W kopalni Mysłowice-Wesoła akcja poszukiwania górnika zaginionego po poniedziałkowym wypadku wciąż napotyka na przeszkody. Aby ratownicy mogli kontynuować pracę, konieczne jest zbudowanie specjalnej tamy przeciwwybuchowej. Tymczasem pogarsza się stan czterech innych górników, którzy są w Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich. W sumie hospitalizowanych jest tam już 19 osób.
Budowa tamy przeciwwybuchowej ma potrwać nawet 24 godziny. Przez ten czas akcja ratownicza będzie znacznie spowolniona. Tama ma ograniczyć dostęp gazu, w tym metanu, przez który mogłoby dojść do wybuchu. Jest to poważne przedsięwzięcie, gdyż tama będzie miała prawie 4 m długości, a do jej budowy zużyte zostanie ok. 55 ton materiałów.
Widoczność ograniczona
- Akcja nie została wstrzymana i wstrzymana nie będzie, dopóki nie wyciągniemy naszego pracownika - zapewnia Grzegorz Standziak z mysłowickiej kopalni.
Od wczoraj budowany jest lutniociąg, za pomocą którego przewietrzane jest wyrobisko. Jednak będzie mógł on mieć jedynie 150 m. Dalszy teren jest już zbyt niebezpieczny, przynajmniej do momentu, gdy nie zostanie wybudowana tama przeciwwybuchowa.
Jej rolą jest umożliwienie błyskawicznego odcięcia powietrza wchodzącego do chodnika, gdyby w powietrzu wychodzącym wystąpiły wyższe stężenia gazów wybuchowych. Odcięcie powietrza zmniejszy ryzyko wybuchu, co ma bezpośredni wpływ na bezpieczeństwo ratowników.
Po zakończeniu budowy tamy ratownicy spróbują przesunąć się do przodu (w kierunku przeciwnym do ruchu powietrza), aby podejść do strefy, w której ostatni raz zlokalizowany był zaginiony pracownik. To odległość ok. 700 m od wylotu wyrobiska. Do strefy tej podawane jest przez cały czas świeże powietrze, aby umożliwić oddychanie górnikowi.
W tej chwili zadymienie w wyrobisku ogranicza widoczność do pół metra.
31 górników w szpitalach
W poniedziałek wieczorem w należącej do Katowickiego Holdingu Węglowego kopalni Mysłowice-Wesoła doszło do zapalenia bądź wybuchu metanu. W strefie zagrożenia na głębokości 665 m znajdowało się wówczas 37 górników. 36 wyjechało na powierzchnię, a 31 z nich trafiło do szpitali.
W Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich hospitalizowanych jest już nie 18, a 19 górników.
- Przyjęliśmy 26-letniego mężczyznę, który uczestniczył w tym wypadku, a był w jednym ze szpitali rejonowych, został jednak skierowanych do nas. Jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo - powiedział prof. Marek Kawecki, dyrektor medyczny Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich.
Siedmiu innych poszkodowanych, nieprzytomnych, umieszczono na oddziale intensywnej terapii. Stan czterech specjaliści uznali w czwartek w południe za "niestabilny, krytyczny". Trzech górników jest w stanie bardzo ciężkim, ale stabilnym.
Ośmiu górników przeszło operację, m.in. polegającą na wycięciu martwicy i przeszczepie skóry. - Trwają też zabiegi hiperbaryczne u górników, których stan na to pozwala - powiedział prof. Kawecki.
Okoliczności wypadku badają w odrębnych postępowaniach prokuratura i nadzór górniczy. Prokuratorzy i przedstawiciele Wyższego Urzędu Górniczego będą sprawdzali także doniesienia o nieprawidłowościach, które miały poprzedzić poniedziałkowy wypadek. Chodzi m.in. o sygnały, że kopalnia nie zareagowała odpowiednio na podziemny pożar. Prokuraturze przekazano już zapisy kopalnianych czujników mierzących stężenia gazów w ostatnich miesiącach.
Autor: ejas/r/db/nsz//plw/kdj/gak / Źródło: PAP, TVN24