Struś z krzywicą, baran z zaburzeniami neurologicznymi i skunksy z wyciętymi gruczołami – to tylko niektóre zwierzęta, które w przykościelnym mini zoo w miejscowości Więciórka (Małopolska) zastali inspektorzy Krakowskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami.
W zoo prowadzonym przez księdza z parafii w Więciórce jest około 200 zwierząt. Zarówno tych swojskich, jak osiołki, barany i kozy, jak i bardziej egzotycznych.
- Podczas interwencji zastaliśmy dużą ilość zwierząt różnych gatunków, między innymi renifery, pazurkowce, różne ptactwo, bydło, kozy, owce – wylicza Beata Nawalany, inspektor KTOZ. Jak zaznacza, podopieczni księdza mieszkają w fatalnych warunkach: - Zwierzęta po kolana brodzą w błocie, bez wiat, bez dostępu do pożywienia.
Nie tylko warunki, w których trzymane są zwierzaki, wołają o pomstę do nieba. - Są tutaj strusie, jeden z nich ma krzywicę. Są skunksy, które mają powycinane gruczoły, co jest przestępstwem, oraz mundżaki chińskie, na które trzeba mieć pozwolenie. Na razie chcemy odebrać barana, który jest w bardzo złym stanie i ma najprawdopodobniej jakieś zaburzenia neurologiczne i tego strusia z krzywicą – wylicza Nawalany. I dodaje: - Ksiądz prawdopodobnie nie ma dokumentów zezwalających na posiadanie tych zwierząt. Wiemy, że jedna z małp nie ma żadnych dokumentów.
Martwy osiołek
Więciórskie mini zoo jest animalsom dobrze znane. Rok wcześniej dostali oni zgłoszenie, że w obiekcie „nie dzieje się najlepiej”. Według osoby zgłaszającej w jednej z zagród leżą zwłoki osiołka. Wówczas właściciel osiołków twierdził, że zwierzę „dopiero co się urodziło, po prostu jest jeszcze bardzo słabe i dlatego leży przy matce”. Jednak, jak zaznaczali inspektorzy KTOZ, na przesłanych zdjęciach ewidentnie widać było martwe zwierzę.
„Ponieważ nasze nerwy sięgnęły zenitu, postanowiliśmy obdzwonić wszystkie możliwe instytucje na tamtym terenie, żeby KTOKOLWIEK pojechał na miejsce i zobaczył co tam się dzieje... (…) Zadzwonił właściciel zwierząt mówiąc, że osiołek nie żyje” – pisali animalsi w grudniu 2016 roku na portalu społecznościowym.
Zgłoszenie, które przyczyniło się do przeprowadzenia środowej interwencji, było anonimowe.
– Najpierw przejechaliśmy, żeby sprawdzić, czy to zgłoszenie się nam potwierdzi. Potwierdziło się, więc zdecydowaliśmy się na interwencję – tłumaczy inspektorka KTOZ. Zapowiada też, że Towarzystwo złoży zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa i znęcaniu się nad zwierzętami.
Zgłoszeń nie było
W środę na terenie mini zoo oprócz przedstawicieli KTOZ obecny byli powiatowy inspektor weterynarii oraz policja. – Asystowaliśmy w tych czynnościach. KTOZ poprosił o taką asystę – tłumaczy Sebastian Gleń, rzecznik prasowy małopolskiej policji. Jak dodaje, dotychczas nie było żadnych zgłoszeń dotyczących sytuacji zwierząt w przykościelnej placówce.
- Inspektor weterynarii lub przedstawiciele KTOZ mogą złożyć zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa – zaznacza Gleń.
Ksiądz zarządzający mini zoo nie chciał rozmawiać z ekipą TVN24, która była obecna podczas interwencji. Kiedy padło pytanie „Czy się ksiądz nie wstydzi?” duchowny… schował się pod plandekę, przykrywającą prawdopodobnie jakieś urządzenie rolnicze.
Autor: wini/gp / Źródło: TVN24 Kraków
Źródło zdjęcia głównego: Fakty