Mężczyzna podejrzany o śmiertelne pobicie didżeja sam zgłosił się na komisariat, ale dopiero po tym, gdy policja opublikowała jego zdjęcie. Wcześniej ukrywał się przez pięć dni. Prokuratur nie uwierzył w skruchę i wystąpił o areszt. Adrian S. posiedzi w więzieniu co najmniej trzy miesiące. W tej sprawie może być więcej oskarżonych - za nieudzielenie pomocy.
Ta tragedia wstrząsnęła Jastrzębiem-Zdrojem. Pod lokalem na osiedlu "Przyjaźń" palą się znicze - tam pobito 40-letniego Krzysztofa, didżeja w tym lokalu.
Drugiego września Krzysztof zmarł w szpitalu po pięciu dniach walki o życie. Nie odzyskał przytomności. - Po stwierdzeniu śmierci mózgowej lekarze zdecydowali o odłączeniu aparatury podtrzymującej życie - mówi Arkadiusz Kwapiński, z-ca prokuratora w Jastrzębiu - Zdroju.
Media obiegły informacja o śmierci didżeja oraz wizerunek podejrzanego o jego pobicie 27-letniego Adriana S. Prokuratura zgodziła się na publikację zdjęć i nazwiska. Adrian S. Drugiego września sam zgłosił się na policję w towarzystwie swojego adwokata. Ale prokuratura nie dała mu wiary i wystąpiła o areszt tymczasowy.
"Uderzyłem, ale nie pierwszy"
Do tragedii doszło z soboty na niedzielę tydzień temu. Pan Krzysztof tej nocy prowadził imprezę na zakończenie wakacji w lokalu na osiedlu "Przyjaź". Jak podają lokalne media, Adrian S. poprosił o piosenkę. Didżej miał mu odmówić i za to zostać pobity.
- Adrian S. Częściowo przyznał się do winy. Umniejsza swoją rolę co do liczby zadanych razów, ale nie zaprzecza, że do bójki doszło. Powiedział, że bił poszkodowanego, ale twierdzi, że to poszkodowany pierwszy go uderzył - relacjonuje Kwapiński.
Wg lokalnych mediów sprawca skakał Krzysztofowi po głowie. Kwapiński potwierdza, że obrażenia głowy były poważne, były to ślady po kopaniu i prawdopodobnie one przyczyniły się do śmierci. Zweryfikuje to zarządzona sekcja zwłok.
"Czuł na plecach oddech policji"
Adrian S. był poszukiwany przez kilka jednostek policji. Znany jest kryminalnym z innych podobnych przestępstw, choć nie tak drastycznych, jak to na "Przyjaźni". Śledczy byli tak pewni jego winy, że zaocznie postawili mu zarzut ciężkiego uszkodzenia ciała. Po śmierci pana Krzysztofa dodali tylko: "ze skutkiem śmiertelnym".
S. przez pięć dni nie było w miejscu zamieszkiwania. Kwapiński mówi wprost: - Ukrywał się.
Dlatego jego dobrowolne oddanie się w ręce wymiaru sprawiedliwości potraktowane zostało jako "robienie wrażenia skruchy" i prokuratura wystąpiła do sądu o areszt tymczasowy.
- On czuł na plecach oddech policji - kwituje Kwapiński. Tym bardziej, że - jak wynika z informacji śledczych - za postępek sprzed tygodnia odrzuciło go nawet jego własne środowisko. Krótko mówiąc wiedział, że w końcu wpadnie.
S. posiedzi za kratami co najmniej trzy miesiące, a potem grozi mu do 12 lat więzienia.
"Mój brat został pozostawiony bez pomocy"
Prokuratura bada jeszcze jeden wątek w tej sprawie. Lokalne media podały, że didżej został pobity w lokalu, a potem wyniesiony na zewnątrz i leżał kilka godzin na ławce.
Na Facebooku porusza to także siostra pana Krzysztofa: "Mój brat Krzysiek został brutalnie pobity i pozostawiony bez pomocy. W jego stanie każda sekunda grała role w udzieleniu mu pomocy. Błagam wszystkich którzy tam byli w tym miejscu i widzieli to zajście o kontakt z policją bądź z nami".
- Sprawdzamy, czy nie zaniechano udzielenia pomocy, więcej nie mogę powiedzieć - mówi Kwapiński.
Przedstawiciele lokalu na swoim facebookowym profilu nazywają pana Krzysztofa swoim przyjacielem. Piszą, że został pobity w niedzielę rano po imprezie, kiedy miał wrócić do domu i odcinają się od podejrzeń.
"Jest nam bardzo przykro, że zostaliśmy oskarżeni o coś, czego nie zrobiliśmy... Bardzo współczujemy rodzinie Krzysia... Sprawę prowadzi policja, więc nie udzielamy żadnych informacji, a tym samym narażamy się na przeróżne oszczerstwa, niedomówienia, pomówienia, obrażanie, itp. przez osoby, które w takiej sytuacji szukają sensacji! Wszyscy jesteśmy bardzo zrozpaczeni" - czytamy na profilu lokalu.
Faktem jest, że policja została poinformowana o tym, że na "Przyjaźni" leży ranny mężczyzna, dopiero o godz. 14.
Autor: mag / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock