Matka dziewięcioletniej dziewczynki przyznała się w prokuraturze, że wiedziała o wykorzystywaniu seksualnym swojej córki. Nie zgłosiła tego jednak organom ścigania, bo była przekonana, że zrobi to ośrodek interwencji kryzysowej, który o tym zawiadomiła. Prokuratura postawiła zarzuty matce i dyrektorce ośrodka, bo żadna z nich nie ukróciła przestępstwa. Według śledczych, dziewczynka była gwałcona wielokrotnie przez cztery lata. Główny oskarżony był wtedy policjantem.
Dziewczynka z Jaworzna - według ustaleń śledczych - była wykorzystywana seksualnie przez Jacka K., który był wtedy policjantem i mężem koleżanki matki dziewczynki. Miał to robić we własnym domu, wielokrotnie w ciągu czterech lat, od czwartego do ósmego roku życia dziecka.
Dziewczynka ma dzisiaj 9 lat. Według śledczych, o jej krzywdzie od 2014 roku wiedziało wielu dorosłych: ciocia, matka, pracownicy ośrodka interwencji kryzysowej, wreszcie nauczyciele w szkole, którzy jako jedyni zareagowali prawidłowo. Szkoła z Jaworzna powiadomiła prokuraturę natychmiast po tym, gdy dziewczynka poskarżyła się na Jacka K. nauczycielce języka obcego. Ale był to rok 2018.
Główny proces toczy się przeciwko Jackowi K., ale Prokuratora Rejonowa w Tychach, która prowadziła śledztwo w tej sprawie, wyodrębniła do osobnego postępowania sprawy dorosłych, którzy wiedzieli o przestępstwie i nie powiadomili organów ścigania.
Matka
Anna K. z Jaworzna, matka dziewięcioletniej dziewczynki usłyszała zarzut z artykułu 240 paragraf 1 Kodeksu karnego.
Kto, mając wiarygodną wiadomość o karalnym przygotowaniu albo usiłowaniu lub dokonaniu czynu zabronionego (...), nie zawiadamia niezwłocznie organu powołanego do ścigania przestępstw, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3. Kodeks Karny art. 240 § 1
Kobieta, według prokuratury, już w grudniu 2014 roku wiedziała, że jej córka skarży się na Jacka K. Dziewczynka miała wtedy cztery lata.
- Podejrzana posiadała pełną, wiarygodną wiedzę o tym, że jej dziecko jest ofiarą molestowania seksualnego, a nawet gwałtu. Przyznała się do tego. Powiedziała, że miała takie sygnały od swojej siostry - mówi Monika Stalmach, prokurator rejonowa w Tychach.
Czterolatka, według śledczych, skarżyła się na Jacka K. swojej cioci, bo nie chciała sprawiać mamie przykrości. Żona policjanta była jedyną znajomą matki, Anna K. tylko do niej chodziła w odwiedziny. Córki kobiet są w podobnym wieku i bawiły się razem w domu Jacka K.
Ciocia kilkakrotnie przekazywała złe informacje matce dziecka, czyli swojej siostrze.
Prokurator: - Matka umówiła się na wizytę do psychologa w Ośrodku Interwencji Kryzysowej w Jaworznie. Psycholog poinformowała ją, że rozmowę z dzieckiem trzeba nagrać, na co matka wyraziła zgodę. Doszło do przesłuchania dziecka.
Jak dodaje Stalmach, Anna K. zaprzecza, że została w ośrodku poinformowana, co ma dalej robić. - Stwierdziła, że nie jest urzędem i że to urząd miał obowiązek zawiadomić organy ścigania. Tkwiła w przekonaniu, że urząd ją wyręczy. Przyznała, że córka ciągle ją pytała, "kiedy to zgłosisz, czy się tym zajmiesz". Odpowiadała "jutro", ale z jakichś względów tego nie zrobiła. Nadal bywała z córką w domu Jacka K., ale zapewnia, że miała dziecko pod kontrolą - mówi prokurator.
Urzędniczka
Barbara O., dyrektorka Ośrodka Interwencji Kryzysowej usłyszała zarzut z artykułu 231 Kodeksu karnego.
