Oddziałom szpitala w Lesku (woj. podkarpackie) grozi zamknięcie. W piątek pod placówką odbył się protest przeciwko tej decyzji.
W marszu wzięli udział zarówno pracownicy szpitala, jak i mieszkańcy Leska. Sprzeciwiają się oni likwidacji Oddziału Ginekologiczno-Położniczego, Oddziału Intensywnej Terapii i innym zmianom, proponowanym w związku z trudną sytuacją finansową placówki.
- Ten szpital po prostu jest potrzebny. Nie ma w ogóle słów, które mówią, że nie - przekonywała w rozmowie z reporterem TVN24 Mateuszem Półchłopkiem jedna z protestujących. Jak dodała, likwidacja porodówki dla okolicznych mieszkańców może oznaczać katastrofę. Wówczas najbliższe oddziały położnicze będą znajdowały się w oddalonym o 37 kilometrów Brzozowie lub o 82 kilometrów Rzeszowie.
Dla wielu pacjentek będzie to oznaczało "rodzenie w karetkach"
- Jesteśmy w takim wieku, że powinniśmy mieć szpital na miejscu, a nie jeździć gdzieś tam – dodała inna uczestniczka marszu.
Kolejna przyznała wprost, że likwidacja porodówki będzie oznaczała dla wielu pacjentek "rodzenie w karetkach". - Nie ma szans przybycia z Ustrzyk Górnych albo Wetliny w okresie zimowym do szpitala w Krośnie albo Przemyślu - wyjaśniła.
Marsz rozpoczął się przed budynkiem szpitala, po czym przeszedł ulicami miasta, a finalnie zakończył się pod budynkiem Starostwa Powiatowego w Lesku. Tam z protestującymi spotkał się między innymi starosta powiatu leskiego Andrzej Olesiuk.
Źródło: TVN24 Kraków
Źródło zdjęcia głównego: TVN24