Opłatki wypiekało się w "żelazku". I nie tylko łamano się nimi podczas wigilii, ale też robiono z nich świąteczne ozdoby, nazywane światami. Jako symbol świata, którego narodzony w Betlejem Chrystus został królem. O tym wszystkim można się było dowiedzieć w Podlaskim Muzeum Kultury Ludowej w Wasilkowie (woj. podlaskie) podczas warsztatów poświęconych świątecznym tradycjom.
- Opłatki oraz zwyczaj dzielenia się nimi podczas wieczerzy wigilijnej znany jest w Polsce od XVII-XVIII wieku. Przyjął się najpierw na dworach szlacheckich, później zaś dotarł do miasta, a na koniec trafił też na wieś. Na Podlasiu nastąpiło to w pierwszej połowie XIX wieku - mówi Dorota Kulesza z działu edukacji Podlaskiego Muzeum Kultury Ludowej w Wasilkowie.
W przedświąteczną niedzielę prowadziła w skansenie warsztaty rodzinne, podczas których można się było dowiedzieć m.in., w jaki sposób przed laty wypiekane były opłatki.
Formy do wypieku opłatków smarowało się pszczelim woskiem
- Używane do tego narzędzie nazywane było "żelazkiem". Były to - zakończone długimi rączkami i połączone ze sobą - żeliwne formy. Jedna forma była płaska, a druga miała wygrawerowane różne wzory, na przykład w kształcie krzyża. Formy wkładało się do pieca, a gdy były już gorące, do tej wygrawerowanej wlewało się ciasto, które trzeba było przycisnąć drugą blaszką – opowiada nasza rozmówczyni.
Zanim to jednak nastąpiło - po to żeby ciasto nie przywierało do form - trzeba je było czymś posmarować. Jako że podczas wigilii obowiązuje post, nie mogło być mowy na przykład o smalcu.
- Używano więc pszczelego wosku, który wkładało się do lnianej ściereczki i w ten sposób smarowało blaszki. Wosk, pod wpływem ciepła, przenikał przez ściereczkę i natłuszczał formy. Swego rodzaju "skutkiem ubocznym" tych zabiegów był fakt, że wypieczone w ten sposób opłatki pachniały lekko miodem - podkreśla Dorota Kulesza.
"Żelazko" trzeba było włożyć do pieca i obracać w obie strony
Po tym jak ciasto (a była to mąka pszenna zmieszana z wodą, w takiej konsystencji jak przy robieniu naleśników) zostało już wlane, formy były zamykane i wkładane do pieca.
– Trzymając za rączkę należało obrócić "żelazko" raz na jedną, raz na drugą stronę. Po chwili pieczenia opłatek był już gotowy. Umieszczało się go w papierku i wkładało do grubej księgi – najczęściej Biblii - żeby się wyprostował, bo gdy był jeszcze ciepły, bardzo szybko zwijał się w rulonik – zaznacza prowadząca warsztaty.
Dodaje, że w taki sam sposób wypiekano również kolorowe opłatki dla zwierząt, z tym że do ciasta należało dodać naturalne barwniki, na przykład sok z buraka czy też z marchewki.
- Pierwotnie wyrobem opłatków zajmowali się zakonnicy i zakonnice, z czasem funkcję tę przejęły również osoby współpracujące z parafiami – organiści czy też kościelni. Po tym, jak opłatki zostały poświęcone w świątyni, ksiądz roznosił je po domach parafian – mówi.
Dzielenie się opłatkiem zaczynała najstarsza osoba przy stole
Zaznacza, że choć zgodnie z jedną z teorii, zwyczaj dzielenia się opłatkiem wywodzi się z tradycji dzielenia się chlebem przez pierwszych chrześcijan, to inna teoria mówi o tym, że chlebem dzielono się jeszcze w czasach przedchrześcijańskich i już wtedy stanowiło to symbol pojednania.
- Tak jest i dzisiaj. Dzieląc się opłatkiem wybaczamy sobie nawzajem winy. Przed laty na Podlasiu był taki zwyczaj, że dzielenie się opłatkiem rozpoczynała najstarsza osoba, która zasiadała do wigilijnego stołu. Brała pierwszy opłatek i dzieliła się nim podchodząc do pozostałych osób. Dopiero później pozostali dzielili się między sobą. W niektórych rodzinach jest tak do tej pory, choć to już rzadkość – podkreśla Dorota Kulesza.
Światy, czyli świątecznie ozdoby w kształcie kuli
Niewielu pamięta też o światach. Czyli, nieznanych w innych krajach, najstarszych polskich ozdobach świątecznych, które wykonywało się z wyciętych fragmentów opłatka, połączonych w przestrzenne kompozycje.
Czytaj też: Choinki brało się na "furę", przed Bożym Narodzeniem szło na "rybkę", a do Ogrodu Saskiego by "się pokazać"
- Najczęściej konstrukcje te miały kształt kuli – symbolu świata, którego narodzony w Betlejem Chrystus został królem. Stąd też ozdoby te nazywane były właśnie światami. Niektórzy określali je też mianem wilijek, bo wykonywano je tylko i wyłącznie w wigilię Bożego Narodzenia – zaznacza nasza rozmówczyni.
Ozdoby te – podobnie jak same opłatki - pojawiały w XVII-XVIII wieku najpierw na dworach szlacheckich, by w XIX wieku trafić również pod strzechy. Były szczególnie popularne na Podhalu, Śląsku Cieszyńskim czy też ziemi lubelskiej. Na Podlasie "przywędrowały" na początku XX wieku.
Wspominali o nich Henryk Sienkiewicz oraz Juliusz Słowacki
- Przygotowanie światów ze względu na kruchość materiału wymagało skupienia i cierpliwości. Zawieszano je - za pomocą lnianych nici lub końskiego włosia - na choinkach czy na belkach pod sufitem. Oprócz kul robiono też inne konstrukcje, na przykład kołyski dla Jezusa, gwiazdki czy półksiężyce – mówi Dorota Kulesza.
Uczestnicy warsztatów mogli sprawdzić swoje siły w robieniu takich ozdób. Powstało sporo ciekawych konstrukcji.
- Niegdyś wierzono, że obecność w domu światów przynosi szczęście i błogosławieństwo. Stąd też trzymano je jak najdłużej. Nawet - jeśli się nie kruszyły - aż do następnej wigilii. O światach można też przeczytać w polskiej literaturze. Wspomina o nich chociażby Henryk Sienkiewicz w "Potopie", Władysław Reymont w "Chłopach" czy Juliusz Słowacki w "Horsztyńskim" – podkreśla nasza rozmówczyni.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Podlaskie Muzeum Kultury Ludowej