Spłonął dom. Strażacy uratowali mieszkańców, potem dowiedzieli się, że byli w kwarantannie

Pożar domu w Zarzeczu pod Żywcem
Pożar domu w Zarzeczu pod Żywcem

Trzech strażaków i dwaj postronni świadkowie objęci są kwarantanną po tym, jak uratowali mieszkańców z płonącego domu. Przed pożarem przebywali w przymusowej izolacji po powrocie z zagranicy. Ale ta informacja dotarła do ratowników za późno.

KORONAWIRUS W POLSCE. RAPORT TVN24

Do pożaru drewnianego domu w miejscowości Zarzecze pod Żywcem doszło w środę około 19.40.

- W zgłoszeniu pożaru dostaliśmy błędny adres - domu obok - mówi Tomasz Kołodziej, rzecznik Państwowej Straży Pożarnej w Żywcu.

Ogień widać było z daleka, objął niemal cały budynek, strażacy dotarli więc pod właściwy adres bez problemu. Ale w dobie epidemii Covid-19 pomyłka w zgłoszeniu może mieć inne, poważne skutki.

Przed każdą interwencją służby sprawdzają, czy ludzie, do których jadą, nie są objęci kwarantanną z powodu podejrzenia zakażenia koronawirusem.

Jak się okazało, mieszkańcy domu spod błędnie podanego adresu nie byli w kwarantannie. - Dostaliśmy informację, że w kwarantannie są mieszkańcy domu obok. Czyli tego, który faktycznie płonął. Ale strażacy dowiedzieli się tego dopiero od mieszkańców - wyjaśnia Kołodziej.

Jest pożar, trzeba jechać

Na miejsce jako pierwsza dotarła Ochotnicza Straż Pożarna z Zarzecza. Tomasz Kołodziej zaznacza, że w ich przypadku żadna informacja o kwarantannie potrzebujących nie miałaby znaczenia. Nawet ta pierwsza, nieprawidłowa, wynikająca z błędnie podanego adresu pożaru, dotarła do nich za późno.

- Nie mieli czasu czekać na taką informację. Jest zgłoszenie, trzeba jechać, a oni byli najbliżej zdarzenia - mówi rzecznik.

Straż pożarna nie ma dostępu do rejestru osób w kwarantannie. Ma go policja. Gdy jest pożar, strażacy muszą więc dzwonić z pytaniem na policję.

- Trzech strażaków OSP miało bezpośredni kontakt z pogorzelcami i nie mieli maseczek, chroniących przed zakażeniem koronawirusem - mówi Kołodziej.

Gdy OSP dotarło na miejsce, pogorzelcy byli już przed domem. Wyjść z płonącego domu pomogli im sąsiedzi - mężczyzna, który pierwszy zauważył pożar, i kobieta.

Teraz wszyscy, którzy pomagali - strażacy i sąsiedzi - objęci są kwarantanną.

Kołodziej dodaje na pocieszenie, że mieszkańcy drewnianego domu nie mieli objawów zakażenia. Są w izolacji z powodu powrotu z zagranicy.

W akcji gaszenia uczestniczyło siedem zastępów strażaków. Przyczynę pożaru ustalą biegli.

Czytaj także: