Lena, Wiktoria i Michał nie wtargnęli na pasy. Byli już w połowie jezdni, gdy zostali potrąceni. Kierowca był trzeźwy. Nie zostawił śladów hamowania, a sąd przyjął, że jechał z prędkością dozwoloną. Wiktoria przefrunęła na sąsiednią jezdnię, łamiąc w powietrzu znak. Zmarła na miejscu. Lena - po godzinnej reanimacji w karetce. Michał doznał ciężkich obrażeń ciała. Jest prawomocny wyrok.
Na dwa lata bezwzględnego więzienia skazał sąd okręgowy w Katowicach Arkadiusza O., który potrącił na pasach trzy osoby. 14-letnia Lena i 13-letnia Wiktoria zmarły, 20-letni Michał doznał ciężkich obrażeń ciała.
To surowszy wyrok od tego, który zapadł w grudniu 2018 roku w sądzie rejonowym w Mikołowie. O. dostał wtedy rok w zawieszeniu na trzy lata. Apelowały obie strony.
Sędzia okręgowa argumentowała, że:
- kierowca wiedział, gdzie i jakie jest przejście dla pieszych, na którym potrącił troje ludzi (O. sam zeznawał, że często jeździł tą drogą)
- pasy były odpowiednio oznakowane, a piesi nie wtargnęli na jezdnię
- brak odblasków u pieszych nie miał znaczenia, bo inaczej kierowca dostrzegłby sylwetki osób w ostatnim momencie, a nie widział ich do samego wypadku
- to kierowca powinien zachować szczególną ostrożność, zwłaszcza w takich warunkach atmosferycznych, jakie wtedy panowały, powinien zwolnić przed pasami, a jechał za szybko
Na korzyść sprawcy sędzia przypomniała, że O. po wypadku podjął się reanimacji jednej z dziewczynek, a przed sądem wyraził skruchę. Na niekorzyść - o traumie, której doświadczyli rodzice Leny i Wiktorii.
Huk
Do wypadku 20 listopada 2017 roku doszło w Mikołowie. Około godziny osiemnastej 20-letni Michał i 13-letnia Wiktoria odprowadzali do domu jej 14-letnią przyjaciółkę Lenę, która prowadziła na smyczy psa. Musieli pokonać ruchliwą drogę krajową 44. Dwie jezdnie po dwa pasy w każdym kierunku, przejście bez sygnalizacji świetlnej, ograniczenie prędkości do 70 km na godzinę. Padał śnieg, było ślisko.
Witold Guja, obrońca sprawcy wypadku, 31-letniego Arkadiusza O. argumentował w sądzie, że to teren niezabudowany i piesi, zgodnie z prawem, po zmierzchu powinni mieć odblaski, a Lena, Wiktoria i Michał ich nie mieli. Gdyby mieli - twierdził obrońca - kierowca miałby szansę zauważyć ich na ścieżce przed pasami i zareagować.
Bo na pasach ich nie zauważył. Nie zwolnił, nie było śladów hamowania. Usłyszał nagle huk, zobaczył rozbitą przednią szybę, a jego sześcioletnia córka zobaczyła psa Leny, który wybił swoim ciałem szybę w drzwiach.
O. wracał z córką ze sklepu w Katowicach do domu w Tychach. Jechał lewym pasem, czyli bliżej środka drogi. Michał, Lena i Wiktoria zdążyli przejść prawy pas, skrajny od chodnika, gdy ich potrącił. Nie biegli - zostawili na masce pionowe ślady. Michał szedł krok przed dziewczynkami, prawdopodobnie dlatego przeżył. Upadł na wysepkę między jezdniami, był w ciężkim stanie.
Dziewczynki wpadły na maskę. Lena spadła na prawy pas i po godzinnej reanimacji w karetce zmarła. Wiktoria przefrunęła na sąsiednią jezdnię, łamiąc w powietrzu znak drogowy. Zmarła na miejscu.
- Siła uderzenia musiała być potworna - podkreślał Dariusz Kawalec, pełnomocnik rodziców poszkodowanych. Mówił w sądzie, że nie wierzy, by kierowca jechał poniżej stu kilometrów na godzinę.
Jednak na podstawie obrażeń poszkodowanych i uszkodzeń auta biegły ruchu drogowego ustalił, że O. miał na liczniku od 67 do 85. Sąd, zgodnie z zasadą rozstrzygania wątpliwości na korzyść oskarżonego przyjął dolną granicę.
Sędziowie pierwszej i drugiej instancji odrzucili wniosek pełnomocnika pokrzywdzonych, by przesłuchać osoby, z którymi O. miał rozmawiać przez telefon w okolicy godziny wypadku. Mecenas chciał w ten sposób sprawdzić, czy to właśnie rozmowa telefoniczna była powodem tego, że O. nie zauważył pieszych na pasach.
Irlandia
Arkadiusz O. stanął pod zarzutem spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym. Początkowo nie przyznawał się do zarzutu, nie składał wyjaśnień, nie wyrażał skruchy. Zrobił to wszystko dopiero w sądzie. Wyrok pierwszej instancji - rok w zawieszeniu na trzy lata i pięcioletni zakaz prowadzenia pojazdów nikogo nie usatysfakcjonował. Obie strony złożyły apelację. Prokuratura i pełnomocnik poszkodowanych żądali trzech lat więzienia oraz podniesienia zasądzonych nawiązek ze stu tysięcy złotych do 250 tysięcy dla każdego z trzech rodziców ofiar (ojciec Wiktorii nie był oskarżycielem posiłkowym). Obrona - skrócenia okresu próby do dwóch lat, a zakazu prowadzenia pojazdów do lat trzech.
Rodzice ofiar nie uwierzyli w szczerość przeprosin sprawcy. Ojciec Leny, Piotr Jelinek próbował udowodnić w sądzie okręgowym, że O. przeprowadził się z rodziną do Irlandii, gdzie prowadzi samochód mimo sądownego zakazu. Mało to świadczyć o braku pozytywnej prognozy kryminologicznej sprawcy, która zaważyła na zawieszeniu wyroku. Na dowód pan Piotr miał filmy, zdjęcia, świadka, miał nowy adres zamieszkania O. i rejestrację samochodu. Świadek czekał za drzwiami sali sądowej. Jednak sąd odrzucił wniosek ojca ofiary.
Autor: mag / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24 Katowice