50-latek został postrzelony w sylwestra w trakcie pokazu fajerwerków. Ustalono, że pocisk został wystrzelony z broni policjanta, mieszkającego 1700 metrów dalej. Policjant nie przyznał się do użycia broni. Został jednak przez sąd uznany za winnego.
Grzegorz W. w lutym 2020 roku został skazany przez Sąd Rejonowy w Częstochowie za narażenie na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu i spowodowanie obrażeń ciała u Jana S. W. był wtedy policjantem, a S. jego dalekim sąsiadem. Oskarżony miał zapłacić 10 tysięcy złotych grzywny, dwa tysiące nawiązki dla pokrzywdzonego i pokryć część kosztów sądowych – ponad sześć tysięcy złotych. OGLĄDAJ TVN24 NA ŻYWO W INTERNECIE >>>
Odwołał się i kilka dni temu, 18 stycznia zapadł prawomocny wyrok. - Sąd pierwszej instancji uznał, że oskarżony działał umyślnie, ale skutek był nieumyślny. W drugiej instancji wyrok został złagodzony. Sąd orzekł, że także działanie było nieumyślne. Uznał winę oskarżonego, ale warunkowo umorzył postępowanie karne na rok próby z uwagi na niską szkodliwość czynu – wyjaśnia Dominik Bogacz, rzecznik Sądu Okręgowego w Częstochowie. Podtrzymał też nawiązkę na rzecz pokrzywdzonego w kwocie dwóch tysięcy złotych.
Wyrok jest już prawomocny,
W. nie poniesienie żadnych konsekwencji zawodowych, bo w trakcie procesu, jeszcze przed wyrokiem pierwszej instancji, przeszedł na emeryturę.
Podniósł rękę i poczuł ukłucie
W sylwestrową noc z 2017 na 2018 rok na imprezie w domu sołeckim we wsi Wygoda pod Częstochową, podczas odpalania fajerwerków na parkingu 50-letni Jan S. został ranny w lewe ramię. Stało się to w momencie, gdy podniósł rękę, by dać znać swojej żonie, która wróciła do budynku po sweter: tu jestem. Poczuł ukłucie, zobaczył lejącą się z ręki krew i pomyślał, że to od petardy. Ale w szpitalu chirurg wyciągnął z jego rany pocisk, który S. - były żołnierz - tej samej nocy zawiózł na policję.
Podejrzenie od razu padło na mieszkającego w sąsiedniej wsi Grzegorza W., wtedy policjanta z Częstochowy. Jego broń odpowiadała kalibrowi pocisku, a w pobliżu jego domu znaleziono łuskę. Nigdy nie przyznał się do winy. Twierdził, że łuskę mógł podrzucić ktoś ze strzelnicy, gdzie W. bywał.
Broń była w zakodowanej szafie
- W żadnym wypadku nie doszło do umyślnego postrzelenia Jana S. – podkreślała sędzia Anna Pilarz, uzasadniając wyrok pierwszej instancji.
Policjant dobrowolnie wydał broń, na którą miał pozwolenie. W trakcie procesu wyjaśnił, że broń trzymał w domu, w kuchni, w zamkniętej szafie. Zamek szafy zabezpieczony był kodem, takim samym, jak numer identyfikacyjny znajdujący się na odznace policyjnej Grzegorza W. Nie ustalono, czy inni domownicy znali ten kod dostępu. Nie ustalono też świadków strzelania w feralną noc sylwestrową. Obecni u Grzegorza W. goście zeznali, że gospodarz wychodził z domu. Ale nie widzieli u niego żadnej broni, ani nie słyszeli strzału. - Ale zbliżała się północ, strzały mogły być pomylone z odgłosami fajerwerków – mówiła sędzia Pilarz.
Sąd oparł się na opiniach biegłych z zakresu balistyki. - Zebrane dowody wskazują, że pocisk, który ranił poszkodowanego, został wystrzelony z broni oskarżonego – dowodziła sędzia. Według wyników badań balistycznych, strzał nie padł z bliska ani z rykoszetu. Pocisk był w końcowej fazie lotu i przebył około 1750 metrów w linii prostej z południa na północ, co odpowiada odległości między domem sołeckim w Wygodzie a posesją Grzegorza W.
- Tylko oskarżony miał dostęp do tej broni. Nie ma jakichkolwiek dowodów wskazujących na to, że w czasie oddania strzału jakakolwiek inna osoba mogła być w jej władaniu – dodała Pilarz.
Sędzia powołała się też na zeznania żony pokrzywdzonego i kilku innych osób. Wynika z nich, że policjant z pomocą swojej konkubiny, poprzez koleżankę żony S., próbował "dogadać się z pokrzywdzonym, załagodzić sprawę, załatwić sprawę polubownie bez udziału adwokata". Świadczyły o tym między innymi bilingi rozmów telefonicznych.
Sędzia Pilarz odczytała SMS o "znaczącej treści", wysłany z telefonu konkubiny policjanta do żony postrzelonego 50-latka: "Tak naprawdę to już zawsze coś będzie nie tak, chociażby sama świadomość, że się komuś krzywdę zrobiło. Nie o to chodziło. Czas pokaże. Jeszcze raz dziękuję".
Źródło: TVN24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: tvn24