69-letni kierowca auta osobowego - według ustaleń śledczych - zaczął wyprzedzać. Jadący z przeciwka bus zjechał na pobocze, przewrócił się i sunąc na boku, znalazł się na sąsiednim pasie ruchu. Tam zderzył się dachem z autokarem. W busie było dziewięć osób, zginęli wszyscy. Kierowca i sześciu pasażerów autokaru zostało rannych. Według śledztwa winnym tragedii jest 69-latek. Do Sądu Okręgowego w Gliwicach trafił akt oskarżenia.
To był jeden z najtragiczniejszych wypadków na polskich drogach. Zarzut nieumyślnego spowodowania katastrofy zagrażającej zdrowiu i życiu wielu osób, której skutkiem była śmierć dziewięciu ludzi, a także spowodowanie obrażeń ciała u kolejnych siedmiu usłyszał 69-letni kierowca, który nie brał udziału w zderzeniu pojazdów. Teraz zasiądzie on na ławie oskarżonych.
Informację w skierowaniu aktu oskarżenia przekazał w poniedziałek szef Prokuratury Rejonowej Gliwice-Zachód Paweł Sikora. Jak powiedział prokurator, podejrzany w trakcie śledztwa nie przyznał się do zarzucanego mu czynu.
Bus przewrócił się na bok i zderzył się dachem z autokarem
Do zdarzenia doszło 22 sierpnia 2020 roku o godzinie 22.30 na drodze krajowej numer 88 między Gliwicami a węzłem autostradowym Kleszczów. Było ciemno, padał deszcz.
Z początku wydawało się, że w wypadku brały udział dwa pojazdy, jadące z przeciwnych kierunków: bus renault trafic i autokar. Kierowca busa wiózł ośmioro pasażerów, w większości mieszkańców województwa podkarpackiego. Jechał z Gliwic. Autokarem od strony autostrady wracało z pracy do domu 48 pracowników firmy ochroniarskiej.
Bus przewrócił się i sunął na boku, w pewnym momencie znalazł się na przeciwnym pasie ruchu. Wtedy uderzył w niego autokar.
- Uderzenie było tak ogromne, że nikt z tego mniejszego samochodu nie mógł przeżyć - mówił Marek Słomski, rzecznik policji w Gliwicach. Bus był całkowicie zmiażdżony. Zginęli kierowca i ośmiu pasażerów. Strażacy, którzy pierwsi przybyli na miejsce, mogli tylko ratować pasażerów autokaru. Najciężej ranny był 29-letni kierowca.
Kilkaset metrów dalej, w rowie policjanci znaleźli osobowego volkswagena. Dzień później zatrzymali kierowcę tego samochodu - mieszkańca Cieszyna. To on - według śledczych - winny jest tragedii.
Prokuratora ustaliła, że tuż przed tragedią jadący w stronę Gliwic 69-latek próbował wyprzedzać. Nie zauważył jadącego z naprzeciwka busa renault i zajechał mu drogę. Kierowcy obu samochodów uciekli na boki, próbując uniknąć zderzenia. Ten kierujący busem zahaczył o krawędź pobocza. Stracił panowanie nad pojazdem, dlatego auto przewróciło się na bok i znalazło się na przeciwnym pasie ruchu.
Podejrzany mówił, że nie pamięta, co się stało, usłyszał tylko huk
Po przedstawieniu zarzutów prokuratura informowała, że podejrzany podczas przesłuchania nie potrafił odnieść się do przedstawionego mu zarzutu - mówił, że nie pamięta, co się stało, usłyszał tylko huk, i nie wie, jak doszło do zderzenia.
Prokuratura domagała się aresztowania podejrzanego, motywując wniosek grożącą kierowcy surową karą oraz koniecznością zapewnienia prawidłowego toku postępowania, a także weryfikacji wyjaśnień podejrzanego. Mężczyźnie grozi od 6 miesięcy do 8 lat więzienia.
Sąd Rejonowy w Gliwicach nie uwzględnił wniosku. Uznał, że co prawda istnieje wysokie prawdopodobieństwo popełnienia przez podejrzanego zarzucanego mu czynu, to jednak nie zgodził się ze stanowiskiem prokuratury, że może on próbować utrudniać postępowanie. Sąd przypomniał też, że zarzucane kierowcy przestępstwo ma charakter nieumyślny. Zażalenia prokuratury w tej sprawie nie uwzględnił później gliwicki sąd okręgowy.
Źródło: TVN24 Katowice, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24