Jedna kamienica i pięć pożarów w ciągu zaledwie pięciu miesięcy. Strażacy nie mają wątpliwości: to nie jest przypadek, ktoś celowo podkłada ogień. Policja prowadzi śledztwo, a mieszkańcy budynku przy ul. Oświęcimskiej 9 w Mysłowicach boją się o swoje życie. - Żyjemy tu jak na bombie - mówią.
- Raczej przypadek to nie był. Musimy jednak przeprowadzić szereg czynności, żebyśmy się przekonali, czy to faktycznie było podpalenie, czy może głupie żarty młodzieży, która się zbierała na klatce schodowej - mówi asp. Dariusz Opatrzyk z policji w Mysłowicach.
Od początku roku w kamienicy przy ul. Oświęcimskiej doszło do pięciu pożarów. Płonęły puste lokale.
"Mój syn nie ma jak uciec"
- Mój syn, który jeździ na wózku, najbardziej cierpi. Posikał się do łóżka ze strachu. On w ogóle nie chodzi. Nie daj Boże jak zacznie się pożar, mój syn nie ma jak uciec. Przez okno go wyrzucę? - pyta Monika Fliska, która mieszka w kamienicy z niepełnosprawnym dzieckiem.
- Boimy się, nie śpimy w nocy z dziećmi. Chodzimy niewyspani. Pilnujemy, żeby ktoś nas żywcem nie spalił. Po prostu się boimy - dodaje.
Strażacy: to nie przypadek
W kamienicy mieszka dziewięć rodzin. Do wszystkich pożarów w kamienicy przy ul. Oświęcimskiej 9 dochodziło późno wieczorem albo w około północy.
- Ktoś prowadzi celowo zaprósza ogień w tym budynku. Wygląda to tak, jakby ktoś starał się analizować, gdzie i jak może dokonać tego w sposób niezauważony. Wykorzystuje wszelkiego rodzaju okazje - twierdzi st. kpt. Wojciech Chojnowski z PSP w Mysłowicach.
Strażacy zauważają, że każdy pożar może być niebezpieczny - nawet jeśli jego gaszenie trwa zaledwie kilka minut. Gazy i dymy pożarowe, które się wówczas uwalniają, mogą być szkodliwe dla zdrowia i życia człowieka.
- Kilka z tych pożarów (przy ul. Oświęcimskiej-red.) było poważnych. Podpalone były łóżka, które płonąc generowały bardzo wysoką temperaturę. Było dużo ognia i dymu. Były też wcześniej zauważone próby podpalenia drzwi na parterze budynku - dodaje Chojnowski.
Głupie żarty?
Sprawą zajmują się mysłowiccy funkcjonariusze. Pod nadzorem prokuratury prowadzą śledztwo, które ma ustalić "czy to było podpalenie, głupie żarty czy doszło do zaprószenia ognia".
- Na razie śledztwo jest prowadzone w sprawie, bo nie mamy osoby, przeciwko której moglibyśmy je skierować - informuje asp. Dariusz Opatrzyk z policji w Mysłowicach.
Zauważa, że po każdym pożarze na miejsce jedzie dzielnicowy, który szuka świadków zdarzenia.
- W tym rejonie są zwiększone patrole - piesze i zmotoryzowane. Mam nadzieję, że mieszkańcy będą się czuli bezpieczniej - dodaje rzecznik mysłowickiej policji.
Czujki przeciwpożarowe wystarczą?
Do tej pory w kamienicy zainstalowano dwie czujki przeciwpożarowe. Zdaniem mieszkańców to jednak za mało. - Pilnowałem, ale jak można pilnować klatki, która ma wyjście z jednej strony zepsute, a z drugiej brama się nie domyka. To mija się z celem - skarży się mieszkaniec kamienicy, Andrzej Błaszczyk.
- Mieszkają tu ludzie, którzy - jak twierdzi administracja - nie płacą, ale to nie znaczy, że mają się spalić - dodaje.
Straż pożarna podkreśla: ważne, by mieszkańcy jak najszybciej alarmowali o zagrożeniu. - Wtedy my podejmiemy natychmiastowe działania, żeby ich uratować. My jako straż pożarna, nie mamy możliwości, by wystawiać wartowników i pilnować - mówi st. kpt. Wojciech Chojnowski.
Od początku roku w kamienicy przy ul. Oświęcimskiej 9 w Mysłowicach doszło do pięciu pożarów:
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: NS / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24 Katowice | Paweł Rusinek