Lekarz, który wykonał liposukcję 34-letniej Annie z Częstochowy, wysłał do nas oświadczenie. Kobieta zmarła dwa dni po zabiegu. - Z całego serca współczuję najbliższej rodzinie ogromnej straty. Nie jestem wobec tego nieszczęśliwego wypadku obojętny. Jako człowiek przeżywam śmierć swojej pacjentki, tak jak śmierć młodej kobiety przeżywają jej najbliżsi - zaczyna.
I wyjaśnia, jak - jego zdaniem - do tego doszło.
Świadomie zgodziła się na zabieg
Pacjentka zgłosiła się niego około miesiąc przed operacją. Wykonała badania dodatkowe, z którymi lekarz się zapoznał. Przygotowując Annę do operacji zebrał informacje od niej na temat jej stanu zdrowia.
- Z wywiadu wynikało, że pacjentka nie ma absolutnie żadnych obciążeń zdrowotnych - pisze do nas lekarz.
Wszystkie podane przez Annę informacje na temat stanu jej zdrowia znalazły się w podpisanej przez nią własnoręcznie ankiecie. Świadomie - jak podkreśla lekarz - podpisała zgodę na zabieg. Potwierdziła, że istota, cele zabiegu i możliwe powikłania zostały jej wyczerpująco przedstawione i są dla niej zrozumiałe.
Chirurg: - Operację przeprowadziłem metodą stosowaną nie tylko w całej Europie, ale i na całym świecie. Metody operacyjnej, którą w tym wypadku zastosowałem, nauczyłem się w Mediolanie i z powodzeniem stosuję ją od lat. Jest ona znana z mniejszej ilości powikłań, prawidłowego gojenia i lepszego efektu estetycznego w porównaniu z metodą klasyczną oraz jest szczególnie polecana dla otyłych pacjentów.
Po zabiegu Anna otrzymała profilaktykę przeciwzakrzepową. Przebieg pooperacyjny był niepowikłany do popołudnia następnego dnia, a pacjentka pozostawała pod stałą opieką chirurga, który ją operował, oraz wykwalifikowanych pielęgniarek.
W momencie gwałtownego i niespodziewanego pogorszenia stanu zdrowia zespół medyczny kliniki przystąpił do natychmiastowego ratowania chorej i jej resuscytacji.
Spieszyła się, w maju miała wziąć ślub
Tyle lekarz. Rodzina Anny twierdzi, że kobieta nie wzięła ze sobą na zabieg wyników zleconych badań. Wcześniej, gdy konsultowała się w sprawie liposukcji z innym chirurgiem - Andrzejem Sankowskim z Warszawy - tamten poradził jej najpierw schudnąć 12 kg.
Sankowski potwierdził to naszym dziennikarzom. Otyłość, jak dodał, rodziła obawy powikłań w postaci zatoru płucnego. Powiedział także, że Anna nie była zdrowa i wymienił szereg chorób, które dyskwalifikują pacjentów do liposukcji.
Przede wszystkim chciał podzielić operację na dwa etapy, osobno przeprowadzić liposukcję, osobno plastykę brzucha.
Ale Anna spieszyła się. W maju miała wziąć ślub i chciała ładnie wyglądać w sukni ślubnej.
Według rodziny od razu po zabiegu czuła się źle, było jej coraz bardziej duszno.
"Jestem lekarzem powołanym"
Zmarła 8 marca, dwa dni po liposukcji, w szpitalu, mimo wysiłku wielu lekarzy. Prawdopodobną przyczyną był zator płucny. Do końca nie odzyskała przytomności. Prokuratura bada, czy nie doszło do błędu w sztuce medycznej.
- Ufam, że prowadzone przez prokuraturę postępowanie wyjaśni wszystkie okoliczności śmierci pacjentki i potwierdzi, że nie popełniłem żadnego błędu medycznego - pisze do nas lekarz. - W postępowaniu medycznym dochowałem wszelkich wymaganych reguł ostrożności.
- Rozumiejąc ból i gorycz osób najbliższych dla zmarłej, stanowczo sprzeciwiam się nazywaniu mnie zabójcą - czytamy w liście chirurga. - Jestem lekarzem powołanym do dbania o ludzkie zdrowie i życie, i z tego obowiązku od ponad trzydziestu lat sumiennie się wywiązuję. Deklaruję gotowość w ramach toczącego się postępowania karnego czynić wszelkie starania celem wszechstronnego wyjaśnienia tej sprawy. Dla dobra śledztwa chciałbym swoje publiczne wypowiedzi ograniczyć do niezbędnego minimum. Proszę nie wydawać przedwcześnie wyroków. W interesie nas wszystkich jest to, żeby przyczyny śmierci pacjentki zostały jak najszybciej wyjaśnione.
Chirurg - jak podaje w liście - pracuje jako specjalista chirurgii plastycznej od 28 lat i nigdy wcześniej nie zdarzyło się mu się tak ciężkie powikłanie wśród jego pacjentów.
Autor: mag/gp/jb / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24 Katowice