Najpierw firma innogy Polska informowała o podwyżkach, teraz wraca do stawek za prąd z połowy ubiegłego roku. Do części klientów w ostatnich dniach dotarło już pismo w tej sprawie. "Nowa taryfa zawiera ceny za energię elektryczną obniżone o 12 procent w stosunku do taryfy przesłanej przez innogy Polska pod koniec 2018 roku oraz niższą opłatę handlową" - czytamy.
"Ze względu na bardzo duży wzrost cen energii na rynku hurtowym, od 1 stycznia 2019 roku innogy Polska wprowadziło nowe ceny i stawki opłat za energię elektryczną. Zawiadomienie o zmianie taryfy i OWU (Ogólne Warunki Umowy) odbyło się jeszcze przed zapowiadanymi przez rząd zmianami" - tłumaczyli przedstawiciele firmy w odpowiedzi przesłanej tvn24bis.pl.
Pod koniec stycznia tego roku zarząd innogy Polska podjął jednak decyzję o zatwierdzeniu nowych, niższych taryf dla odbiorców grupie taryfowej G, czyli gospodarstw domowych. Informacja w tej sprawie w ostatnich dniach trafiła do części klientów pocztą.
Innogy wraca do starej taryfy
Jak czytam w piśmie przesłanym przez innogy Polska, nowe taryfy obowiązują od początku 2019 roku i zastępują taryfę przesłaną pod koniec 2018 roku. Najważniejszą zmianą dla klientów jest powrót do starej stawki za 1kWh energii w grupie taryfowej G11. Stawka po zmianach ponownie wynosi 0,3397 zł brutto.
"Nowa taryfa zawiera ceny za energię elektryczną obniżone o 12 procent w stosunku do taryfy przesłanej przez innogy Polska pod koniec 2018 roku oraz niższą opłatę handlową" - czytamy w piśmie wysłanym przez firmę.
"Ewentualne nadpłaty, dokonane przez klientów innogy Polska S.A. na podstawie wystawionych w styczniu 2019 roku prognoz, skorygowane zostaną w fakturze za najbliższy okres rozliczeniowy" - dodano.
Akceptacja nowej taryfy nie wymaga podpisywania jakichkolwiek dokumentów. Jednocześnie zaznaczono, że klientom przysługuje prawo nieprzyjęcia taryfy i wypowiedzenia umowy w ciągu 14 dni od dnia otrzymania pisma.
Zastrzeżenia Komisji Europejskiej
Przedstawiciele innogy Polska podkreślili, że decyzja o powrocie do starych stawek, to wynik ustawy obowiązującej od początku 2019 roku.
"Realizując obowiązek wynikający z ustawy z dnia 28 grudnia 2018 roku o zmianie ustawy o podatku akcyzowym oraz niektórych innych ustaw, innogy Polska S.A. wprowadza do rozliczeń ze swoimi klientami ceny za energię elektryczną i stawki opłat tożsame z cenami i stawkami zawartymi w Taryfie innogy Polska S.A. obowiązującej w dniu 30 czerwca 2018 roku" - podkreślono.
Zastrzeżenia do niej zgłosiła Komisja Europejska. Stąd potrzebna była nowelizacja przepisów, która w tym tygodniu została podpisana przez prezydenta Andrzeja Dudę. Nowelizacja przywróciła między innymi Prezesowi URE wyłączne prawo do ustalania opłat za przesył i dystrybucję energii elektrycznej.
Resort ciągle nie wydał jednak rozporządzenia, które miałoby szczegółowo pokazać, jak realizować zapisy ustawy.
Wnioski taryfowe
Innogy to jedna z firm energetycznych, która sama kształtuje cennik. Nie musi w tym celu składać wniosku taryfowego do Urzędu Regulacji Energetyki. Inaczej niż państwowi sprzedawcy: PGE Obrót, Energa Obrót, Tauron Sprzedaż i Enea. Klienci tych firm nadal płacą rachunki zgodnie z poziomem ustalonym w ubiegłym roku. Spółki złożyły wprawdzie wnioski taryfowe w połowie listopada ubiegłego roku, w których wnioskowały o średnio ponad 30-procentowe podwyżki taryf dla gospodarstw domowych. Jednak zgody nie wyraził na to prezes URE.
Agnieszka Głośniewska, rzecznik prasowy URE, w rozmowie z TVN24 na początku stycznia, tłumaczyła, że fakt, iż innogy Polska nie podlega pod Urząd Regulacji Energetyki "wynika z zaszłości historycznych i rozwoju rynku energii".
- Kiedyś było tak, że taryfowane było wszystko: wytwarzanie, obrót i dystrybucja energii. Stopniowo od tego odchodziliśmy. Wytwarzania już nikt nie taryfuje, natomiast jeżeli chodzi o przedsiębiorstwa, które sprzedają nam energię one są zobowiązane do przedkładania swoich cenników prezesowi Urzędu Regulacji Energetyki, jeżeli chodzi o sprzedaż do gospodarstw domowych. Natomiast firma innogy, wtedy jeszcze RWE, uzyskała sądownie inny status - tłumaczyła Głośniewska.
W efekcie, choć firma składała wcześniej wnioski taryfowe do URE, to zmieniło się to na początku obecnej dekady. Podobnie funkcjonuje także kilkadziesiąt mniejszych przedsiębiorstw sprzedających prąd w Polsce.
"Jestem dobrej myśli"
Brak rozporządzenia do ustawy sprawia, że nadal nie wiadomo, jak dokładnie ma ona działać. W kraju nadal są przypadki, że podmioty samorządowe, czy firmy dostają wyższe rachunki za prąd.
Na ten temat mówił w czwartek w programie "Fakty po Faktach" w TVN24 premier Mateusz Morawiecki. - Tam, gdzie mamy bezpośredni wpływ, mianowicie dla taryfę gospodarstw domowych (...), tam nie ma żadnych podwyżek. Zgodnie z naszą obietnicą tak to zrobiliśmy - podkreślił.
Premier dopytywany o 100-procentowy wzrost cen prądu między innymi w kompleksie rekreacyjnym w Jeleniej Górze, wskazywał, że rząd ma "przygotowane mechanizmy kompensacyjne". - Mamy uprawnienia, które normalnie wpłynęłyby do budżetu państwa, ale w budżecie państwa, pomimo "piątki PiS", mamy spore środki, konkretnie 5-6 miliardów złotych co najmniej, zagwarantowane na rekompensaty - tłumaczył Morawiecki.
- Jesteśmy bardzo dobrym krajem członkowskim Unii Europejskiej i chcemy zagwarantować, że to wszystko ma pozwolenie ze strony Komisji Europejskiej. Dlatego pan minister (energii) Krzysztof Tchórzewski jeździ do naszych kochanych komisarzy i przekonuje ich. Mam nadzieję, że będzie skuteczny. Jak tylko będzie stamtąd zgoda, to będziemy uruchamiać mechanizmy kompensacyjne. Jestem dobrej myśli, że pan minister wynegocjuje to, co zapowiedział w Brukseli - dodał.
Ustawa zakłada - zgodnie z zapewnieniami rządu - że nie będzie żadnych podwyżek cen prądu. Do tego potrzebne jest uruchomienie mechanizmów kompensacyjnych. Różnicę między rynkową ceną zakupu a ceną dla odbiorcy końcowego ma pokrywać Fundusz Wypłaty Różnicy Ceny.
Autor: mb//bgr / Źródło: tvn24bis.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock