Łóżko wypełnił jedzeniem, a w banku zrobił stałe zlecenie przelewu za czynsz. Doczekał emerytury i po 20 latach bezdomności ma mieszkanie. Ostatnie 11 lat spędził w ziemiance. Tam córka mogła go nie znaleźć. Może tutaj znajdzie?
Historia, jakich wiele: rozstanie z żoną, rozłąka z dziećmi, załamanie psychiczne, porzucenie pracy i Ryszard Cichy z Gliwic został bezdomnym. Był 1997 rok, Cichy miał 45 lat.
Ale miał jeszcze w życiu cel: emerytura. Czekał tylko na odpowiedni wiek.
Ziemianka
Pierwsze dziewięć lat spędził w dawnej pralni w Gliwicach, z myszami i szczurami, póki administracja budynku nie znalazła nowego pomysłu na pustostan. Musiał odejść.
W niedalekim lasku (już go nie ma, rok temu drzewa wycięli) między dawną kopalnią a nową halą sportową upatrzył sobie ruiny budynku, właściwie fragment jednej ściany. Obsypał ją z trzech stron ziemią, wyłożył deskami i taśmą kopalnianą - jako były górnik wiedział, że taka guma nie pali się łatwo, nie gnije szybko, a od deszczu ochroni - podłogę zrobił z cegieł i wprowadził się.
- W ziemiance było mi najlepiej - wspomina.
Piec stał w lewym rogu naprzeciw drzwi. Cichy postawił go z cegieł, przykrył grubą żeliwną płytą, pod samym dachem do dzisiaj jest dziura po kominie.
- Było tak ciepło, że spałem w samych slipach - mówi. Opał miał wkoło, zbierał cały rok. Opieka dawała trochę węgla.
Łóżko stało po prawej stronie. Łóżko czyli stare drzwi przykryte styropianem. Między łóżkiem i piecem zmieścił się jeszcze stolik.
Rower musiał stać na zewnątrz. Ziemianka miała 2,2 metra na półtora powierzchni. Drzwi z desek, ocieplone gąbką, zamykane na zasuwę od środka. Z zewnątrz zamykane na cegłę. Obok drzwi - jedno okno, czyli kawałek szyby.
Dzielnicowy
Sam sobie gotował, sam prał. Wodę brał z hali sportowej - zaprzyjaźnił się z pracownikiem hali. Przyjaciel pozwalał mu umyć się w hali, podładować telefon komórkowy.
Prądu w ziemiance nie było. Cichy miał radyjko na baterię.
Strażnicy i policjanci zaglądali do pana Ryszarda, czy nie marznie, nie podtruwa się czadem, namawiali na noclegownię, przynosili ciepłą kawę zbożową.
- Ja piję prawdziwą kawę i po co oni o pierwszej w nocy pukają, jak złodzieje - denerwował się. Kawę mógł sam zaparzyć, musiał tylko długo czekać rano, aż gruba płyta na piecu nagrzeje się. A do noclegowni nie chciał iść.
- Byłem raz. Jak ktoś nie był, to nie wie. Mówią tyle o alkoholu, że tam nie wolno. Wnosili. Mówią, że tam można się wykąpać. Ale jeden się wykąpie, drugi nie i smród jest. Rano dali chleb. Poszedłem się ogolić, bo ja lubię higienę, wracam, nie ma już nic do jedzenia. I wyganiali na cały dzień - opowiada.
Osiem lat temu dzielnicowym w dzielnicy Cichego został Michał Suchacki i przejął "opiekę" nad bezdomnymi. Przynosił panu Ryszardowi ciepłe kurtki, porządne buty. - Chociaż on nie chciał żadnej łaski - wspomina dzielnicowy.
Pięć lat temu Cichego zaczęła odwiedzać "trudna młodzież" i zrobiło się źle. -Wyciągali mi z ziemianki wszystkie rzeczy. Chachary, knuty takie. Rzucali kamieniami, zbili okno, rower chcieli ukraść.
