- Jak człowiek pracuje, to w tym relaksie przynajmniej nie myśli, że nie ma nogi - mówi pan Krzysztof, który za darmo pomaga remontować dom rodzinie z czwórką dzieci. Robi to, bo sam kiedyś otrzymał pomoc. Wtedy też obiecał, że odwdzięczy się w ten sam sposób. Został wolontariuszem, teraz pomaga innym.
Gdy pojawił się w domu pani Dagmary, od razu wiedziała, że dadzą radę. Mama czwórki dzieci, żyli normalnie, dopóki ojciec nie usiadł na wózku inwalidzkim.
Poznali się przez "Piękne Anioły"
Stowarzyszenie, które pomaga ubogim rodzinom w remoncie dziecięcych pokojów, najpierw trafiło z taką propozycją do Krzysztofa Polnika ze Skrzyszowa, wsi pod Wodzisławiem Śląskim. - Baliśmy się, co powiedzą sąsiedzi, skąd nagle mamy pieniądze. W końcu zgodziliśmy się - opowiada mężczyzna.
Pech chciał, że zachorował. Półpasiec, zakażenie krwi, miażdżyca, amputacja. Najpierw palców stopy, potem nogi aż po kolano.
Nie mógł wytrzymać w szpitalu, z bezczynności. Przywykł do roboty. Po wyjściu, na drugi dzień zabrał się za skręcanie mebli razem z wolontariuszami "Pięknych Aniołów". Po remoncie obiecał im, że odwdzięczy się w ten sam sposób. Został ich wolontariuszem.
Tak trafił do rodziny pani Dagmary.
"To było jak wygrana w totolotka"
- Żyliśmy z Jarkiem normalnie, wynajmowaliśmy mieszkanie, oboje pracowaliśmy, dzieci do szkoły, do przedszkola, najmłodsze u mamy - opowiada Dagmara Oleksy z Wodzisławia Śląskiego.
Aż pan Jarosław spadł z drabiny. Niby nic się nie stało, lekarze mówili, że będzie dobrze. Po trzech latach mężczyzna spadł ze stołka. Niewinny uraz i koniec. Pani Dagmara: - Już nie wstał.
Lekarz stwierdził, że to uszkodzenie rdzenia kręgowego. Przecierał się od upadku z drabiny, bo pan Jarosław cały czas pracował fizycznie. Wyrok: wózek inwalidzki.
Musieli zamieszkać u mamy pani Dagmary. W jednym pokoju z czwórką dzieci i ich niepełnosprawnym ojcem, którego trzeba nosić do łazienki. - Szukałam pomocy, gdzie się da. Ktoś powiedział: uderz do "Pięknych Aniołów". Napisałam, ale nie wierzyłam w odzew. To było jak wygrana w totolotka.
"Piękne Anioły" powiększają im teraz dom - o sąsiedni garaż.
Na łazienkę zabrakło pieniędzy
- Mógłby siedzieć w domu, robić swoje rzeczy, dorabiać. Ale wstaje codziennie o 6 rano, przyjeżdża do nas i robi cały dzień - mówi pani Dagmara o panu Krzysztofie.
A Polnik na to: - To jest rodzina wielodzietna, czwórka dzieci, ojciec na wózku. Trzeba pomóc, żeby te dzieci chociaż miały gdzie mieszkać.
Pokój dla starszych dziewczynek jest już prawie gotowy, wystarczy pomalować. Jeszcze pokój dla młodszych bliźniaczek, pokój z kuchnią dla rodziców (nie potrzebują osobnego kąta, byle dzieci miały gdzie się uczyć) i przede wszystkim łazienka.
- Musi być taka, żeby pan Jarek mógł wózkiem wjechać pod prysznic - stwierdza pan Krzysztof.
Ale na łazienkę zabrakło pieniędzy.
"Piękne Anioły" proszą: jeśli ktoś chciałby pomóc w ukończeniu remontu dla państwa Oleksy, to niech skontaktuje się ze stowarzyszeniem pod numerem 507 008 050.
Pan Krzysztof: - Firmy budowlanem, jakby były tak łaskawe pomóc.
"On się po prostu zna"
- Nosimy z mamą materiały budowlane, pomagamy, jak potrafimy - opowiada pani Dagmara. - Bałam się, że sobie nie poradzimy. Ale jak pan Krzysztof zaczął tu śmigać! Nawet jakby przyszli inni do pomocy, chciałabym, aby on tu został i dyrygował. Bo się po prostu zna na tym.
Pan Krzysztof: - Jak człowiek pracuje, to w tym relaksie przynajmniej nie myśli, że nie ma nogi.
Autor: mag/gp / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24 Katowice | Andrzej Winkler