Naocznym świadkiem wypadku był mąż pani Małgorzaty, która zginęła na miejscu. Laura, ich trzyletnia córka, zmarła kilka dni później w szpitalu. Kierowca był trzeźwy, ale według biegłych, przejeżdżając przez wieś, nie dostosował prędkości do panujących warunków. Tłumaczył, że na drogę wybiegł mu mały pies. Prokuratura skierowała do sądu akt oskarżenia.
- 69-letni Krzysztof S. został oskarżony o spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym. Jadąc samochodem Hyundai Tucson ulicą Zakopiańską w Gilowicach, nie dostosował prędkości do warunków panujących na drodze, stracił panowanie nad pojazdem, zjechał na prawe pobocze do rowu i potrącił dwie piesze: Małgorzatę R. i Laurę R. – mówi Agnieszka Michulec, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Bielsku-Białej.
Małgorzata zmarła na miejscu. Jej trzyletnia córka Laura – pięć dni później w szpitalu uniwersyteckim w Krakowie. Obie miały obrażenia wielonarządowe.
Akt oskarżenia został sporządzony 29 kwietnia, ale nie został jeszcze przedstawiony oskarżonemu, dlatego prokuratora nie ujawnia szczegółów.
Michulec dodaje, że kierowca był trzeźwy i nie oddalił się z miejsca zdarzenia. Prokuratora wnioskowała o areszt, ale sąd zastosował poręczenie majątkowe i dozór policyjny. Krzysztofowi S. grozi od sześciu miesięcy do ośmiu lat więzienia.
W śledztwie oparto się między innymi na opiniach biegłych medycyny sądowej oraz ruchu drogowego, którzy ocenili stan pojazdu i zrekonstruowali wypadek, a także na zeznaniach świadków, w tym męża pani Małgorzaty, ojca Laury. - Był bezpośrednim świadkiem zdarzenia. Jest jednym z pięciu pokrzywdzonych – mówi prokurator.
Prócz zmarłych za pokrzywdzonych uznano troje członków ich rodziny.
"Chciał uniknąć potrącenia psa"
Do tragicznego wypadku doszło 22 października 2020 roku w Gilowicach, wsi na Żywiecczyźnie, na bardzo ruchliwej drodze wojewódzkiej, którą odbywa się tranzyt między Żywcem a Suchą Beskidzką . - Była piękna pogoda, słoneczna, a ten kierowca w dodatku jechał pod górkę. Nie wiem, jak do tego doszło. Nie powinno do tego dojść – mówił sołtys Gilowic Andrzej Drobisz.
- Kierowca wyjaśnił, że na drogę wybiegł mu mały pies. Chcąc uniknąć potrącenia psa, zjechał na prawe pobocze i dalej nie mógł już zapanować nad pojazdem – powiedziała nam tuż po wypadku Agnieszka Michulec. - Według biegłych na drodze nie było śladów hamowania, a samochód był nowy – dodała wówczas prokurator.
Jak mówi dzisiaj, fakty te zostały zweryfikowane i będą przedstawione w sądzie.
Według wcześniejszych ustaleń, Krzysztof S. przejechał rowem około 25 metrów. Otarł się o drzewo i uderzył w betonowy przepust pod mostkiem. Uderzenie wyrzuciło samochód na podjazd, na którym stała rodzina R. 36-letnia pani Małgorzata znalazła się najpierw na masce hyundaia. Strażacy musieli wyciągać ją spod samochodu. Reanimacja nie odniosła skutku.
"Dziennik Zachodni" podał, że Krzysztof S. jest lekarzem, a w dniu tragedii jechał do gabinetu. Michulec potwierdziła nam te informacje. - Jest mieszkańcem okolic Żywca – dodała.
Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: Żywiec112