Gliwicka prokuratura umorzyła śledztwo ws. dostarczanych kopalniom aparatów ucieczkowych. Wszczęto je po protestach górników, którzy skarżyli się, że wiele urządzeń mających ratować im życie jest niesprawnych. Decyzja jest nieprawomocna.
Piotr Żak z Prokuratury Okręgowej w Gliwicach poinformował, że postępowanie umorzono ze względu na "brak danych dostatecznie uzasadniających podejrzenie popełnienie przestępstwa".
Decyzja o zakończeniu śledztwa jest nieprawomocna. Umorzenie zaskarżyli członkowie ZZRG. - Trwa badanie, czy zażalenie podpisały osoby do tego uprawnione. Jeżeli okaże się, że tak, wtedy zażalenie rozpozna sąd - powiedział prok. Żak.
Wadliwe aparaty?
Śledztwo wszczęto, bo związkowcy skarżyli się, że prawie 30 proc. urządzeń KA-60 użytkowanych w kopalniach miało wady. Te aparaty są wykorzystywane np. przez górników do ochrony układu oddechowego podczas ucieczki ze strefy zagrożonej gazami szkodliwymi dla zdrowia bądź z miejsc, gdzie stężenie tlenu jest niewystarczające do oddychania. Zapas tlenu wystarcza na godzinę.
To właśnie po doniesieniu Związku Zawodowego Ratowników Górniczych gliwicka prokuratura wiosną ubiegłego roku rozpoczęła śledztwo, prowadzone pod kątem sprowadzenia niebezpieczeństwa dla zdrowia i życia górników.
Ostatecznie prokuratura nie podzieliła zdania autorów doniesienia. Powołuje się m.in. ustalenia niemieckich ekspertów, którzy na zlecenie nadzoru górniczego badali nowe aparaty KA-60 i nie mieli do nich zastrzeżeń. Śledczy uznali, że wady stwierdzone w aparatach, które trafiły do kopalń pojawiały się już w trakcie ich użytkowania.
W lutym ubiegłego roku grupa ratowników górniczych pikietowała gmach Wyższego Urzędu Górniczego w Katowicach, żądając kontroli i wycofania z kopalń niesprawnych aparatów. Ówczesny prezes WUG potwierdził, że nieprawidłowości, o których mówią ratownicy, rzeczywiście miały miejsce. Choć problemy z aparatami KA-60 powtarzały się już od kilku lat, dotąd nie stwierdzono, by sprzęt ten zawiódł podczas akcji ratowniczej.
Normy europejskie
W reakcji na medialne doniesienia, zarząd firmy produkującej aparaty - Fabryki Sprzętu Ratunkowego i Lamp Górniczych Faser w Tarnowskich Górach - oświadczył, że są one "nierzetelne i nieprawdziwe". Spółka podkreśliła, że jej aparaty mają certyfikaty zgodności z normami europejskimi, a proces produkcji nadzorowany jest, przynajmniej raz w roku, przez powołane do tego instytucje państwowe.
Według firmy Faser aparaty ucieczkowe KA-60, użytkowane zgodnie z instrukcją obsługi, są w pełni sprawne, bezpieczne i zachowują swe właściwości ochronne, natomiast usterki wystąpiły w tych aparatach, w których stwierdzono uszkodzenia mechaniczne, czyli w takich, "w których stwierdzono brak użytkowania w zgodzie z instrukcją obsługi".
Zapas tlenu
Aparaty tlenowe KA-60 są wykorzystywane przez górników do ochrony układu oddechowego podczas ucieczki ze strefy zagrożonej gazami szkodliwymi dla zdrowia bądź z miejsc, gdzie stężenie tlenu jest niewystarczające do oddychania. Zapas tlenu w aparacie powinien wystarczyć na godzinę.
Problemy z aparatami ucieczkowymi pojawiły się już cztery lata temu. W marcu 2011 roku kopalnia Borynia zareklamowała 18 sztuk tego sprzętu, chodziło wtedy o wskaźnik szczelności. Po tej reklamacji producent był kontrolowany przez inspektorów WUG w 2011 i 2013 roku. Niektóre uchybienia zostały wyeliminowane (zmieniono np. dostawcę uszczelek).
W 2013 użytkownicy aparatów KA-60 ujawnili nowe mankamenty. Tym razem zastrzeżenia dotyczyły pochłaniaczy i worków. Niektóre ze sprawdzanych aparatów okazały się niekompletne.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: NS/kv / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24