W poniedziałek ogromna drewniana konstrukcja przygniotła babcię i jej wnuka. Mimo reanimacji 70-latka zmarła. Dziecko w ciężkim stanie trafiło do szpitala w Krakowie. Inspektor Nadzoru Budowlanego sprawdzi, czy można było uniknąć tragedii. Śledztwo wszczęła też prokuratura.
W poniedziałek tuż po południu przy popularnej stacji narciarskiej w Białce Tatrzańskiej (Małopolskie) runął masywny drewniany szyld witający turystów. Konstrukcja stała na ośmiu drewnianych słupach, a całość wieńczył dach. Na miejscu zginęła 70-letnia kobieta, mieszkanka województwa łódzkiego, a jej siedmioletni wnuk, w ciężkim stanie, został zabrany śmigłowcem do Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie-Prokocimiu.
Śledztwo w sprawie wypadku wszczęła zakopiańska prokuratura. Zarządzono sekcję zwłok kobiety.
Zbadają stan techniczny
Jak powiedział PAP powiatowy inspektor nadzoru budowlanego w Zakopanem Jan Kęsek, wykonano już wstępne oględziny konstrukcji, a na wtorek zaplanowano dalsze czynności sprawdzające.
- Szukamy materiałów archiwalnych, chcemy sprawdzić, czy obiekt powstał za pozwoleniem budowlanym, czy jego stan techniczny był odpowiedni i czy był kontrolowany. Chcemy także zbadać, jaki to typ obiektu, czy kwalifikuje się jako budowla, czy też inny obiekt. Ze wstępnych oględzin wynika, że stan słupów, na których stała tablica, nie był do końca odpowiedni, natomiast nie chcę jeszcze przesądzać, czy to było bezpośrednią przyczyną katastrofy - powiedział PAP Kęsek.
Według służb ratowniczych, do tragedii mógł przyczynić się silny wiatr, który przewrócił konstrukcję.
Autor: kk/i / Źródło: PAP, TVN24 Kraków
Źródło zdjęcia głównego: tvn24