Wybuch był tak potężny, że na ulicy podobno zatrzymywały się samochody. W hucie szkła w Częstochowie żrąca substancja poparzyła trzech pracowników. Najmłodszy, Łukasz, zmarł w szpitalu.
W nocy ze środy na czwartek dostaliśmy informację na Kontakt24, że wieczorem w Hucie Szkła w Częstochowie, "w dziale dekoracji, wybuchł zbiornik z kwasem do matowania butelek".
- To był kwas fosforowo-wodorowy. My go nazywamy solny, bo jest najsilniejszy - powiedział nam mężczyzna, który przedstawił się jako pracownik huty i zastrzegł sobie anonimowość.
Zaznaczył, że nie był wtedy w pracy. O wszystkim miał się dowiedzieć od kolegów. Ich słowa znajdują potwierdzenie we wstępnych ustaleniach policji.
Jak twierdzi nasz rozmówca, wybuch był tak potężny, że na ulicy pod hutą zatrzymywały się samochody.
Wypadek skończył się tragicznie.
- Łukasz miał 30 lat. Pracował w hucie od 2012 roku, uczył się na operatora. Na pewno był zabezpieczony. To był skrupulatny człowiek, na pewno miał na sobie ubranie ochronne i maskę. Jak widać, nie pomogło - powiedział nam nasz rozmówca.
Na pewno żrąca substancja
Policja została zaalarmowana o wypadku w hucie o godz. 18.25. - Podczas przepompowywania kwasu z jednego zbiornika do drugiego jeden z tych zbiorników pękł. Przepompowywanie odbywało się za pomocą pompy do tłoczenia - mówi Marta Ladowska, rzeczniczka policji w Częstochowie.
Policjanci ustalili wstępnie, że przepompowywany był kwas fosforowo-wodorowy. - Na pewno żrąca substancja - mówi Ladowska.
Wskutek wypadku poparzeni zostali trzej pracownicy. - Najmłodszy, 30-letni, mimo reanimacji, zmarł w szpitalu - mówi Ladowska.
37-letni w ciężkim stanie leży w siemianowickiej oparzeniówce. 54-latek był w szpitalu w Częstochowie, został już wypisany do domu.
- Zdążył się odwrócić, gdy zbiornik wybuchł - twierdzi nasz anonimowy rozmówca.
A huta dalej pracowała
- Nie przyjechała żadna firma, żeby posprzątać. Nasi pracownicy sprzątali. A huta dalej pracowała, nie było ewakuacji. Ludzie jeszcze pojechali na nockę - opowiada nasz rozmówca.
Ladowska: - Pomieszczenie, w którym doszło do wybuchu, zostało zneutralizowane przez pracowników huty, przewietrzone i tam praca nie była kontynuowana. Reszta zakładu pracowała.
- My zostaliśmy poinformowani przez policję dopiero dziesięć minut po północy - mówi brygadier Artur Olszewski z Państwowej Straży Pożarnej w Częstochowie. Czyli sześć godzin po wypadku. - Gdy przyjechaliśmy na miejsce, nie stwierdziliśmy strefy niebezpiecznej.
Na miejscu wypadku byli także prokurator i przedstawiciel Państwowej Inspekcji Pracy. Trwa ustalanie przyczyn i okoliczności tragedii.
- Prezes wyda dzisiaj oświadczenie w tej sprawie - usłyszeliśmy w sekretariacie Huty Szkła, gdy chcieliśmy skonfrontować nasze informacje. Czekamy.
Autor: mag/i / Źródło: TVN 24 Katowice/ PAP/ Kontakt24
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24 Katowice