Czteromiesięczna dziewczynka miała połamaną czaszkę, nie oddychała. Lekarze walczyli o jej życie dwa tygodnie, w poniedziałek zmarła. Matka usłyszała zarzut pobicia. Miała trzech kuratorów sądowych, była pod opieką asystenta rodzinnego.
25-letnia Monika P. z Bytomia, podejrzana o pobicie córeczki, miała trójkę dzieci. Najmłodsza córka, która właśnie zmarła w szpitalu, miała cztery miesiące. Druga córka ma niespełna dwa lata, a syn sześć lat.
- Od dwóch lat interweniowaliśmy w jej mieszkaniu. Sąsiedzi zgłaszali zakłócanie ciszy. Odbywały się tam libacje alkoholowe - mówi Tomasz Bobrek, rzecznik policji w Bytomiu.
Niebieska karta, przymusowe leczenie
W połowie 2016 roku rodzinie założono niebieską kartę. Sprawcą przemocy był 34-letni Marin P., partner Moniki P. Ona - ofiarą. - Uderzył ją, uszkodził nos, przyznał się do tego i poddał dobrowolnie karze - mówi Bobrek.
W 2017 roku Monika P. była dwukrotnie wzywana do stawienia się na przymusowe leczenie odwykowe, Marcin P. - raz. Nie stawili się.
Wzywał ich Urząd Miasta w Bytomiu na wniosek Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie. Monika P. była podopieczną Ośrodka od urodzenia pierwszego dziecka, czyli sześć lat. W sumie dostawała 3,2 tys. zł świadczeń rodzinnych, w tym 500 plus w gotówce.
Ośrodek otoczył Monikę P. opieką psychologa, a potem asystenta rodzinnego - od początku 2017 roku. Była też w miejskim programie "Parasol dziecka" - to znaczy pracownicy socjalni odwiedzali ja po godzinach pracy.
9 stycznia rano u Moniki P. był asystent rodzinny. Tego samego dnia o godz. 21 czteromiesięczna dziewczynka trafiła do szpitala nieprzytomna.
Dwa tygodnie intensywnej terapii
Pogotowie wezwał ojciec. Lekarze z kolei wezwali policję, bo oboje rodzice byli pijani. Ona miała 1,5 promila alkoholu, on - ponad 2.
Matka usłyszała zarzut spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Nie przyznaje się, została aresztowana. Ojciec ma zarzut narażenia dziecka na utratę życia lub zdrowia. Jest objęty policyjnym dozorem.
Dziewczynka miała uraz głowy, m.in. dwustronne złamanie kości ciemieniowej. Do śmierci w poniedziałek przebywała na oddziale intensywnej terapii.
Potrafili powstrzymać się od picia
Pytamy Rafała Szpaka, dyrektora Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie, dlaczego system opieki nie zadziałał i nie ochronił dzieci, dlaczego rodzice tak długo dostawali szansę i czy nie odbyło się to kosztem dzieci.
- Pilnowanie rodziny często przynosi pozytywny skutek. Ale nie jesteśmy w stanie wprowadzić naszych pracowników na stałe do domu podopiecznych - mówi Szpak. - Nie od razu zabiera się dzieci z powodu alkoholu. Tam nie zawsze było tak źle, oni potrafili powstrzymać się od picia. Dlatego zamieniliśmy talon 500 plus na gotówkę. Byliśmy w kontakcie z przedszkolem i przechodnią. Dzieci były zadbane. Nikt nie widział śladów przemocy.
Chcieliśmy zapytać Sąd Rejonowy w Bytomiu, co zrobili dla dzieci kuratorzy. Monika P. miała aż trzech: społecznego oraz zawodowych do spraw rodzinnych i karnych. Prezes sądu nie znalazła dzisiaj czasu. Zapewniła, że odpowie jutro.
Agnieszka Wichary, Prokuratura Okręgowa w Katowicach: - W dniu dzisiejszym przejęliśmy śledztwo od Prokuratury Rejonowej w Bytomiu i zarządziliśmy sekcję zwłok dziecka.
Autor: mag/gp / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: tvn24