praw zwierząt, w zeszłym roku 49 koni nie było nigdzie zarejestrowanych.
Młode konie idą na rzeź?
Jak informuje fundacja, turystów na trasie do Morskiego Oka woziły w ubiegłym roku 284 konie, które należały do 60 fiakrów. 36 zwierząt miało skończyć w rzeźni.
"Wymiana zwierząt następuje bardzo szybko, a na ubój wysyłane są nawet bardzo młode. Z danych PZHK wynika, że w roku 2012 do rzeźni trafił m.in. 3-letni koń Irys, 4-letni Lukas. Tymczasem przeciętna długość życia koni wynosi 25-30 lat" – podkreślają pracownicy Fundacji Viva.
Według fundacji, ubijane są zdrowe konie. "Pięciu fiakrów oddało do rzeźni aż po dwa swoje konie, które zostały zakwalifikowane jako trwale zdolne do pracy. Podkreślenia wymaga to, że badania wykonał lekarz weterynarii opłacony przez woźniców, a zatrudniony przez Tatrzański Park Narodowy" - twierdzą obrońcy praw zwierząt.
Szymon Ziobrowski z TPN jest zaskoczony liczbą koni idących na rzeź, choć zaznacza, że nie zna treści raportu. - Jeśli 36 koni pracujących na drodze do Morskiego Oka trafiło do rzeźni, to mnie ta liczba bardzo mocno zastanawia. Gdyby taka informacja do nas trafiła, to na pewno wzbudziłaby podejrzenia i podjęlibyśmy działania, żeby to wyjaśnić. Ja o tym nic nie wiem, nie sądzę, żebyśmy taką informację mieli - mówi Ziobrowski. - Jeśli wozacy sprzedawali konie do rzeźni i nas o tym nie informowali, to my wyciągniemy z tego konsekwencje - zapowiada.
Dochodowy biznes
Fundacja wylicza, że TPN pobiera od fiakrów 1,3 tys. zł miesięcznie. Woźniców jest 60, co daje dochód w wysokości 78 tys. zł co miesiąc. Fundacja zauważa jednocześnie, że "nadal brakuje ujęć z bieżącą wodą, rampy przeładunkowej oraz zadaszeń chroniących przed śniegiem czy słońcem. TPN nie wprowadził też żadnych skutecznych rozwiązań w zakresie monitoringu i kontroli fiakrów".
Szymon Ziobrowski z TPN zwraca uwagę, że kwestia trasy do Morskiego Oka nie jest tak prosta, jak mogłoby się wydawać. - Sprawa jest złożona, bo droga do Morskiego Oka jest własnością starosty, a nie TPN. My wozakom udostępniamy tylko place: początkowy i końcowy - zaznacza.
Chcą likwidacji transportu konnego
Jednak obrońcy praw zwierząt nie chcą dłużej czekać na ruch ze strony TPN i zapowiadają podjęcie działania w sprawie koni. - W związku z danymi przytoczonymi w raporcie organizacje zajmujące się statutowo ochroną zwierząt planują wystosować petycję do Pawła Skawińskiego, dyrektora TPN, w sprawie likwidacji konnego transportu na drodze do Morskiego Oka – zapowiada Fundacja Viva.
Szymon Ziobrowski z TPN obiecał, że jeśli dane z raportu się potwierdzą, to wobec fiakrów zostaną wyciągnięte konsekwencje. - Jeśli wozacy grają nam na nosie, to wydaje się, że nie ma przeciwwskazań, żeby transport konny do Morskiego Oka zlikwidować. My, jako TPN, nie jesteśmy jakoś szczególnie do niego przywiązani. Jeśli więc ta czara goryczy się przeleje, to powiemy stop i nie będziemy udostępniać im placów postojowych - zapewnia Ziobrowski.
Autor: nf/jś/par/b/k / Źródło: TVN24 Kraków
Źródło zdjęcia głównego: Rafał Raczyński