Dzielnicowy był w kamienicy w Zabrzu służbowo. - Usłyszałem pojękiwania, dobiegające z mieszkania obok. Zaniepokoiło mnie to. Poszedłem tam. Drzwi były uchylone. W środku panował półmrok. W kuchni zauważyłem mężczyznę, leżącego na podłodze - opowiada. 69-latek nie miał wyczuwalnego pulsu. Mieszkańcy kamienicy nie widzieli go od tygodnia.
25 kwietnia około godziny 18 dzielnicowy, starszy sierżant Michał Schoepe w trakcie obchodu wykonywał czynności w kamienicy przy ulicy Księdza Józefa Wajdy w Zabrzu. Odwiedził tam jedną rodzinę.
Gdy był u nich, usłyszał pojękiwania z mieszkania obok. - Zaniepokoiło mnie to - opowiada. Poszedł tam. Drzwi były uchylone, a w środku panował półmrok, bo okna były pozasłaniane. Chciał zapalić światło, ale okazało się, że nie ma prądu.
- W kuchni zauważyłem mężczyznę, leżącego na podłodze - mówi Schoepe.
Leżał kilka dni, sąsiedzi nie widzieli go od tygodnia
Dzielnicowy powiadomił dyżurnego swojego komisariatu, że podejmuje interwencję. Wezwał karetkę pogotowia i kolegę z patrolu, który czekał w radiowozie przed kamienicą. Ułożyli mężczyznę w pozycji bocznej ustalonej.
69-letni lokator, jak opisuje Schoepe, był półnagi, bardzo wyczerpany i nie udało się nawiązać z nim logicznego kontaktu. - Nie był w stanie usiąść - opisuje. - Załoga pogotowia nie była w stanie sprawdzić podstawowych parametrów życiowych, nie wyczuwała pulsu. Dlatego zdecydowała o niezwłocznym transporcie mężczyzny do szpitala.
Przed odjazdem karetki 69-latek, bełkocząc, zdołał powiedzieć, że leżał na podłodze kilka dni - mówi dzielnicowy.
Przed opuszczeniem kamienicy, policjant rozmawiał z innymi mieszkańcami. Powiedzieli mu, że nie widzieli sąsiada od tygodnia, ale nie słyszeli też nic niepokojącego z jego mieszkania.
Źródło: TVN24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: śląska policja