Funkcjonariusz publiczny, który, przekraczając swoje uprawnienia lub nie dopełniając obowiązków, działa na szkodę interesu publicznego lub prywatnego, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3. Kodeks Karny art. 231
- Już w grudniu 2014 roku, kiedy matka przyszła z dziewczynką do ośrodka na rozmowę z psychologiem, podejrzana miała pierwszy sygnał, że dziewczynka może być ofiarą wykorzystywania seksualnego. Nie dopełniła obowiązków, które spoczywały na niej jako na funkcjonariuszu publicznym - mówi Monika Stalmach.
Ale nie tylko, zdaniem prokuratury, "nie zawiadomiła organów ścigania, mając pełną wiedzę na ten temat". - Dopuściła do utraty bardzo istotnego w sprawie dowodu, którym prokuratura nie dysponuje, czyli nagrania rozmowy, która przeprowadzona została w 2014 roku pomiędzy małoletnią dziewczynką, która skarżyła się na pewną sytuację, opisywała pewne okoliczności dotyczącej sprawy, a psychologiem ośrodka. Dyrektor ośrodka miała obowiązek takie nagranie jako istotny dowód zabezpieczyć, czego zaniechała - mówi Stalmach.
Nie wiadomo, co się stało z nagraniem. Barbara O. nie przyznała się do zarzucanych jej czynów i odmówiła składania wyjaśnień.
W rozmowie z portalem tvn24.pl, przeprowadzonej kilka miesięcy temu, Barbara O. wyjaśniała, że w trakcie wizyty matki z dziewczynką w ośrodku "nie uzyskali potwierdzenia". - Nie uzyskaliśmy jakichkolwiek faktów, które w sposób uzasadniony mogłyby wskazywać na jakiś czyn karalny i co moglibyśmy przekazać organom ścigania - mówiła. Wielokrotnie powtarzała o "braku jakichkolwiek niepokojących faktów".
Gdy dopytywaliśmy, jakie fakty mogła dostarczyć czteroletnia dziewczynka, dyrektorka odmówiła wyjaśnienia z uwagi na ochronę danych osobowych.
- Nie mieści mi się to w głowie - komentowała na naszym portalu Jolanta Zmarzlik, terapeutka z Fundacji "Dajemy Dzieciom Siłę". - Rozumiem, że w poradni psychologicznej mogliby sobie nie poradzić z podjęciem interwencji, nie mają w tym doświadczenia. Ale ośrodek [interwencji kryzysowej - red.] jest instytucją wyspecjalizowaną w interweniowaniu w takich sprawach. Rolą pracowników ośrodka jest objąć rodzinę opieką, przyglądać się dziecku i zawiadomić prokuraturę, że matka przyszła do nich z informacją, która budzi niepokój. A nie szukać dowodów, oceniać wiarygodność, czy to ewidentny materiał, czy niejasny, słuszny czy niesłuszny. Wszelkie dywagacje są zbędne i szkodliwe dla dziecka. To kompromitujące i skandaliczne, że tego nie zgłosili. Niedopuszczalne - mówiła.
Do trzech lat pozbawienia wolności
Akt oskarżenia wobec matki i dyrektorki ośrodka powinien - w ocenie prokuratury - być sporządzony na przełomie grudnia i stycznia. Obu podejrzanym grozi kara do trzech lat pozbawienia wolności.
Proces Jacka K. zmierza ku finałowi. Ciążą na nim zarzuty: zgwałcenia dziewczynki przy użyciu podstępu, dopuszczenia się wobec niej innej czynności seksualnej i doprowadzenia jej do wykonania takiej czynności, prezentowania jej treści pornograficznych i wreszcie kierowania wobec niej gróźb karalnych, aby nie informowała o tym nikogo - ani rodziny, ani organów ścigania. Przesłuchano już większość świadków i biegłych.
Prokurator nie wyklucza, że zarzuty usłyszą także inne osoby, które miały wiedzę o podejrzeniu przestępstwa i powinny powiadomić organy ścigania, ale tego nie zrobiły.
Autor: mag/ks/kwoj / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock