W środku nocy, na własnym podwórzu, mężczyzna bronił siebie i swojej rodziny przed napastnikami. Jednego z nich uderzył sztachetą w głowę. Sąd uznał to za przekroczenie granic obrony koniecznej i nakazał mu zapłacić 500 zł zadośćuczynienia. Sprawie przyjrzał reporter programu TTV "Blisko ludzi".
Pan Grzegorz z powodu niepełnosprawności ma przyznaną drugą grupę inwalidzką i o całej sprawie mówi niechętnie. Niemal dwa lata temu, w długi majowy weekend domowników obudził hałas przed ogrodzeniem posesji. - Usłyszeliśmy jakieś krzyki, hałas koło drogi. Popatrzyliśmy, tam była grupa osób, która demolowała ogrodzenie - relacjonuje pan Grzegorz. - Byli nietrzeźwi - dodaje.
Grozili, że go pobiją
Jak relacjonuje, napastnicy grozili, że go pobiją a jego dom zostaje spalony. Wywiązała się szarpanina. W pewnym momencie pan Grzegorz chwycił jedną z wyrwanych sztachet i uderzył w głowę jednego z napastników, 17-letniego Alberta C.
Albert C. po całym zdarzeniu sam zgłosił się do prokuratury, gdzie zeznał, że został napadnięty i pobity w nocy na środku drogi. Z aktu oskarżenia przeciwko panu Grzegorzowi wynika, że napadł on na niewinnego człowieka. Sprawa trafiła do Sądu Rejonowego w Krośnie.
Ostatecznie sąd uznał, że pan Grzegorz faktycznie bronił się na swojej posesji przed napastnikiem. Jednak, zdaniem sądu, granice obrony koniecznej przekroczył.
"Pierwszy atak wykonał oskarżony"
- Pokrzywdzony niewątpliwie, znalazł się na posesji oskarżonego. W jego kierunku wykrzykiwał różnego rodzaju słowa - przyznaje Artur Lipiński z Sądu Okręgowego w Krośnie.- Sąd wziął pod uwagę, że jako pierwszy atak fizyczny wykonał oskarżony.
- Broniący się ma prawo odeprzeć zamach - Mówi Andrzej Zoll, profesor prawa. - On ma się bronić przed atakiem - dodaje.
- Generalnie nie może być tak, że napastnicy, którzy zaczęli całe zdarzenie, korzystają z bezkarności i jeszcze uważają się za pokrzywdzonych - podkreśla Zbigniew Ćwiąkalski, profesor prawa, były minister sprawiedliwości.
Napastnicy bezkarni
Mimo, że sąd potwierdził obecność Alberta C. na posesji pana Grzegorza tamtej nocy, a także fakt, iż był w grupie demolującej ogrodzenie, do tej pory nie spotkała go żadna kara.
- Ja w ogóle mam na to "pstryk" i tyle. Tą sprawę zostawiam na boku - mówi "poszkodowany" Albert C.
- Mnie nikt nie zapłacił za tą krzywdę. A ja musiałam wyjąć i zapłacić, bo jakie miałam inne wyjście? - pyta rozżalona matka pana Grzegorza.
Pan Grzegorz również czuje się poszkodowany. Twierdzi, że po wyroku ma problem ze znalezieniem pracy, bo dla pracodawców jest osobą karaną.
O karze grzywny dla pana Grzegorza zadecydował sąd rejonowy w Krośnie:
Autor: mmw, Tomasz Pupiec/ec / Źródło: Blisko Ludzi, TTV
Źródło zdjęcia głównego: Blisko Ludzi