Ukrainka wsiadła do pociągu. Miała miejscówkę, ale na jej miejscu siedziała inna kobieta i według relacji policji nie chciała ustąpić. Do kłótni włączyli się dwaj młodzi mężczyźni. - Zaczęli ubliżać obywatelce Ukrainy, grozić jej śmiercią. Padło wobec niej wiele obelżywych słów w kontekście narodowościowym. Z powodu silnego stresu trafiła do szpitala - relacjonuje policjantka.
23 lutego do pociągu relacji Przemyśl - Zielona Góra wsiadła 48-letnia obywatelka Ukrainy. Jechała do Wrocławia.
- Miała wykupiony bilet z miejscem siedzącym. Okazało się, ze jej miejsce jest zajęte. Poprosiła siedzącą tam kobietę, by ustąpiła jej miejsca, okazując swój bilet. Ale tamta kobieta odmówiła - relacjonuje Sabina Chyra-Giereś, rzeczniczka policji w Częstochowie.
Doszło do kłótni, w którą włączyli się dwaj mężczyźni w wieku 25 i 27 lat z województwa dolnośląskiego. Według relacji policji, nie stanęli po stronie Ukrainki.
"Grozili jej śmiercią"
Świadkiem incydentu, który policja określa jako "mowę nienawiści", był konduktor. To on powiadomił kierownika pociągu.
- Drużyna konduktorska pociągu Intercity "Siemiradzki" zgłosiła potrzebę interwencji policji, której powodem było agresywne zachowanie dwóch pasażerów w stosunku do współpodróżnej, a także zakłócanie porządku podróży pozostałym osobom. Interwencja miała miejsce na stacji Częstochowa Stradom - potwierdza Katarzyna Grzduk, rzeczniczka spółki PKP Intercity.
- Młodzi mężczyźni ubliżali Ukraince. Grozili jej śmiercią. Padło wobec niej wiele obelżywych słów w kontekście narodowościowym - mówi Chyra-Giereś.
25- i 27-latek zostali zatrzymani. 48-latkę policjanci zabrali do komisariatu, żeby złożyła zawiadomienie o przestępstwie. - Kobieta źle się poczuła. Powiedziała, że bardzo zestresowała ją sytuacja w pociągu. Była przestraszona. Policjanci wezwali pogotowie, a zespół ratowników zdecydował o przewiezieniu 48-latki do szpitala. Miała podwyższone ciśnienie - opowiada rzeczniczka policji.
Ukrainka wróciła na komisariat po kilku godzinach i złożyła zawiadomienie.
Rzeczniczka PKP Intercity: - W związku z czynnościami podjętymi przez policję pasażerka została poinstruowana przez członków drużyny konduktorskiej o możliwości odbycia podróży innym pociągiem na podstawie biletu z wykonaną przez konduktora adnotacją. Ze względu na podjętą przez policję interwencję pociąg Siemiradzki odjechał ze stacji Częstochowa Stradom z 21-minutowym opóźnieniem.
Przyznali się i przedstawili swoją wersję
Dwaj mężczyźni wrócili do domu z zarzutami, starszy z artykułu 257, młodszy z artykułów 257 i 119 paragraf 1 Kodeksu karnego, za które grozi do pięciu lat pozbawienia wolności.
Kto stosuje przemoc lub groźbę bezprawną wobec grupy osób lub poszczególnej osoby z powodu jej przynależności narodowej, etnicznej, rasowej, politycznej, wyznaniowej lub z powodu jej bezwyznaniowości, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5
Kto publicznie znieważa grupę ludności albo poszczególną osobę z powodu jej przynależności narodowej, etnicznej, rasowej, wyznaniowej albo z powodu jej bezwyznaniowości lub z takich powodów narusza nietykalność cielesną innej osoby, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.
- Obaj przyznali się do winy. Wyjaśnili, że w pociągu pojawiła się kobieta w ciąży i poprosili pokrzywdzoną, żeby ustąpiła tamtej miejsca. Pokrzywdzona ich zdaniem miała tego nie zrobić i wtedy popłynęły wobec niej obelżywe słowa - mówi Piotr Wróblewski, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Częstochowie.
Według podejrzanych więc 48-letnia pasażerka siedziała. Jeden z nich dodał na przesłuchaniu, że był pijany i nie wszystko pamięta.
Prokurator zastosował wobec podejrzanych poręczenie majątkowe w wysokości 2 tysiące (starszy) i 2,5 tysiąca złotych.
Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: śląska policja