- Moi ludzie czyścili tę kamienicę drugi raz, bo po pierwszym usunięciu herbów klubu piłkarskiego znowu została pomalowana. Wtedy podeszło do nich kilku wyrostków i zagroziło, że jeśli zmażą te herby, zostaną pobici - opowiada szef firmy czyszczącej miasto. Straż miejska: - Mieszkańcy nie zgłaszają nam dewastacji przez grafficiarzy.
To były zwycięskie w tym roku projekty Budżetu Obywatelskiego w Katowicach: usunięcie kolorowych bohomazów z elewacji 52 miejskich budynków. Dodatkowo Komunalny Zakład Gospodarki Mieszkaniowej wyłożył pieniądze na wyczyszczenie 8 domów.
Operacja trwała półtora miesiąca i kosztowała w sumie ponad 166 tys. zł. Przetarg na realizację projektów wygrała firma Galeria Czystości z Piły, która wcześniej podobne prace wykonywała m. in. w Gdyni i od 4 lat współpracuje z Wrocławiem.
Dwa razy robotnicy musieli czyścić tę samą elewację - na ulicach Kozielskiej i Narutowicza, bo zostały znowu "ozdobione" malunkami. Na Narutowicza doszło do przepychanek pseudokibiców z robotnikami.
"Zamknij się babo i zamykaj drzwi"
- Gdy moi ludzie czyścili kamienicę drugi raz, podeszło do nich kilku wyrostków - opowiada Stanisław Czapiewski, szef Galerii Czystości. Napastnicy grozili pracownikom pobiciem, jeśli zmażą ich dzieła - herby klubu piłkarskiego. Powiedzieli też, że ich praca nie ma sensu, bo oni namalują herby ponownie.
Robotników było trzech i, jak mówi Czapiewski, byli krewcy. Ale wyrostków było coraz więcej. - Z początku 5, ale zaczęli się zwoływać. Groziło bójką - opowiada Czapiewski.
Pracownicy zakończyli szybko robotę i uciekli. Mieszkańcy kamienicy Narutowicza zdążyli im opowiedzieć, że sami żyją w strachu przed pseudokibicami. Gdy próbują zwrócić im uwagę, słyszą: - Zamknij się babo i zamykaj drzwi, bo my tu będziemy malować.
Kluby ścierają się na elewacjach
Narutowicza leży na Załężu, dzielnicy graniczącej z Chorzowem, gdzie ścierają się pseudokibice klubów GKS Katowice i Ruch Chorzów, co widać na elewacjach. Czapiewski przyznaje, że była to najbogaciej zabazgrolona dzielnica. Nie jest objęta monitoringiem miejskim.
- Częściej sami widzimy malowanie murów, niż zgłaszają nam to mieszkańcy - mówi Piotr Piętak, rzecznik straży miejskiej w Katowicach. - Albo piszą maila: "wczoraj widziałam tu i tam, że dwóch takich malowało..." Takie zgłoszenie to my sobie możemy potwierdzić i tyle. Trzeba dzwonić na gorąco! Żebyśmy przyłapali wandala. Przecież to psuje wizerunek miasta, często jest wulgarne, bije po kieszeni właściciela nieruchomości - zachęca strażnik.
Zapewnia, że strażnicy przerwą albo przesuną inne interwencje, byle złapać wandala. - Najczęściej to nieletni, więc przekazujemy go policji. Sąd może nakazać mu pokryć koszty naprawy elewacji - mówi Piętak.
- Spotykamy się tak często z pogróżkami ze strony grafficiarzy, który bronią swoich dzieł, że gdybyśmy mieli to zgłaszać, nic byśmy nie robili, tylko biegali po komisariatach i sądach - mówi Czapiewski.
Jego zdaniem najlepszą metodą jest systematyczne usuwanie bohomazów. - Malunek trzeba usunąć natychmiast po pierwsze dlatego, że świeża farba lepiej schodzi, a słońce ją utrwala. Po drugie, nie usuwanie to przyzwalanie i problem narasta - mówi.
Im krócej malunek znajduje się na ścianie, tym mniej cieszy autora. Zwłaszcza jak się nad nim napracował kilka dni, wydał kilkaset zł na spraj.
Wiele z wyczyszczonych w Katowicach budynków pokryła specjalna powłoka, którą łatwo zmyć. Jak mówi Czapiewski, "profesjonalny grafficiarz" potrafi ją rozpoznać i omija takie elewacje z daleka. Uznaje, że nie ma sensu.
Czapiewski: - Pytają nas czasem, czy nasza praca ma sens, skoro malunek wraca. Mój wspólnik zwykł wtedy odpowiadać: a jest sens myć codziennie nogi?
Autor: mag/i / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: KZGM Katowice