Armia na ulicach Katmandu. Trwają rozmowy w sprawie ustanowienia rządu tymczasowego

Koniec protestów w Nepalu
Armia na ulicach Katmandu. Trwają rozmowy w sprawie ustanowienia rządu tymczasowego
Źródło: Monika Krajewska/Fakty TVN
Zaczęło się od decyzji władz Nepalu o wyłączeniu w całym kraju mediów społecznościowych - wybuchły protesty i polała się krew. Zginęło kilkadziesiąt osób, spłonął parlament, do dymisji podał się premier. Młodzi ludzie powiedzieli dość biedzie, korupcji i cenzurze. Armia wyszła na ulice stolicy kraju, Katmandu, żeby pilnować porządku.

Na razie nie wiadomo, kto tak naprawdę rządzi dziś Nepalem. Kraj leżący u stóp Himalajów pogrążył się w chaosie spowodowanym krwawymi zamieszkami i największym politycznym kryzysem od lat.

- Skorumpowani politycy powinni zostać wyrzuceni z parlamentu, a władze powinni przejąć nowi, młodzi liderzy. Muszą mieć wizję, która zadowoli młode pokolenia - stwierdził Avash Regmi, uczestnik protestu.

Na ulicę wyszli przede wszystkim młodzi ludzie. To protest pokolenia Z. Sprzeciw zaczął się od krążących w mediach społecznościowych zdjęć dzieci i polityków obnoszących się z bogactwem i luksusami. Punktem zapalnym był jednak nałożony przez władze zakaz działalności dla ponad 20 znanych platform społecznościowych.

- To zagraża naszej wolności słowa. Chcą nas kontrolować jak w dyktaturze. Nie wiem, czego się spodziewać po tych politykach. Mam ich powyżej uszu - powiedział Samundra Pokharet, uczestnik protestu. - To sprzeciw nowego pokolenia Nepalczyków. Narzucono nam niewolniczy system, a wysocy rangą politycy nadużywają władzy, łamią prawa człowieka - stwierdził inny protestujący.

Sprzeciw wobec korupcji

Zakaz uderzył w prywatne życie Nepalczyków i został odebrany jako sposób na uciszenie internetowych dyskusji o nadużyciach rządzących.

- Liczymy, że w przyszłości nie będzie już takiej korupcji. Miliony młodych ludzi musiały wyjechać za granicę, a powinni móc zostać w Nepalu i tutaj znaleźć zatrudnienie - skomentowała Srijana Bhujel, mieszkanka Katmandu.

W krótkim czasie demonstracje przybrały krwawy obrót. Doszło do aktów wandalizmu, brutalnych start z policją i służbami bezpieczeństwa, które użyły gumowych kul i gazu łzawiącego.

Gdy premier ogłosił rezygnację, tłum przypuścił szturm na parlament. Część ministrów uciekła ze stolicy. Doszło do podpaleń budynku Sądu Najwyższego i domów polityków.

Zniszczony budynek parlamentu w Katmandu
Zniszczony budynek parlamentu w Katmandu
Źródło: EPA/PAP/NARENDRA SHRESTHA

Przywrócony dostęp i rozmowy o nowym rządzie

- Aktualne protesty, ten ich gwałtowny i brutalny przebieg, jest taki bez czytelnych haseł politycznych. Po prostu ludzie protestują, jest to wyraz złości, natomiast nie ma propozycji alternatywnego porządku politycznego - ocenił dr hab. Łukasz Fyderek z Instytutu Bliskiego i Dalekiego Wschodu na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie.

Po protestach władze Nepalu przywróciły dostęp do serwisów społecznościowych. Trwają rozmowy na temat ustanowienia tymczasowego rządu, pośredniczy w nich armia.

- Naszym najważniejszym interesem i wspólnym obowiązkiem jest uspokojenie obecnej trudnej sytuacji i ochrona narodowego dziedzictwa, publicznej i prywatnej własności, a także danie poczucia bezpieczeństwa obywatelom - oświadczył gen. Ashok Raj Sigdel, szef sztabu nepalskiej armii.

Protestujący domagają się rozwiązania parlamentu i wyboru tymczasowego premiera. W Katmandu wciąż obowiązuje godzina policyjna, a armia patroluje ulice.

Czytaj także: