Państwowa Inspekcja Pracy złożyła do sądu wniosek o ukaranie 45-latka, który w swojej firmie budowlanej zatrudnił na czarno dwóch robotników. Jeden z nich zmarł po tym, jak prawdopodobnie spadł z rusztowania. Na terenie budowy znalazł go szef. Jednak zamiast zawieźć pracownika do szpitala, porzucił go na przystanku autobusowym.
Przedstawiciele Okręgowej Inspekcji Pracy w Katowicach ustalili, że przedsiębiorca nielegalnie zatrudniał w swojej firmie budowlanej w sumie dwóch pracowników. Jednym z nich był 38-latek, który najprawdopodobniej spadł z rusztowania.
- Z dokumentacji przedłożonej przez kontrolowaną osobę wynika, że ta działalność była prowadzona nielegalnie, bez stosownego wpisu do ewidencji działalności gospodarczej. Ponadto (45-letni właściciel firmy - red.) nielegalnie zatrudniał dwóch pracowników - mówi rzeczniczka Okręgowej Inspekcji Pracy w Katowicach, Beata Sikora-Nowakowska.
Jest wniosek do sądu
Rzeczniczka poinformowała, że inspektor pracy skierował już do sądu rejonowego w Lublińcu wniosek o ukaranie 45-latka. - Zarzut dotyczy niepotwierdzenia na piśmie warunków zatrudnienia na budowie przy ocieplaniu budynków dwóm mężczyznom, przy czym jeden z mężczyzn 7 października w wyniku zdarzenia wypadkowego zmarł - dodała.
Jak ustaliła PIP, w lutym 2013 r. 45-latek zawiesił funkcjonowanie swojej firmy budowlanej. - Ta osoba nie miała więc statusu przedsiębiorcy, nie była też pracodawcą - tłumaczy rzeczniczka Okręgowej Inspekcji Pracy w Katowicach.
Szef porzucił go na przystanku
Do tragedii doszło 7 października. Przypadkowa osoba znalazła 38-letniego mężczyznę na przystanku autobusowym w miejscowości Siemionia pod Będzinem. - Wezwane na miejsce pogotowie ratunkowe stwierdziło zgon - relacjonował podkom. Paweł Łotocki z policji w Będzinie.
Zmarły nie miał przy sobie żadnych dokumentów. Śledczy ustalili jednak, że to mieszkaniec Lublińca. Szybko okazało się, że mężczyzna pracował w firmie budowlanej - dorabiał na budowie domu jednorodzinnego w Przeczycach. Policja dotarła do jego szefa.
- Kiedy właściciel firmy budowlanej przyjechał doglądać prac, zauważył mężczyznę leżącego na ziemi przy rusztowaniu. 45-letni właściciel firmy umieścił swojego pracownika w samochodzie i z zamiarem udania się do szpitala odjechał z budowy. Po przejechaniu kilku kilometrów mężczyzna zmienił jednak zdanie, pozostawiając 38-latka na przystanku autobusowym w Siemoni - mówił podkom. Paweł Łotocki.
Właściciel firmy trafi za kratki?
Robotnik najprawdopodobniej spadł z rusztowania. Przyczyną jego śmierci były rozległe obrażenia wewnętrzne. Jednak wciąż nie są znane ostateczne wyniki sekcji jego zwłok. A to istotne, bo mają one potwierdzić czas zgonu 38-latka, co może doprowadzić do zmiany zarzutów, które usłyszał właściciel firmy budowlanej.
Na razie 45-latkowi postawiono zarzut nieudzielenia pomocy człowiekowi znajdującemu się w bezpośrednim niebezpieczeństwie utraty życia. Grozi mu za to 3-letni pobyt w więzieniu.
Konsekwencje, jakie 45-latek może ponieść w związku z ustaleniami PIP, to grzywna do 30 tys. złotych. Dodatkowo jego sprawą zajmie się Urząd Skarbowy.
Wniosek o ukaranie 45-latka jest jednym z 27, które tylko w tym roku Okręgowa Inspekcja Pracy w Katowicach skierowała do sądu.
38-latek został znaleziony na przystanku w Siemonii:
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: NS / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24 Katowice | Bartosz Rejmoniak