Prawdopodobnie w locie stracili skrzydła. Spadali z wysoka, szybko. Próbowali wyskoczyć ze spadochronami, ale zdążył tylko dowódca. Byli wtedy bardzo młodzi. Po 75 latach w polskim lesie odkryto wrak amerykańskiego samolotu ze szczątkami czterech żołnierzy radzieckich.
Załoga samolotu amerykańskiej produkcji B-25 Mitchell składała się z pięciu żołnierzy radzieckich. Mieli od 18 do 23 lat. Wracali z bombardowania węzła kolejowego w czeskiej Ostrawie. Zostali zestrzeleni przez nocny myśliwiec niemiecki, w powietrzu stracili skrzydła i spadli z wysokości 3,5 kilometra do lasu w okolicy Bierunia.
To było 19 stycznia 1945 roku. Z załogi ocalał tylko dowódca Aleksiej Boczin. Szczęśliwie wyskoczył, trafił do niewoli niemieckiej i zostawił notatki z tej wojennej tragedii. W lesie został krater o średnicy 10 metrów.
W 1952 roku pochowano zmarłych - rzekomo jego kompanów. Jak bowiem właśnie odkryto, nie byli to lotnicy z tego samolotu.
Odkopali szczątki, zapalili znicze
Odkrycia wraku samolotu dokonali w niedzielę pasjonaci historii z Tychów pod nadzorem archeologa. Zapalili znicze. - To była równo 75. rocznica zestrzelenia. Czysty przypadek - mówi Arkadiusz Dominiec, prowadzący na co dzień Muzeum Śląskiego Września 1939 w Tychach.
Ale wiedzieli o tym samolocie od świadków, którzy wskazali badaczom lej w lesie. Wiedzieli z notatek Aleksieja Boczina. - Mamy ich kopię, tam są rozkazy, wszystkie nazwiska - dodaje Dominiec.
Prócz wraku odkopali także szczątki czterech żołnierzy z elementami ubioru, kurtek lotniczych, wełnianych swetrów, ciepłych czapek. Zachował się także naramiennik, po którym będzie można określić stopień jednego z żołnierzy. Może to pomóc w ustaleniu tożsamości.
Elementy uprzęży spadochronów na szczątkach lotników, rozłożenie szkieletów, charakterystyczne złamania kości - wszystko to podpowiada archeologom, że prawdopodobnie próbowali wyskoczyć, tak jak ich dowódca. - Nie zdążyli - mówi Dominiec.
O odkryciu ma być powiadomiona strona rosyjska. Ale najpierw na miejsce przyjechał prokurator.
Pierwsza ekshumacja była tylko "na papierze"?
- Prokurator stwierdził kości ludzkie i fragmenty mundurów. Nie doszło do przeprowadzenia dokładnych oględzin ani zabezpieczenia szczątków ludzkich – jak ustalono, samolot na swym pokładzie miał broń, prokurator z technikiem kryminalistyki dostrzegł nabój, dlatego ze względu na bezpieczeństwo podjęto decyzję o powiadomieniu saperów – wyjaśniła Monika Stalmach-Ćwikowska, prokurator rejonowy w Tychach.
Jak zaznaczyła prokurator Stalmach-Ćwikowska, dopiero po usunięciu niebezpiecznych przedmiotów zapadną dalsze decyzje. Na razie nie wiadomo, czy będzie prowadzone postępowanie w tej sprawie i gdzie będzie się toczyło – w prokuraturze czy w IPN, który także został zawiadomiony o znalezisku.
- Mamy wiedzę historyczną, że w samolocie było pięć osób, z czego jedna się uratowała. Natomiast są też przekazy, że w 1952 roku w tym rejonie wydobyto już szczątki, które zostały pochowane na cmentarzu w Pszczynie – zaznaczyła prokurator.
Według tyskich badaczy, w 1952 roku dokonano "ekshumacji na papierze" i prawdopodobnie pochowano kogoś innego. Niewykluczone, że żołnierzy niemieckich.
Rzeczniczka policji w Bieruniu Katarzyna Skrzypczyk powiedziała, że miejsce znalezienia samolotu do czasu oczyszczenia terenu przez saperów będą zabezpieczali funkcjonariusze.
Źródło: TVN 24 Katowice/ PAP
Źródło zdjęcia głównego: Andrzej Grygiel/PAP