Grupa turystów uratowała psa, którego ktoś bezmyślnie porzucił na Rysach. Gdyby nie pomoc przypadkowo napotkanych osób, zwierzak nie byłby w stanie sam zejść z najwyższego szczytu w Polsce. Nie wiadomo, kto i dlaczego wniósł psa na szczyt. Anna Plaszczyk z Fundacji Viva! chce, aby wyjaśnieniem tego zajęła się prokuratura.
- Zwierzę było wyczerpane, bało się, nie było w stanie zejść o własnych siłach - tłumaczy pan Krystian, który pomógł znieść psa z góry. Mężczyzna zauważa, że kundelek to raczej typ "psa poduszki z krótkimi nogami" i nie byłby w stanie ani sam wejść na górę, ani tym bardziej z niej zejść.
- W dół byłoby mu jeszcze trudniej, bo schodząc, ma głowę niżej niż resztę ciała - wyjaśnia.
Nie dał się znieść w plecaku
Mężczyzna pogłoski o tym, że ktoś rzekomo wnosi psa na górę, słyszał, będąc na szczycie Rysów. W pierwszej chwili uznał to za wymysły. , Wydawało mi się to nieprawdopodobne i nierealne.
Kiedy jednak wrócił ze spaceru po słowackiej stronie, zobaczył, że faktycznie ktoś zostawił na szczycie góry kundelka. Chociaż psa zauważyli prawie wszyscy, to tylko kilka - zupełnie obcych - osób zdecydowało się mu pomóc.
Najpierw mężczyźni chcieli znieść psa w plecaku. - Cały czas wyskakiwał i wyrywał się, więc musieliśmy nieść go na rękach - pan Krystian nie ukrywa, że takie zejście było dla turystów bardzo niebezpieczne. Kiedy trzymali psa, nie mogli asekurować się łańcuchami na szlaku.
W końcu grupie udało się zejść do Morskiego Oka, gdzie przenocowali w schronisku. Następnego dnia rano przyjechała straż parku, która zabrała psa.
Sprawą zajmie się prokuratura?
Nie wiadomo, kto i dlaczego wniósł psa na szczyt. Pan Krystian jest jednak pewny, że zwierzak nie mógł tam wejść sam - zbocze jest oblodzone, a podejście z łańcuchami jest zbyt strome, by dokonały go krótkie psie łapki.
Anna Plaszczyk z Fundacji Viva! jest oburzona takim zachowaniem. - Coś jest nie tak z naszym społeczeństwem, z naszą etyką - zauważa aktywistka.
Kobieta zapowiada, że fundacja przygotowuje już zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa.
- Będziemy domagali się ścigania tego jako znęcania się nad zwierzętami - Plaszczyk podkreśla, że za taki czyn, popełniony ze szczególnym okrucieństwem, grozi do trzech lat więzienia.
TOPR nie pomógł, "bo zajmuje się ratowaniem ludzi"
Turyści starali się uzyskać pomoc od górskich służb ratowniczych. Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe nie mogło jednak takiego wsparcia udzielić, ponieważ zajmuje się włącznie ratowaniem ludzi. Mężczyznom nie udało się też skontaktować z nikim z Tatrzańskiego Parku Narodowego - jak tłumaczy pan Krystian, nikt nie odbierał telefonu.
Po fakcie okazuje się jednak, że przedstawiciele TPN mają wątpliwości, czy pies faktycznie znalazł się na szczycie góry w wyniku ludzkiego okrucieństwa.
- Pies ten, jak wiele innych psów, wychodzi po prostu z turystami, którzy nie wiedzą, czyje to jest zwierzę, a trudno przecież, żeby zawracali i rezygnowali z wycieczek - przedstawiciel TPN tłumaczy, że czworonogi zazwyczaj docierają na zbocza, podążając za sznurem turystów. Chwali też "trzeźwe myślenie" turystów, którzy sprowadzają psy z powrotem.
Autor: wini / Źródło: TVN24 Kraków
Źródło zdjęcia głównego: Krystian P.