19-letnia kobieta zaginęła w maju 2017 roku. Przyjechała z Bułgarii, w Polsce zajmowała się prostytucją. Pół roku później znaleziono ją martwą, była zakopana płytko w lesie. Jej telefon znaleziono w mieszkaniu Konrada J., ściganego za zgwałcenie innych prostytutek. Dzisiaj jego proces ruszył od nowa.
Konrad J. z województwa mazowieckiego jest prawomocnie skazany za zgwałcenie ze szczególnym okrucieństwem i pozbawienie wolności ze szczególnym udręczeniem trzech kobiet. Wydając wyrok w październiku zeszłego roku, Sąd Apelacyjny w Katowicach wyłączył ze sprawy wątek dotyczący czwartej kobiety, która została zgwałcona i zamordowana i polecił Sądowi Okręgowemu w Częstochowie rozpatrzyć go ponownie. Domagała się tego prokuratura, oskarżając J. także o te dwa czyny.
- Sąd apelacyjny uznał, że sąd niższej instancji nie wykorzystał wszystkich dowodów wskazanych przez prokuraturę. Wskazał, by poszerzyć materiał dowodowy i pogłębić ich analizę – mówi Dominik Bogacz, rzecznik Sądu Okręgowego w Częstochowie.
Proces ruszył ponownie dzisiaj.
Przedstawił się jako partner, zgłosił jej zaginięcie
Wszystkie ofiary gwałtów, przypisywanych Konradowi J. zajmowały się świadczeniem usług seksualnych przy drogach w województwach śląskim i łódzkim. Sprawa wyszła na jaw 29 grudnia 2017 roku. Śledczy ustalili, że tego dnia Konrad J. wyjechał z domu samochodem dostawczym w miejscowości Wikłów koło Częstochowy przy drodze krajowej numer 1 postanowił skorzystać z oferty 26-letniej obywatelki Bułgarii. Kobieta wsiadła do jego samochodu i pojechali w głąb lasu. Tam J. - zdaniem śledczych - zabrał 26-latce telefon komórkowy, pobił ją, związał kablem elektrycznym i skuł kajdankami. Na koniec wrzucił do przestrzeni bagażowej w swoim aucie, gdzie brutalnie ją zgwałcił.
Na szczęście w tym momencie przyjechała koleżanka 26-latki i spłoszyła sprawcę. Kobiety wezwały policję. Mężczyzna rzucił się do ucieczki, ale jego auto zakopało się na leśnej ścieżce. Policjanci dogonili go, gdy uciekał dalej pieszo. Na wniosek prokuratora został tymczasowo aresztowany pod zarzutem zgwałcenia ze szczególnym okrucieństwem 26-latki.
Policjanci przeszukali należące do niego pomieszczenia. Znaleźli tam telefony komórkowe i inne przedmioty, które - jak później stwierdzono - należały do kobiet świadczących usługi seksualne przy drogach. Jeden z nich był własnością 19-letniej obywatelki Bułgarii, której zwłoki odkryto w Danielowie w powiecie radomszczańskim (Łódzkie) 18 grudnia, czyli dziewięć dni przed zgwałceniem 26-latki, 33 kilometry na północ przy tej samej drodze.
19-latka również była prostytutką. 22 maja 2017 roku mężczyzna, przedstawiający się jako partner kobiety, zgłosił jej zaginięcie.
Śledczy ustalili, że tego dnia Konrad J. przyjechał samochodem dostawczym w okolice Danielowa i udał się do lasu w towarzystwie 19-latki. Tam miał ją pobić, związać kablem i drutem, a następnie wielokrotnie brutalnie zgwałcić. Według prokuratury, po wszystkim, w nieustalony sposób zabił kobietę i zakopał płytko w pobliżu. Oprócz telefonu zabrał jej także torebkę i biżuterię, które znaleziono w jego miejscu zamieszkania.
Śledczy zarzucili J. także zgwałcenie innych dwóch kobiet: 11 sierpnia 2017 roku w Piotrkowie Trybunalskim oraz 30 października tego samego roku w Dąbrowie Górniczej.
W sumie J. został oskarżony o zgwałcenie czterech kobiet i zamordowanie jednej z nich – 19-latki.
Nie przyznał się do zabójstwa
Akt oskarżenia został skierowany do sądu latem 2019 roku. Prokuratura informowała wówczas, że J. początkowo przyznał się do popełnienia zarzucanych mu przestępstw i złożył obszerne wyjaśnienia. Na końcowym etapie śledztwa zmienił wyjaśnienia – nie przyznawał się już do zabójstwa obywatelki Bułgarii.
Wyrok w Sądzie Okręgowym w Częstochowie zapadł w lutym 2020 roku. J. został skazany na 17 lat więzienia za zgwałcenie czterech kobiet. Sąd jednak z opisu czynu dotyczącego 19-latki wyeliminował zabójstwo. Nie wiadomo dlaczego – podobnie jak sam proces, także ustne motywy wyroku z uwagi na charakter sprawy były niejawne.
Od wyroku odwołała się nie tylko prokuratora, ale także obrona. Adwokat J. uważał, że czyny nie były dokonane ze szczególnym okrucieństwem i udręczeniem, z czym sąd apelacyjny się nie zgodził.
Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: TVN24