W tej dramatycznej chwili miało ich już tam nie być. Ale przewodnik się spóźnił i wjechali na Czantorię z godzinnym opóźnieniem. Dzieci krzyknęły: starszy pan się przewrócił. Nauczyciel matematyki rzucił plecak, zobaczył siną twarz leżącego mężczyzny i natychmiast zabrał się za masaż serca. Lekarze nie mają wątpliwości: Adam Miśkiewicz uratował życie nieznajomemu turyście.
- Tata, a jak ułożyłeś ręce? A skąd wiedziałeś, jak? Nie bałeś się?!
Ośmioletnia dziewczynka pół nocy wypytywała ojca o to dramatyczne wydarzenie na górze Czantoria.
Nie tylko ona.
Bohatera z Czantorii poszukiwała rodzina uratowanego mężczyzny i lekarze z Lotniczego Pogotowia Ratunkowego.
Ogniwa łańcucha przeżycia
"Szukam świadka, który prowadził uciski klatki piersiowej dnia 13. 06. 2017 r. około godziny 15 na szczycie Czantorii. Pana postawa jest godna podziwu i naśladowania. Dzięki pierwszej pomocy i dobrej pracy każdego ogniwa łańcucha przeżycia, możemy uratować wiele osób. Chętnie spotkam się z Panem w bazie Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, przedstawię jak wygląda nasza praca. Jeżeli będzie Pan chętny na dalsze szkolenie z zasad pierwszej pomocy jestem do Pana pełnej dyspozycji.
Jeszcze raz wielkie ukłony za Pana odwagę i profesjonalną akcję do czasu przybycia zespołu Lotniczego Pogotowia Ratunkowego filia Gliwice" - taki post dał na Facebooku lekarz gliwickiego LPR Tomasz Darocha w niedzielę 2 lipca.
Dzień później.
- Akurat tak się składa że to nauczyciel z mojego miasta. Ma na imię Adam i jest nauczycielem w Szkole Podstawowej nr 4 w Rawie Mazowieckiej - napisał Michał.
Izabela: - Cudowny człowiek, dzięki jego szybkiej reakcji mój tata żyje. Dziękujemy.
Ogniwa łańcucha przeżycia - wszyscy uczestnicy tego wydarzenia pierwszy raz usłyszeli coś takiego.
Boją się wyglądu pacjenta i złamania żeber
To był ładny dzień na spacer po górach. Na Czantorii w Beskidzie Śląskim gromadziły się dzieci i ludzie starsi. Wycieczka uczniów podstawówki z Rawy Mazowieckiej i opiekunowie, w tym matematyk Adam Miśkiewicz, godzinę czekali na dole pod kolejką liniową, aż zjedzie po nich przewodnik.
Potem pół godziny na nogach pod schronisko na szczycie. - Jakiś starszy pan się przewrócił!
Ledwo zdążyli odetchnąć po wspinaczce, kupić frytki, gdy Miśkiewicz usłyszał krzyk dzieci. Potem mu opowiedziały, że ten pan upadł nagle, gdy chciał zrobić zdjęcie.
Matematyk podbiegł, zobaczył siną twarz leżącego, jak z trudem łapie oddech, jakby warczał i już wiedział, co robić. - Pięć lat temu reanimowałem sąsiada, który miał zawał serca. Wyglądał identycznie. Musiały to być kłopoty z krążeniem - wyjaśnia nam pan Adam.
Rzucił plecak i zabrał się za masaż serca starszego pana, a pani pilot z grupy pacjenta wdmuchiwała mu powietrze do ust.
- Mówiłem do niego, że będzie okej. Nie wiem, czy mnie słyszał. Ale wewnętrzny głos podpowiadał mi, że trzeba mówić do pacjenta, żeby nie odchodził. Pamiętałem to z kursu z pierwszej pomocy, który przeszedłem 14 lat temu.
- Nie bał się pan? - pytamy.
- Babcia była pielęgniarką, może mam to we krwi? Ludzie boją się wyglądu człowieka potrzebującego, boją się złamać mu żebra. Ja nie myślałem. Wyłączyłem się. Miałem tylko jeden cel: pomóc mu. W pewnej chwili usłyszałem jakby pęknięcie, powiedziałem potem o tym lekarzowi, ale odpowiedział, żebym się nie martwił.
Helikopter LPR już krążył nad Czantorią, gdy Miśkiewiczowi, po kwadransie masażu ręce odmówiły posłuszeństwa, omdlały od wysiłku. Ktoś go zastąpił na moment, łyknął wodę i dalej masował. W sumie około 20 minut.
"Gdyby nie pan Adam, tata by nie żył"
Dzień później telefon do Miśkiewiczów. Pani Izabela z Częstochowy, córka uratowanego mężczyzny, z podziękowaniami. Dostała telefon od przewodnika beskidzkiego, który na Czantorii zbierał namiary do wszystkich uczestników zdarzenia, bo mogły przydać się w szpitalu.
- Tata miał zatrzymanie akcji serca. Nic nie pamięta z tamtego wypadku. Nigdy mu się coś takiego nie przydarzyło. Teraz jest zdenerwowany, czeka na operację wszczepienia by-passów - powiedziała pani Izabela w rozmowie z tvn24.pl.
Jej ojciec i nauczyciel są w stałym kontakcie i chcą się spotkać. Córka: - Gdyby nie pan Adam, tata by nie żył. Wszyscy ratownicy mówią nam, że w reanimacji najważniejsze są pierwsze minuty.
Autor: mag/i / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: archiwum prwatne, dzienniklodzki.pl