Zaczął się bać. Strach było wyjechać rowerem na złom i zostawić cały dobytek.
W zeszłym roku uzyskał prawo do emerytury. Poszedł do dzielnicowego i poprosił, żeby mu pomógł znaleźć mieszkanie. Suchacki zadzwonił do administracji bloków. - Powiedziałem, że tu jest taki pan który długo mieszkał w skandalicznych warunkach, poręczyłem za niego i udało się. Jest dwudziesty pierwszy wiek, ludzie nie powinni mieszkać w ziemiankach.
I na koniec listopada Cichy dostał kawalerkę.
- Zrobiliśmy w komisariacie zbiórkę dla pana Ryszarda. Kubki, talerze, sztućce, żeby miał na start - mówi Suchacki. I dorzucił farby, które zostały mu z remontu własnego mieszkania, bo "dzielnicowy jest po to, żeby pomagać najsłabszym".
Kawalerka
Pan Ryszard wychodzi po nas przed swój blok. Obawia się, że moglibyśmy nie odnaleźć jego mieszkania, blok jest duży.
- Byliście u mnie? - pyta. "U mnie" znaczy w ziemiance. Kto nie był w tej ziemiance, nie zauważy u Cichego wielkiej zmiany na lepsze.
Windy nie działają. Nie widać, by w ostatnich latach ktoś tu sprzątał, ściany malują tylko "grafficiarze". Ale Cichy żadnych wad nie widzi, nie tęskni za ziemianką w lasku, bo "tam bardziej nerwowy chodził niż tu".
Otwiera drzwi kluczem. Dostał więcej kluczy, jeden przechowuje u znajomych. - W razie gdybym swój zgubił, pójdę do nich i w każdej chwili mi dadzą.
Ma teraz troje drzwi: wejściowe, do łazienki i do pokoju. Ma łazienkę z prysznicem. Kaloryfery. Dwa telewizory. Prąd. Prawdziwe łóżko.
Chłodniej tu niż w ziemiance, ale nie zamierza ocieplać okien. - Ludzie zatykają, a potem widzę klepsydry: żył 50 lat, 40 lat. Powietrze musi dochodzić.
Lodówkę dostał, ale ktoś musiałby mu pomóc wnieść. - Zanim się tutaj wprowadziłem, wszyscy mi pomagali. A jak się wprowadziłem, to pomaganie zanikło.
- Może trzeba kogoś poprosić? - podpowiadam.
- Trzeba by postawić i skończyło by się na piciu. Nie ufam już ludziom.
Mówi, że daje sobie radę sam.
- Nie chcę się chwalić, ale mam dużo jedzenia - Cichy podnosi tapczan, w środku kasza, makaron, ryż, cukier, kawa, wszystkiego po kilka paczek, ziemniaki, cebule. - A za oknem mam jeszcze puszki. Lubię mieć dużo jedzenia.
Mówi, że taki po prostu jest - "głupi", bo głodu się nie boi. Co piątego ma prawie tysiąc złotych na koncie.
- Dałem do banku zlecenie i bank opłaca mi czynsz. Dopóki będę żył, będą za mnie płacić. Nie będę miał zaległości. Nikt mi nie doradzał, ja sam na taki pomysł wpadłem i każdy mnie chwali.
Córka
Jedna córka pana Ryszarda zmarła. Druga "na koniec komuny" wyjechała z matką do Niemiec.
- Chciałby pan, żeby pana odwiedziła?
- A jak ja ją ściągnę? Nie wiem, gdzie ona mieszka. Zapomnieli o mnie. Mam rodzinę w Zabrzu, też się z nimi nie kontaktowałem, bo to są panowie. Teraz ja jestem pan. Dużo lat upłynęło, córka ma pewnie swoją rodzinę. Jak będzie chciała mnie poznać, to mnie znajdzie.
Autor: Małgorzata Goślińska / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24 Katowice