Narodowy przewoźnik ma rok na przygotowanie strategii, która pozwoli mu przetrwać i zarabiać wśród nowych konkurentów, którzy wejdą na rynek w 2008 roku. Eksperci radzą, żeby się pospieszył - donosi "Gazeta Prawna".
Za stratę czasu LOT zapłaci stratą rynku przewozów transatlantyckich po wejściu w życie unijno-amerykańskiego porozumienia o otwarciu nieba nad Atlantykiem - ostrzegają znawcy sektora transportowego.
– Jeden rok to jest wystarczająco dużo, aby zbudować strategię, siatkę połączeń i wynegocjować warunki współpracy z liniami krajów, do których będzie się latać. Ale LOT musi to robić szybko, dynamicznie i pokazywać, że mu zależy i że warto z nim współpracować. Otwarcie nieba spowoduje spadek cen biletów, a to wywoła wzrost popytu na usługi. Należy się spodziewać, że będą rosnąć także przychody firm lotniczych – wylicza prof. Elżbieta Marciszewska z katedry transportu SGH, Jak dodaje, chociaż LOT jest w bardzo trudnym położeniu, nie stoi jeszcze na przegranej pozycji.
Eksperci sądzą też, że firma powinna skupić się na przewozach europejskich i ograniczyć do niezbędnego minimum inną działalność. – Uważam, że loty transatlantyckie to nie jest dobry model docelowy dla LOT. Rola portu przesiadkowego w Warszawie zmalała. Jeśli mieszkaniec Gdańska czy Krakowa ma się gdzieś przesiąść, to wygodniej mu lecieć do Frankfurtu niż Warszawy. Na obcokrajowców tez nie ma co liczyć. Zamiast tego warto rozwinąć loty do głównych miast w Europie, pomijając peryferyjne ośrodki, jak Lubljana czy Belgrad – mówi Włodzimierz Rydzkowski, ekspert z Uniwersytetu Gdańskiego.
Źródło: "Gazeta Prawna"