Radziecka sonda kosmiczna Kosmos 482 ostatecznie ominęła nasz kraj i spadła do Oceanu Indyjskiego

Satelita spalający się w atmosferze Ziemi - wizja artystyczna
Radziecka sonda kosmiczna Kosmos 482 ostatecznie ominęła nasz kraj i spadła do Oceanu Indyjskiego
Źródło: Piotr Sztefek/Fakty po Południu TVN24

Kosmos 482, czyli radziecka jeszcze sonda kosmiczna, która według wstępnych prognoz miała wejść w atmosferę nad terytorium Polski, ostatecznie ominęła nasz kraj. Rosjanie poinformowali, że jej części spadły do Oceanu Indyjskiego.

Przez ponad pół wieku uszkodzona sonda o nazwie Kosmos 482 orbitowała stopniowo coraz bliżej Ziemi, więc jej upadek był nieuchronny.

- Pamiętajmy o tym, że ten obiekt krążył bardzo szybko nad naszą planetą, w ciągu półtorej godziny przelatując cały obszar dookoła Ziemi - wskazuje Karol Wójcicki, popularyzator astronomii i autor bloga "Z głową w gwiazdach".

Jeszcze przed weekendem było mnóstwo obaw, że spadnie na terenie Polski. Tak się nie stało. Po godzinie 11 Polska Agencja Kosmiczna wydała komunikat, w którym czytamy, że "nie ma sygnałów, aby obiekt mógł wejść w atmosferę Ziemi nad Polską."

Zagrożenie więc było, ale niewielkie. - Ryzyko upadku na terytorium Rzeczpospolitej Polskiej nie było zerowe, ale nie było też jakieś szczególnie duże - ocenia Karol Wójcicki.

Szansa jeden do kilkudziesięciu tysięcy

- Ryzyko, że spadnie komuś na głowę albo na budynek, jest bardzo niskie. Eksperci szacują, że jest to na poziomie jeden do kilkudziesięciu tysięcy - wskazuje Hubert Kijek, dziennikarz TVN24 BiS i autor programu "Kijek w Kosmosie".

Kosmos 482 został zbudowany w ramach programu Wenera, którego celem była eksploracja Wenus. Sondę Związek Radziecki wystrzelił 31 marca 1972 roku. Miała ona polecieć w kierunku drugiej planety od słońca i wylądować na jej powierzchni. To się nie udało. Sonda nigdy nie opuściła niskiej orbity okołoziemskiej.

- Nie zadziałał timer włączający silnik, który miał już wprowadzić na orbitę wiodącą w stronę Wenus ten próbnik. I on został na takiej egzotycznej orbicie na parametrach mniej więcej 250 kilometrów najbliżej Ziemi i prawie 10 tysięcy kilometrów najdalej - mówi Jarosław Juszkiewicz z Planetarium Śląskiego, autor książki "Kosmos. Wyznaczam nową trasę".

- Ten pojazd był trochę takim statkiem widmo, krążącym gdzieś w obłokach kosmosu - mówi Hubert Kijek.

Przewidywano, że sonda przetrwa ponowne wejście w atmosferę ziemską. Została zbudowana tak, aby wytrzymać lot przez gęstą od dwutlenku węgla atmosferę Wenus. To rodziło zagrożenie.

- Wszyscy się bali, że on spadnie na Ziemię i zrobi duże zamieszanie, bo tak by było. Mówimy o masie ponad 300 kilogramów rozpędzonej do prędkości ponad 250 kilometrów na godzinę, więc spora energia - mówi Jarosław Juszkiewicz.

"Czasami zdarzają się wypadki"

Jak duże jest ryzyko, że jakiś obiekt w przyszłości po prostu spadnie z kosmosu? - Jeszcze kilkanaście lat temu prawdopodobieństwo oberwania na ulicy śmieciem kosmicznym było wielokrotnie mniejsze niż poniesienie śmierci w katastrofie lotniczej - wskazuje Jarosław Juszkiewicz.

Ale to się zmieniło. - Coraz więcej wysyłamy rzeczy w kosmos. Mamy na przykład chiński program kosmiczny, który w ostatnich latach wynosił między innymi swoją stację kosmiczną. To właśnie w niekontrolowany sposób części tych pojazdów wracały na Ziemię - wskazuje Hubert Kijek.

Ostatni przelot sondy Kosmos 482 nad europejskimi sensorami miał miejsce o godzinie 08:04. Kolejny przelot nad Europą spodziewany był około 09:50, jednak sonda nie została już zarejestrowana, co sugeruje jej wejście w atmosferę Ziemi. Informację o deorbitacji sondy potwierdzają rosyjskie źródła. Jak podaje Interfax, powołujący się na Roskosmos, sonda wleciała w atmosferę o 9:24 czasu moskiewskiego. W Polsce była wtedy 8:24. - Orbita mogłaby na to wskazywać. Ta sonda rano przeleciała nad Polską, została zauważona przez stację radarową, chyba niemiecką, i potem ta orbita prowadziła nad Oceanem Indyjskim, więc jest to prawdopodobne - ocenia Jarosław Juszkiewicz.

amazon
Amazon wystrzelił swoje pierwsze satelity w kosmos. Konkurencja dla Starlinka
Źródło: Reuters

Własności atmosfery utrudniają prognozowanie

Eksperci podkreślają, że nie było możliwości, by przewidzieć, gdzie konkretnie spadnie sonda. - Atmosfera bywa bardzo różna. Czasem jest bardziej gęsta, czasem mniej. Przelatujące blisko Ziemi takie sondy czasami napotykają w niektórych obszarach atmosfery większy opór, a w innych trochę mniejszy, dlatego my nie potrafimy tego przewidzieć - wyjaśnia Karol Wójcicki. Dlatego warto to raz jeszcze podkreślić. Ryzyko, że coś spadnie z kosmosu, jest niewielkie.

- Śmiecimy nie tylko na Ziemi, ale także w kosmosie, wysyłamy różnego rodzaju rakiety, no i czasami zdarzają się wypadki, tak jak na przykład było przy okazji rakiety Falcon 9 - wskazuje Hubert Kijek.

Przypomnijmy, że 9 lutego w niekontrolowany sposób w atmosferę wszedł nad Polską człon rakiety Falcon 9 firmy SpaceX. Tylko tego dnia w kilku miejscach w Wielkopolsce znalezione zostały trzy pierwsze obiekty mogące być fragmentami rakiety. Ostatni z fragmentów został znaleziony pod koniec marca. W wyniku braku wydania odpowiednich ostrzeżeń posadę stracił prezes Polskiej Agencji Kosmicznej.

Sprawę upadku części rakiety Falcon 9 badała prokuratura. Po ustaleniach postanowiła sprawę umorzyć. Według śledczych nie doszło do popełnienia przestępstwa.

Czytaj także: