- Stanowczo dementuję, to, że w szpitalu nie ma procedur na wypadek tego typu zdarzeń - władze placówki w Rudzie Śląskiej, gdzie doszło do nocnej strzelaniny, odpowiadają zdecydowanie na oskarżenia jedej z jej pracownic. Według niej personel nie jest przygotowany na podobne sytuacje krzysowe.
- Personel szpitala podpisuje dokument, który zawiera informacje o procedurach mówiących jak należy zachować się mając do czynienia z bardzo agresywnym pacjentem. Należy między innymi użyć perswazji słownej, perswazji farmakologicznej lub izolacji - wylicza Grzegorz Rymarczyk, lekarz naczelny szpitala.
Personel się boi?
To reakcja na oskarżenia jednej z pielęgniarek, która przekonuje, że choć w szpitalu agresywni pacjenci, to pracownicy nie zostali przeszkoleni, jak z nimi postępować. Skarży się, że personel nie czuje się w szpitalu bezpiecznie:
- Nie mamy ochrony, po którą moglibyśmy w razie czego zadzwonić. Niektóre oddziały nie są nawet zamykane. To jest po prostu tragedia. Z każdej strony szpitala każdy może na jego teren wejść niezauważony – opowiadała kobieta, która wolała zachować anonimowość i dziwi się, że przełożeni nie zatrudnili do tej pory w placówce ochroniarzy.
Dyrekcja szpitala zapewnia jednak, że w tej opowieści jest sporo przesady: - Szpital jest częściowo monitorowany, jest portiernia, która jest czynna całą dobę. A ochroniarz w sytuacji kryzysowej mógłby zrobić najwyżej to samo co pracownicy - czyli zadzwonić po policję - mówi wiceprezes placówki Agnieszka Kozak.
Straszył nożem
Do tragicznych wydarzeń w rudzkim szpitalu doszło w poniedziałek w nocy. 56-letni pacjent wpadł w szał, zdemolował korytarz, porwał w kuchni dwa noże i ukrył się w piwnicy. Personel zmuszony był wezwać policję. Kiedy policjanci próbowali interweniować, zaatakował ich nożami, które - jak informowała policja - porwał z pomieszczeń kuchennych. Jeden z funkcjonariuszy oddał dwa strzały - w nogę i dolną część miednicy.
56-latek trafił na stół operacyjny. Około godz. 2.30 w nocy policja otrzymała informację, że w trakcie zabiegu pacjent zmarł. Nie wiadomo na razie, co mogło być przyczyną jego agresywnego zachowania.
Według dyrekcji pracownicy zachowali się tak, jak powinni, zgodnie z procedurami. W tym wypadku zastosowano izolację, która niewiele pomogła. Wtedy zdecydowano o wezwaniu policji.
Autor: MP / Źródło: TVN24 Katowice